W piątek wieczór padał deszcz.
Nie przypominał ulewy, raczej wolno płynący strumyk. Krople cicho dudniły o szybę, spływając po niej w różnym tempie, gdy Kuroo zajrzał przez kuchenne okno na podwórko. Okolica przybrała dzisiaj odcienie szarości, zlewając się w ledwo widoczną mazaję, rozmyty obraz, jak płótno zalane wodą. Widział jak wiatr przegina drzewa, targając ich gałęziami, jak zwiewa z nich ostatnie liście, marną pozostałość po dumnej szacie. Jesień przestawała być złota, w kolorach miodu i pomarańczy, stawała się wymarła i zastygła w czasie, jakby cicho łkała, tęskniąc za czymś.
Przysiadł się na blacie i zerkał na zewnątrz, jakby sam za czymś tęsknił, rozglądał się sennie, łapiąc oniryczny nastrój otoczenia. Chwilę później jego mama zaczęła się krzątać w kuchni — włączyła czajnik, nastawiając wodę na herbatę, starła blat, zaczęła kroić warzywa. Wydawała się zdenerwowana i tym strachem wzburzyła spokój chłopaka.
Kuroo przełknął ślinę, odwracając się w jej stronę.
— Co chcesz powiedzieć? — zapytał, wiedząc, że coś ją męczy.
Przystanęła, opierając się o stół i spojrzała na niego z lekkim zawodem, ale nie potrafił odczytać jego powodu.
— Po prostu rzadko przyprowadzasz kogoś do domu — odezwała się, a jej szaro bury głos prawie zlał się z szumem za oknem.
Uniósł brwi bez słowa, jakby coś jej zarzucał, ale nie miał zamiaru artykułować swojej myśli na głos. Ich stosunki i tak nie były najlepsze, wciąż miał jej coś za złe, choć sam nie do końca wiedział co, nie chciał niszczyć wieczoru bzdurną kłótnią.
— I też... — zaczęła, spuszczając wzrok. — Nigdy nie mówiłeś, że podobają ci się chłopcy.
Kuroo westchnął. Nie miał ochoty przeprowadzać z nią tej rozmowy — dziwnie czuł się, prosząc ją nawet o herbatę, więc nie było możliwości opowiedzenia o swoich uczuciach. Naprawdę bardzo by chciał móc z nią usiąść na kanapie z kubkami napoju, powiedzieć o swoich obawach i miłych chwilach spędzonych z Kenmą, ale czuł, że słowa utknęłyby mu na końcu języka.
— Przeszkadza ci to? — Nie wiedział, czy pyta o sam fakt, że podoba mu się chłopak, czy o to, że wcale z nią nie rozmawiał.
— Nie, to nic nie zmienia — powiedziała cicho, a on nie wiedział na jakie pytanie odpowiedziała.
Zacisnął lekko usta, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zsunął się z blatu i minął ją, idąc otworzyć gościowi. Kenma był cały przemoczony i trząsł się lekko, kiwając na boki, ale uśmiechnął się na jego widok.
— Zwariowałeś? Gdzie masz parasolkę? — zapytał z oburzeniem Kuroo, wpuszczając go do środka.
— Jestem jednym z tych ludzi, którzy wolą trochę zmoknąć niż niezręcznie nosić parasolkę, gdy przestanie padać — mruknął Kenma, zrzucając z nóg buty.
W przejściu stanęła mama Tetsurou, uśmiechając się blado, jak kobieta zmęczona życiem, z twarzą szarą jak wieczorne niebo.
— Dobry wieczór, pani — powiedział Kenma, czując, że wygląda idiotycznie w przemokniętych skarpetkach, włosach lepiących mu się do policzków, pociemniałej od deszczu bluzie. Gdyby zobaczyła go jego mama, zapadłaby się pod ziemię, ale mama Kuroo tylko wyciągnęła do niego drobną dłoń.
— Miło mi cię poznać — powiedziała, uścisnąwszy jego dłoń. — Zróbcie sobie herbatę i idźcie na górę się ogrzać.
Kuroo zaprowadził Kenmę do kuchni i wyciągnął dwa kubki, żeby zalać wrzątkiem herbatę. Dopiero teraz czuł, że to bardzo stresująca sytuacja, że Kenma jest u niego pierwszy raz, że poznał jego mamę, będzie siedział na jego łóżku, chodził w mokrych skarpetkach po jego jasnych panelach. Nikt nigdy nie był niego tak blisko, nie przekroczył tej granicy, gdzie jego życie zewnętrzne łączyło się z tym ponurym, domowym egzystowaniem.
CZYTASZ
Sceniczny blask | kuroken
Fanfictiongdzie kenma próbuje zostawić za sobą przeszłość, a kuroo wciąż nie jest pewny, czy ma jakąś przyszłość jednak wszyscy mają dwie twarze, trochę innych w sobie i siebie w innych. [ 2020/ ??? ]