Rozdział 10

276 19 0
                                    

Adam

Wchodząc do domu, już od progu czułem boski zapach, który wywoływał ssanie w moim żołądku. Coś mi się wydaje, że chyba dzisiaj ja będę zmywał po kolacji.
Wszedłem do jadalni i ujrzałem boski tyłek Dorothy w ciemnozielonej dopasowanej sukience, seksownie wypięty w moją stronę, gdy dziewczyna sięgała do świec, by je zapalić. Poczułem ucisk w spodniach, ale starałem się nad sobą panować.
- Dobry wieczór. - odezwałem się, a kobieta przede mną odwróciła się do mnie z uśmiechem. Wtedy ucisk w spodniach zmienił się w bolesne pulsowanie. Jej piersi podkreślone stanikiem sukienki... Kurwa, mam ochotę wziąć ją na tym stole. - Nie wiedziałem jakie lubisz, więc poprosiłem o bukiet ze wszystkimi kolorami, jakie są. - podchodzę do niej i staram się skupić na jej twarzy, a nie cyckach.
- Dziękuję. - cmoka mnie w policzek. - Wiesz, że każdy kwiat i jego kolor mają swoje znaczenie? - pyta, wstawiając kwiaty do wazonu.
- Opowiesz mi zaraz. - przyciągam ją do siebie. - Ślicznie wyglądasz. - delikatnie całuję jej słodkie usta.
- Cieszę się, że Ci się podobam. - odpowiada, gdy się od siebie odrywamy. - Siadaj, już podaję kolację. - wyplątuje się z moich ramion. - Otworzysz wino?
Chwilę później delektuję się smakiem krewetek z curry i chili, sałatką z jakimiś różowymi pestkami oraz świeżą bagietką z masłem czosnkowym. Dobra, przyznaję się. W kwestii kuchni jestem totalnym ignorantem i nawet wodę na herbatę potrafię przypalić. Ale jeść lubię, a to, co mi zaserwowała Dorothy, smakuje mi bardzo.
W czasie posiłku słucham, co mówi o kwiatkach i ich znaczeniu. Zapamiętuję tylko, żeby nie kupować jej żółtych bo oznaczają rozstanie, a ja nie chcę się rozstawać z Dory.
Po kolacji, zgodnie z zakładem, zabieram się za zmywanie - ręcznie. Dziewczyna proponuje mi pomóc, ale unoszę się honorem. Zakład to zakład. Dam radę.
W czasie, gdy ja zmywam, ona opowiada mi o spotkaniu z Sonią, co kupiły na jutro dla dzieci i w końcu o Adrianie. Miska mi się cieszy, gdy słucham opowieści dziewczyny.
Trzymam kciuki za niego i Sonię. Może coś z tego wyjdzie. Może to właśnie jest to. Może oboje są dla siebie lekarstwem na ich traumy. A jeśli nawet nie wyjdzie, to spędzą ze sobą kilka fajnych chwil.
Po kolacji i zmywaniu (zmywarkę musiał wymyślić facet i to taki, któremu żona kazała często zmywać hehe) przenosimy się na kanapę. Taką mam ochotę dobrać się do Dory. Wygląda tak kusząco w tej sukience. Oj, chyba dzisiaj prysznic jest mój.
Kiedy ja opowiadam o dniu przepełnionym upierdliwymi dziennikarzami i oświadczeniu, że moja narzeczona ceni sobie swoją prywatność i wszelkie próby jej naruszenia skończą się w sądzie, zielonooka usadawia się na piętach, jeszcze bardziej eksponując swoje wdzięki.
Chwytam pilot i włączam muzykę.
- Zatańczymy? - pytam, wyciągając do niej rękę. Chwilę później bujamy się delikatnie w rytm piosenki. - Tak wieczory mogę spędzać codziennie. - szepczę jej do ucha. - Z Tobą.- dodaję, gdy podnosi na mnie wzrok. Uśmiecha się, a ja czuję, że kolana mi miękną, a kutas twardnieje.
- Napisałeś mi, że chcesz o coś zapytać. - wysuwa się z moich ramion i wraca na kanapę, gdy kończy się piosenka.
- Śniłem Ci się? - pytam z zadziornym uśmieszkiem, a ona oblewa się rumieńcem.
- Śniło mi się, że byliśmy na rajdzie samochodowym. Auto wypadło z toru i wbiło się w drzewo, a ja wiedziałam, że to auto prowadziłeś Ty. Tam było mnóstwo ludzi, ale nie mogli Cię wyciągnąć z tego wraku, a ja nie mogłam się tam dopchać. - widzę, że oczy się jej robią szklane. Podchodzę szybko do niej i siadam, ją wciągając na swoje kolana.
- To był tylko sen. - kołyszę ją delikatnie. - Chociaż zdarza mi się brać udział w rajdach samochodowych, to nie są to takie typu wyścigi ulicami Nowego Jorku, jak w Szybkich i Wściekłych. Bardziej rajd przez pustynię, z dobrym sprzętem i zapleczem organizacyjnym. - Dory patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. - Nie patrz tak na mnie. - śmieję się. - Dawno tego nie robiłem. Nie mam na to czasu. Opowiedz mi coś o sobie. - proszę, chcąc zmienić temat.
- Urodziłam się i wychowałam w Argyle. To taka mała mieścina dwieście kilometrów od Nowego Jorku. Moja matka odkąd pamiętam strasznie kontrolowała ojca i ciągle oskarżała go o zdradę. Kiedy miałam dziewięć lat zrobiła mu awanturę o sąsiadkę, której naprawiał klimatyzację. Rzucała talerzami i wyrzuciła go z domu. Wrócił pod jej nieobecność, spakował się i na prawdę odszedł. Od tamtej pory go nie widziałam, mimo że regularnie przysyłał nam pieniądze. Wtedy moja matka swoje chore wizje przelała na mnie. Do tego doszedł jeszcze jakiś fanatyzm religijny. Codziennie biegała do kościoła, zmuszała mnie żebym się z nią modliła, straszyła piekłem i wiecznym potępieniem. Chociaż nie zawsze tak było. Były takie dni, kiedy czuła się dobrze. Wtedy przepraszała mnie, gotowała różne przysmaki i była przykładną matką. Szkoda, że było ich tak niewiele.
W dniu, w którym odebrałam świadectwa ukończenia liceum, mama spowodowała pożar. Dom spłonął niemal doszczętnie, a ją ledwo uratowali. Wtedy została dokładnie przebadana i stwierdzono u niej chorobę afektywną dwubiegunową. Po wyleczeniu poparzeń została umieszczona w szpitalu psychiatrycznym. Moja wychowawczyni z liceum przygarnęła mnie do siebie. Wywalczyła rentę dla mamy, przez co nie muszę się martwić o rachunki za szpital. Mąż mojej nauczycielki załatwił mi płatny staż w kancelarii adwokackiej na okres wakacji, a od października poszłam na studia. Całe studia pracowałam, by się utrzymać w Nowym Jorku. Matki nie odwiedzam. To nie ma sensu. Ona mnie nie poznaje i opowiada mi, że miała kiedyś córkę, ale ją zgubiła i zaczyna płakać. To strasznie boli. - ocierałem łzy spływające po jej policzkach. Straszne, ile ta drobna istota wycierpiała w życiu. - Dzwonię do szpitala co jakiś czas, aby się dowiedzieć, jak wygląda sytuacja. Ostatnio lekarz mi powiedział, że matka zaczęła się okaleczać. Drapie się po całym ciele do krwi. Muszą ją trzymać w kaftanie bezpieczeństwa bo stanowi zagrożenie dla siebie i innych osób. A wracając do mnie, jeszcze przed obroną dyplomu złożyłam podanie o pracę w waszej firmie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak zmieni się moje życie. - dziewczyna zawiesza głos.
- Hej.- podnoszę jej podbródek, zmuszając by na mnie spojrzała. - Gdyby nie to, byśmy się nigdy nie spotkali. Wiem, że to co Cię spotkało, było straszne, ale teraz już jesteś bezpieczna. Nikomu nie pozwolę Cię skrzywdzić. - Dory wtula się we mnie i wzdycha ciężko.
- Chciałabym Ci wierzyć, ale wszystko co się dzieje dokoła mnie jest tak mało realne, że boję się obudzić z tego snu.
- To nie jest sen. - ponownie unoszę jej twarz do góry i składam na jej ustach pocałunek. Najpierw delikatnie, ale kiedy dziewczyna go odwzajemnia, pogłębiam go i wkładam w niego całą namiętność, która się we mnie kłębi. Kobieta wpłata palce w moje włosy i delikatnie ciągnie za końcówki, na co reaguję cichym warknięciem. Przenoszę dłonie na biodra dziewczyny i przyciągam ją mocniej do siebie. Odrywam usta od jej, by przenieść się na jej szyję. Dory odchyla głowę, dając mi lepszy dostęp do siebie. Z jej ust wyrywa się cichy jęk. Przechylam ją tak, że leży pode mną. Znowu wracam do jej słodkich ust. Rękę wsuwam pod materiał sukienki. I wtedy zaczyna dzwonić telefon w mojej kieszeni. Kurwa jego mać! Kto mi przeszkadza w takim momencie? Dory wysuwa się z moich objęć i wstaje z kanapy, kierując się do łazienki. Patrzę tęsknym wzrokiem na jej seksowny tyłeczek i odbieram połączenie, nawet nie patrząc kto dzwoni. Okazuje się, że to mój, jak by to nazwać, kandydat na szwagra. Moja siostrzyczka się upiła i śpi w klubie na sofie, a jego nie chcą do niej wpuścić bo nie jest w stanie udowodnić, że jest jej chłopakiem. Kurwa. Już ja gówniarze przemówię do rozumu.
Kiedy Dory wychodzi z łazienki, jestem gotowy do wyjścia. Mówię tylko, że muszę odebrać pijaną Nicole z klubu i niedługo wrócę. Pyta, czy ma jechać ze mną, ale zaprzeczam. Dziewczęta kiwa głową i wraca do salonu.
Do klubu dojeżdżam w dwadzieścia minut. Przed wejściem widzę Bena, który próbuje przekonać bramkarzy do wpuszczenia go do środka. Na szczęście, klub należy do mojego kumpla i ochroniarze mnie znają. Podchodzę do mężczyzn i witam się z Benem. Bramkarze od razu zmieniają nastawienie i przepraszają chłopaka, że mu nie wierzyli.
- Jak to się stało, że jej koleżanki wyszły, a ją zostawiły? - pytam kelnerki, która pilnuje śpiącej Nicole.
- Zamierzały wyjść razem. - odpowiada dziewczyna. - Ale doszły tutaj i ją (pokazuje na moją siostrę) dosłownie ścięło. Nie była w stanie zrobić kroku. Tamte ją tu zostawiły i jakoś się doczołgały do taksówki.
- Zajebiste przyjaciółki. - mruczymy jednocześnie ja i Ben.
Dziękuję dziewczynie i wciskam jej w dłoń banknot studolarowy. Przez czas, kiedy pilnowała zalanej w trupa Nicole nie obsługiwała gości i nie zarobiła centa na napiwkach. Ja zgarniam Nicole na ręce, a Ben zabiera jej rzeczy i wychodzimy.
Ustalamy, że zawiozę ich do mieszkania chłopaka. Jak by nie było, lepiej żeby rodzice nie widzieli jej w takim stanie.
Po drodze chłopak mi opowiada czym się zajmuje i szczerze mówiąc, podoba mi się. Jest młody, ale jest bystry, zaradny i odpowiedzialny. Cieszę się, że moja siostra znalazła takiego faceta. Ja ze swojej strony, podpowiadam mu, co zrobić by utemperowac trochę rozpuszczony charakterek mojej siostrzyczki. Nikt jej nie zna, jak ja. Mam nadzieję, że posłucha i im się uda bo fajna z nich para i widzę, że chłopakowi na prawdę na niej zależy.
Kiedy moja siostunia jest już w łóżku, zaopatrzona w wodę, ręczniki i miskę (na wszelki wypadek), Ben proponuje mi piwo, ale widząc która jest godzina, dziękuję mu i opuszczam jego mieszkanie. Polubiłem tego chłopaka i chętnie się z nim spotkam.
Kiedy docieram do domu, jest grubo po pierwszej. W całym domu jest ciemno. Po cichu wchodzę do sypialni i się rozbieram. Ostrożnie wsuwam się do łóżka i przytulam do śpiącej dziewczyny. Ona układa się wygodnie na moim ramieniu. To mi się wydaje tak naturalne, jak by tak było zawsze i na zawsze tak miało pozostać. Ja też niemal natychmiast zasypiam.

Zapisane w gwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz