1

1.6K 56 27
                                    

Szary sufit, szare ściany, szare meble, szare niebo i szara ziemia. Szare ulice i szare chodniki. Szare ubrania i twarze. Czym się różnią? 
Odcieniami, jedne są jaśniejsze, a drugie ciemniejsze. Tyle? Tyle.

Czyje życie otaczają różne odcienie szarości i czy zawsze tak było?

Tym nieszczęśnikiem był Alexander Gideon Lightwood. Czarnowłosy, wysoki  i młody nocny łowca. Najstarszy z trójki rodzeństwa i najbardziej szary.

Nie zawsze tak było. Jako dziecko widział mnóstwo kolorów. Jasne i ciemne, jarzeniowe i pudrowe. Ciepłe i zimne. Dziś żałował, że wtedy tego nie docenił. Czy brakowało mu kolorów?
Z czasem przestało.
Im był starszy tym więcej ich tracił. Najpierw zanikły jasne odcienie, gdyż te ciemne zdawały się jeszcze bronić, ale na nic.
Kiedy dorastał zostawały na niego nakładane kolejne obowiązki i jego życie stawało się bardziej monotonne. Jedynym promyczkiem szczęścia zdawało się wtedy być jego rodzeństwo.
Wiecznie roześmiane, gotowe na wszystko, widzące świat w wielu radosnych barwach.
Jednak i oni w jego oczach stracili kolory, kiedy przestali być zaledwie dziećmi, a zaczęli nastoletnie życie.
Jako nocni łowcy mieli pełne ręce roboty, ale jako że są młodzi było ich mniej. To szczęście miało jego rodzeństwo, ponieważ najstarszy Lightwood w ich wieku miał tyle obowiązków co dorosły Nefilim.
Zwłaszcza, że miał odziedziczyć instytut. 
Oddał całkowicie swoje życie rodzicom i ich woli. Nie miał nic do gadania, nawet nie wiedział co powiedzieć.
Czasami zazdrościł rodzeństwu wypadów do klubów lub na miasto. On w tym czasie musiał się uczyć i pracować. Najgorsze było to, że był w tym wszystkim sam. Nikt go nie pytał jak się z tym czuje, nikt go o nic nie pytał. Słyszał tylko rozkazy i zachcianki rodzeństwa.

Byli dla niego najważniejsi. Nawet uśmiechnął się, kiedy dowiedział się, że mogą iść z nim na misje. Jednak po czasie czasami przyłapywał się na tym, że żałuje.
Bał się o nich, nie chcieli słuchać jego rozkazów. 

Zwłaszcza Jace, który uważał się za niezwyciężonego.  Był to blondyn wzrostu Aleca o jednym oku niebieskim, a drugim brązowym, na które podrywał panienki.Jest też ich przybranym bratem. Był arogancki, zbyt pewny siebie i swojego uroku osobistego. 
(tak wiem raz pisze w czasie przeszłym, raz przyszłym, wybaczcie mi to)
To przez niego i jego niesubordynacje najczęściej Alec zbierał opierdziel.

Alec przestał się martwić o ich życie, a o to za co dostanie reprymendę przez nich.
Zawsze ich krył. Czuł, że to jest jego kolejny obowiązek. Nie musiał się dużo starać, bo nawet jakby zaprotestował wina leżałaby po jego stronie, bo to on miał ich pilnować, to on im dowodzi, to on jest starszym bratem, to on ma odziedziczyć instytut.

Jedyną chwilą oddechu, dzięki któremu jeszcze nie zwariował i nie stał się bezuczuciowym robotem były wieczoru na dachu. Stojąc tam strzelał z łuku. Dawało mu to pierwiastek szczęścia i dodawało siły. Dzięki temu łatwiej było się przystosować do czasami już mieszających się odcieni szarości.

Każdy dzień taki sam, zdawał się wypełniać jego życie ciągłą rutyną. 

Rano pobudka i krótka rozgrzewka przed treningiem, potem sam trening.
Następne było niejadalne śniadanie przygotowane przez Izzy.

Isabelle jest z wyglądu bardzo podobna do brata. Ma czarne długie włosy i jasną cerę. Dodatkowo ma piękne ciało modelki, którego atuty podkreśla często skąpymi strojami i typowym dla niej, dobrze dobranym makijażem. Kochała imprezy i chłopców. Niezła z niej flirciara, pewna siebie i silna młoda kobitka. Jednak grzechem jest wpuszczenie jej do kuchni.

Po torturach pod morderczym wzrokiem siostry, Alec miał w zwyczaju robić sobie kawę i udać się na dyżur przy monitorach.
Wtedy też czytał jakąś książkę i miał chwilę spokoju, do momentu, kiedy jego matka zasypywała go tonami papierów do wypełnienia.
Po dyżurze miał drugi trening i  po prysznicu udawał się z rodzeństwem na patrol. Chociaż nie zawsze.
Później jego rodzeństwo w zasadzie miało wolne do momentu, kiedy pojawiłaby się jakaś aktywność demonów, a on wykonywał polecenia rodziców.

Pracę nad dokumentami przerwał Alecowi głośny alarm, rozchodzący się po całym instytucie. Wstał momentalnie od biurka i zbiegł do głównego korytarza. Tam byli już Jace i Izzy zwarci i gotowi. Alexander zabrał swój łuk i po krótkiej konsultacji z Hodgem udali się na miejsce aktywności demonów.

Według radaru miało być ich tylko troje, więc nic ciężkiego. Dotarli na miejsce w bardzo krótkim czasie. Alec miał już powiedzieć jaki jest plan, kiedy to Jace ruszył do ataku uśmiercając jednego. Izzy poszła za przykładem adoptowanego, a najstarszy załamał ręce.
Nagle zabity demon się rozdwoił i ożył.
Zrobiło się gorąco i niebezpiecznie. Jace jakby zdał się tego nie zrozumieć, bo zabił tak samo oba demony i te znowu się rozdwoiły. Przymierzał się do tego jeszcze raz, ale siostra go zatrzymała. 
Stwory ich otoczyły. Teraz to Alexander jak zwykle musiał ratować sytuację. Wystrzelił jednę strzałę w sam siodek czarnego, czegoś przypominającego ogromnego skorpiona. Demon jakby samo zapłonął z przeraźliwym piskiem i znikł.
Młodsi szybko zrozumieli, że muszą bezpośrednio celować sam środek. Było ciężko, ale dali radę...nie do końca.  
Ostatni tuż przed śmiercią poważnie ranił Isabelle.
Dziewczyna osunęła się na ziemię. Alec wziął ją na ręce i zaczęli biegiem wracać do instytutu.

Od razu zanieśli ją do skrzydła szpitalnego, gdzie pojawili się medycy i kazali im wyjść.

-Alec! Co to ma znaczyć?

Maryse wydawał się być wściekła.

-Ja...One zaczęły się mnożyć i..

-Miałeś proste zadanie. Pilnować, żeby nic im się stało. Miałeś być odpowiedzialny. Dlaczego bierzesz  się za coś czemu nie podołasz? Uspokój swoje ego i zacznij myśleć o rodzeństwie.

Alec nie wiedział, czy jego matka nie pomyliła go przypadkiem z blondynem, który stał cicho. Nic się nie odezwał, nie stanął po stronie swojego parabatai.

Kobieta odeszła nie dając się wytłumaczyć chłopakowi. 
Po godzinie Izzy była już na nogach. Usłyszała od Jace’a o reprymendzie matki.

-Alec?

Weszła do jego pokoju, jej brat leżał na łóżku.

-Jak się czujesz?

-Tak mi przykro. To nie twoja wina, nie spodziwa…

-Izzy. Miałem was chronić. Jestem za was odpowiedzialny, powinienem to przewidzieć.

-Nie mów tak. Przepraszam, że znowu przez nas mama się na ciebie wkurzyła. Powinniśmy się ogarnąć, zwłaszcza że ona ostatnio chodzi cały czas zdenerwowana.

Przytuliła mocno brata.

Przytuliła mocno brata

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Odcienie Szarości [MALEC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz