Day.7

3.1K 26 2
                                    

Streszczenie:

- Tęskniłem za tobą.

Harry uśmiechnął. - To tylko kilka minut, skarbie.
- Nie, miałem na myśli... - Louis westchnął z ulgą i nie dokończył, zamiast tego postanowił go pocałować.

Bał się, że to będzie jedna z tych odległych, mroźnych nocy, w których będą się kłócić, szarpać i przemykać obok siebie, Harry wściekły na Louisa z jakiegoś powodu, którego Louis nie mógł nazwać. To były noce, w których Louis widział cień rozczarowania w oczach Harryego; noce, w których wydawało się, że ich miłość zaginęła gdzieś między kuchnią a sypialnią, wśród brudnych naczyń i zagubionych zabawek oraz ich dwójką bardzo małych dzieci. Ale wydawało się, że mogło być teraz z nimi w porządku, z powrotem na dobrej drodze z powodu ich zabawnej rozmowy w łazience, i jeśli Harry chciałby, żeby Louis był nagi na kolanach, właśnie to zrobiłby Louis.
(Harry jest zrzędliwy i samotny po długim tygodniu. Bezpośredni komentarz Louisa na temat urlopu macierzyńskiego współpracownika rozpoczyna rozmowę, która dostaje się do Harryego głowy i do jego serca.)

Louis pochylił się po pocałunek. Ponownie poruszył biodrami, topiąc się ciepło wokół Harryego, który obiema rękami trzymał jego tyłek. Jego dłonie przesunęły się po klatce piersiowej Harryego, miłośnie pieszcząc tam szerokie, znajome mięśnie. Tak silny, taki solidny.
- Spójrz na siebie... - jęknął Harry. Pokręcił głową, jak gdyby Louis był tak piękny, że trudno było na niego patrzeć, i to sprawiło, że Louis był jednocześnie zawstydzony i odważny.

Przyszedł mu do głowy pomysł, kiedy obserwował jak uwielbiające, głodne oczy Harryego przeszukują jego tors i brzuch, jego ramiona falujące do przodu według ruchów bioder Louisa.

Nie był pewien, jak daleko się posunąć, gdzie to zabrać, ale chciał pokazać Harryemu, że jest oddany, gra o wszystko, co chciał, i że nie ma nic, czego by nie zrobił.

****

- Ubiegasz się o przerwę świąteczną, tak? Więc możemy spędzić trochę tego czasu u mamy - Harry zawołał. Stał u stóp łóżka obok kosza na bieliznę wypełnionego ciepłymi ubraniami z suszarki. Kolejny ekscytujący piątkowy wieczór u Tomlinson-Styles - pomyślał - w komplecie z rozgotowanym makaronem primavera, świnką Peppą i dwoma porcjami prania.

Przynajmniej wszyscy byli w stanie jeść razem, a dzieciaki spały mniej więcej na czas. Dwa małe cuda jednego wieczoru, za które Harry po długim tygodniu był wdzięczny.

Louis wyściubił głowę z łazienki. - Hmm? - Był świeżo wykąpany i odziany tylko w ręcznik; kilka pasm mokrych włosów wisiało na jego czole i szczoteczka do zębów wystawała z ust.

Harry odwrócił się do niego, gdy mówił, składając jedną z koszul Georgea, która kiedyś była biała, a teraz pasiasto-zielona. Próbował ukryć irytację w głosie.
- Powiedziałem, że musisz wziąć wolne w Boże Narodzenie. Więc wszyscy możemy udać do mamy.
- To jeszcze nie Halloween, skarbie - Louis kiwnął sennie głową w kierunku koszuli.
- Czy któryś z Teletubisiów rzygał na tym czy coś takiego? - Odwrócił się z powrotem do łazienki, nie czekając na odpowiedź Harryego.

Harry wrócił myślami do jego spektakularnie niefortunnej przerwy na siku tego ranka, podczas której jeden pies był w stanie wykonać więcej dewastacji niż cała czwórka przyjaciół Isabelle na jej przyjęciu urodzinowym kilka miesięcy temu podczas dekorowania babeczek.

Poszedł do łazienki, żeby nie musiał krzyczeć.
- Nie, Zuko wpadł w Georgea. - Harry przewrócił oczami, opierając się o framugę drzwi do łazienki.
- W każdym razie, nie możesz wziąć wolnego dziewięćdziesiąt dni do przodu? Chcę tylko mieć pewność, że tym razem je dostaniesz.

30 days of smutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz