2

1.2K 59 44
                                    

Następny dzień był równie monotonny.
Alec siedział na szarym krześle w szarym, głównym holu i kończył pisanie raportu z wczorajszej misji. Miał wyjątkowo zły humor, bo matka zdążyła zmieszać go z błotem tego dnia już dwa razy. Była bardzo zdenerwowana i jakby nieobecna. 
Cały czas wokół niej latały ogniste wiadomości, na które nie miała czasu odpisać.
Nikt nie odważył jej się od tygodnia stanąć na drodzę.
Tylko szatan miałby na to odwagę.
Alexander patrzył na jej szarą kamienną twarz, której oczy wyrażały chęć mordu. 
Szła prosto z podniesioną głową, ale złe emocje się z niej wylewały.
Znowu kroczyła prosto na swojego najstarszego syna.
Inni tylko posyłali mu współczujące spojrzenia.
Ile zdążyli się już nasłuchać na biednego Aleca to głowa mała. 
Chłopak stanął wyprostowany, czekając na kolejną fale krytyki.
Ten moment nie nadszedł, bo ktoś raczył przerwać kobiecie.

Nagle drzwi do instytutu otworzyły się z impetem, robiąc ogromny huk.
Wszyscy zwrócili wzrok w tamtą stronę i jakby czas stanął w miejscu. Nikt nie był w stanie się ruszyć z wrażenia i może nawet strachu.
Do środka, szybkim i pewnym siebie krokiem wszedł pewien mężczyzna, który zostawiał za sobą ślady ognia, jakby podeszwy jego butów płonęły.

Ważnym elementem, który zszokował Aleca był kolor płomieni. Pierwszy raz od bardzo dawna widział jakiś inny kolor niż szary. Ogień był niebieski i swoim odcieniem hipnotyzował Lightwooda.
Potem jego wzrok przeniósł się na tego faceta.
W tym momencie jakby ktoś zabrał mu powietrze z płuc. 
Mężczyzna miał kolory jakby przykryte szarością. Jakby odcienie szarości były tylko cienką zasłoną.
Jego kolory nie były żywe, czy jaskrawe.
Były przygaśnięte szarością, jakby ktoś nałożył filtr wysysający kolory. Ale tam były. 
Alec pierwszy raz od dawna zobaczył kogoś, kto nie jest szary, a tylko zszarzały.  Widział te kolory, chcące się wyrwać z objęć tej mgły.

Mężczyzna był ubrany w koszulę, której kolor  bez tej “mgły” byłby zapewne bordowy. Była rozpięta niemalże do pasa. Bodajże granatowe, zdobione spodnie. Miał włosy zaczesane do góry, błyszczące od drobinek brokatu, który się z niego zasypywał. 
Facet miał poważny i widocznie wściekły wyraz twarzy, na której gościł krótki zarost wokół ust i błyszczący, ciemny makijaż.
Nagle jego ciemne oczy zmieniły się w złote kocie i  Alec już wiedział kim jest ten gość.

-Czarownik…

Powiedział bardzo cicho. Miał już chwycić za serafickie ostrze, ale nagle usłyszał jego piękny głos, uwleczony z wściekłym tonem.

-Maryse Lightwood!

-Jakim prawem wchodzisz tu jak do siebie czarowniku.

Wszyscy czekali, aż rozpęta się wojna.

-Zamilcz! Teraz ja mówię, a ty słuchasz! To ja się dwoje i troje, aby utrzymać porozumienia, aby te spotkania tej małej rady dawały rezultaty, a ty wyjeżdżasz z czymś takim. Naprawdę chcesz doprowadzić do wojny? Bo mało brakowało tym razem. Za dużo pracy w to włożyłem, żeby dać ci to teraz tak po prostu zniszczyć. Zwłaszcza, że to należy do twoich obowiązków, a nie moich!
To co zrobiłaś jest niewybaczalne. Tak jak wiele zbrodni, których dopuściło się Clave. Tym razem wyciągniesz z tego lekcje.
Zaczniesz wykonywać swoje obowiązki względem podziemnych.
Koniec z twoim wywyższaniem się.
Na najbliższym spotkaniu rady uniżysz się przed przedstawicielami podziemia.
Przeprosisz ich i w zgodzisz się w zadośćuczynieniu oddasz im to co bezprawnie zajęłaś. Chodzi mi o ich tereny.

-I ja mam się na to zgodzić, bo?

W tym momencie czarownik skierował swój koci wzrok na Aleca i uśmiechnął się chytrze.

-Zabieram tego nocnego łowcę ze sobą. Jeden twój niewłaściwy ruch, a dowiesz się przez co przechodzą teraz podziemni.

Chwycił go dosyć mocno za ramię i stworzył portal. Alec nie wiedział co się obecnie dzieje, po prostu został do wciągnięty i po chwili znalazł się w dużym salonie, którego podłogi były zdobione dywanami, a ściany obrazami i innymi zdobieniami. Zdecydowanie wyglądało to jak loft czarownika.

Rozejrzał się zdezorientowany i nieco wystraszony. Nie miał przy sobie swojej broni. Kiedy ponownie poczuł subtelny dotyk na swoim ramieniu odskoczył jak poparzony.
Usłyszał ciche parsknięcie śmiechem i odwrócił się przodem do czarownika.
Teraz do niego dotarło, że tak właściwie to jest zakładnikiem czarownika, który za każde jego nieposłuszeństwo może mu zrobić krzywdę.
Stał jak zbity pies miętosząc koniec  koszulki.

Czarownik dopiero teraz postanowił zilustrować go wzrokiem. Rozczulił go nieco widok chłopaka. Uśmiechnął się lekko na widok zaróżowionych policzków chłopaka.

-Jak masz na imię?

Zapytał łagodnie. 
Chłopak zatrząsł się lekko.

-A..A..Alec Wysoki Czarowniku Brooklynu.

Czarownika zaskoczył szacunek i lęk z jakim odezwał się młodszy.

-Alec..To skrót od Alexander. 

Stwierdzenie mężczyzny wywołało mocniejsze bicie serca u chłopaka. Jeszcze nikt nigdy nie wypowiedział w taki sposób jego pełnego imienia, tak akcentując je i kładąc nacisk na “r”.

-Tak jest Wysoki Czarowniku Brooklynu.

-Po co formalności Alexandrze. Jestem Magnus Bane. Mówi mi po imieniu. Masz swoją stele?

Zapytał spokojnym tonem, a w Alecu trwała wewnętrzna walka. Miał ją w kieszeni i ona była jego jedyną nadzieją, że może uda mu się uciec, bądź uzdrowić się, kiedy miałoby mu się coś stać.
Nie odpowiadał chwilę przez co zobaczył na twarzy Magnusa pewien grymas. Nie chciał go denerwować więc wyciągnął ją i podał mu.

-Aleś ty posłuszny Aniele, to nieco podniecające. Wydaje mi się, że mogę ci ufać. Możesz ją odłożyć w swoim pokoju. Chodź, pokażę ci go. 

Lightwood słysząc komentarz Bane’a poczuł ciepło na swojej twarzy.

-Aniele?

Wypsnęło mu się.

-Tak Aniele, no już zapraszam za mną.

Poszli do jego nowej sypialni. Nie była ani duża, ani mała. Miała za to duże łóżko z satynową pościelą.

-Tutaj masz swoją łazienkę, a w szafie jutro pojawią się dla ciebie ubrania. Tutaj masz stojak na stelę. Rozgość się i za chwilę podam kolację. A zapomniałbym.

Magnus podszedł dużo bliżej i złapał w palce, czarne włosy Aleca, który uroczo spłonął jeszcze większym rumieńcem i wciągnął powietrze, zaciskając usta w cienką linię. Wbił wzrok w swoje buty.

-Potrzebują odżywki. Chyba mam coś odpowiedniego. 

Bane zrobił luźny ruch ręką i pstryknął palcami.

-W łazience, masz już wszystko. I nie chowaj przede mną tych pięknych niebieskich oczu Aniele.

Alec od razu podniósł głowę, na co Magnus mrugnął do niego i uśmiechnął dumny z siebie.
Minął go i zszedł do kuchni, a jego gość usiadł na zaskakująco wygodnym łóżku, starając się uspokoić swój oddech.


***

Wiem, że Alec z serialu miał brązowe oczęta, ale strasznie uwielbiam motyw tych anielskich, niebieskich oczek! Moje ff,  moja koncepcja ! W sumie to możecie sobie wyobrażać ich jak chcecie XD nic mi do tego. Miłego czytania świecące gwiazdki wy moje !

Odcienie Szarości [MALEC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz