8

1K 53 10
                                    

Wieczór był naprawdę przyjemny. Kiedy wrócili do loftu postanowili poczytać w swoim towarzystwie i napić po kolorowym drinku.
Usiedli razem na sofie. Magnus magią przebrał ich w dresy i luźne podkoszulki. Siedzieli boso z podciągniętymi kolanami pod brodą. 
Popijali drinki i utonęli w lekturach.

-Późno już. Powinniśmy zająć się kolacją. 

-To nie przyjdą?

-Przyjdą, ale lepiej się myśli przy dobrym posiłku.

Pstryknął palcami i znowu byli w bardziej “do ludzi” ubraniach.
Stanęli przy blacie, gdzie zaraz pojawiły się przed nimi warzywa i inne składniki.

-Makaron z brokułami w sosie. Luke’owi nie bardzo przypadnie do gustu, bo na co dzień je chińszczyznę. Za to Santiago nie będzie się wykłócał, bo zajmie się jedzeniem. Meliorn jak zwykle nic nie zje, ale też nic nie powie.

-A ty bez problemu namówisz ich do swoich planów.

-I bez tego bym dał sobie radę, ale zajęłoby to więcej czasu. Raphael jak zauważyłeś lubi obrażać i negować każdy pomysł. Na spotkaniach małej rady milczy i walczy z chęcią wojny na słówka z Maryse. Jednak tutaj będzie w swoich żywiole. Subtelnie zamykam mu usta.

-Cwane.

Alec postawił wodę na makaron, a Magnus zaczął przygotowywać sos.
Alexander począł kroić brokuły. Bane stanął blisko za nim, na ustach chłopaka pojawił się szczery uśmiech. Podobało mu się takie zachowanie czarownika. Chciał, aby ten go tak otaczał, aby jego ciepło grzało jego serce.
Było mu tak przyjemnie, że w tym wszystkim przychodziła nagła ochota na smakowanie tego źródła ciepła.
I tym razem tak było. Lightwood odwrócił się przodem do Bane’a i delikatnie zaatakował jego usta, co spowodowało u nich obojga spokojne westchnienie.

Nieoczekiwanie tempo przyspieszyło, a Alec wylądował na blacie. Siedział na nim, a Magnus stał między jego nogami i błądził dłońmi pod koszulką niebieskookiego.

Przyjemności przerwał im dźwięk kipiącej wody i przypalonego sosu.

Oderwali się od siebie i wrócili do poprzednich czynności. Cały czas uśmiech nie schodził im z twarzy. Gotowali dalej i, kiedy kończyli do drzwi zapukał już Seelie.

-Siadaj Meliornie. Aniele podaj do stołu. Ja zaraz przyjdę.

Alexander posłusznie zaczął wykonywać prośbę/ polecenie...Nie wiedział czym to było, ale nie ciążyło na nim. Magnus był mu wdzięczny za każdy, nawet najmniejszy szczegół, a Alec wzajemnie.

-Lightwood. Jesteś tak samo śliczny jak siostra.

-Znasz moją siostrę?

-Spotykamy się i wymieniamy informacjami. Nie wiedziałeś o tym? Dużo razy wam pomogłem.

-Mam nadzieję, że nie była bardzo niemiła…

-Była taka sama jak ty. Nie wdaliście się w rodziców. Co innego wasz przyrodni brat. Nienawidzi nas, a nie ma pojęcia kim była jego matka.

-Matka Jace’a? 

-I tak ci nie uwierzy jak mu powiesz.

-Hej! Słyszę, że Meliorn odzyskał język w ustach. Cudownie.

Powiedział czarownik wchodząc do kuchni. Zaraz po nim wszedł też Luke i Raphael.
Zasiedli do stołu i zaczęli spożywać posiłek.

-Jak wejdziemy z Alexandrem?

Zapytał wilkołak.

-Proponuję normalnie.

-Tak. Wejdziemy sobie normalnie z Lightwoodem, który wygląda jakby tydzień spędził na urlopie. Bardzo przekonujące, że jak znowu coś odwalą to im się to nie opłaci.

Prychnął wampir.

-Alec nie wejdzie z nami. Znaczy nie od razu. Rzucę na niego zaklęcie i zdejmę je, kiedy dojdziemy do porozumienia.

-Bo dojdziemy...Bane oni bezprawnie zabili dzieci i Tessę. 

Poraz kolejny prychnął.

-Magnus miał rację. Musi poczuć jak...musi widzieć jak jej dziecko cierpi.

Wtrącił Alec.

-Nie wierze, że to powiem, ale zgadzam się z Lightwoodem.

Powiedział Santiago.

-Czyli, chcesz żebyśmy się teraz na ciebie rzucili, żeby pokazać się ledwo żywy matce? Bane zrobiłeś z niego masochistę? 

-Czemu nie?

-Ja się nie zgadzam.

Przerwał czarownik.

-A gdyby tak zamiast rozlewać krew, zająć się psychiką? Ciało łatwo uleczyć i głębokie rany ich nie ruszają. Za to, kiedy łowca traci zdolność zdrowego myślenia…

Odezwał się Sellie

-Merlion.

Magnus przerwał.

-Dam radę.

Powiedział Alec.

-Całe życie udawałem kogoś kim nie jestem. Skoro nikt tego nie zauwazył... Dam radę pogrążyć się w obłędzie. Na niby…

-To wystarczy?

Zapytał Luke.

-Nic co zrobimy nie wróci im życia. Możemy teraz wykorzystać. Nie wolno nam zmarnować ich śmierci. Nie umarli na darmo. Szkoda, że w taki sposób ale wywalczymy dla podziemnych lepsze życie.

Dodał Magnus.

-W takim razie polegamy całkowicie na Nefilim. W dodatku Lightwoodzie.

Odezwał się Santiago.

-Ja mu ufam.

Powiedział czarownik.

-Ja też.

Dodał Seelie czym zaskoczył wszystkich oprócz Aleca.
Resztę wieczoru zajęło im domykanie wszystkiego na ostatni guzik.

-A więc to koniec. Jutro najprawdopodobniej wrócisz do instytutu. Do rodziny.

Powiedział Magnus, kiedy wszyscy wyszli.

-Na to wygląda.

-Pamiętaj, że moje drzwi są dla ciebie zawsze otwarte. Masz mój numer...Wiem, że to mało pasuje do naszego planu, ale na górze czeka na ciebie kąpiel...taka jak pierwszego dnia. W instytucie nie macie takich luksusów…

-Dziękuję Magnus. Za wszystko.

-Niema za co Alexandrze...Dobranoc.

-Dobranoc.

Tej nocy poszli spać do osobnych łóżek..jednak ani jeden, ani drugi nie zasnął.






Odcienie Szarości [MALEC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz