Kenma był rozdrażniony.
Męczyło go to, że wciąż musiał chodzić do szkoły, trzymając się zimnych ścian, przemierzać tłoczne korytarze, potykać się o własne nogi i czuć palące spojrzenia innych uczniów. W klasie wodził wzrokiem dookoła, leniwie zmieniając obiekt zainteresowania. Nie rozumiał, czemu miałby przerabiać podstawowy materiał z matematyki, skoro już wygrywał konkursy na poziomie maturalnym. Niechętnie udzielał odpowiedzi ustnych ekstrawertycznej nauczycielce od francuskiego, nie dając się porwać jej grze słownej. Chował się na tyle klas i grał na konsoli, choć na chwilę odrywając się od procesów myślowych, które go nawiedzały. Czasami zerkał przez okno, wypatrując jakiejś znajomej twarzy na boisku, gdzieś w tłumie roześmianych nastolatków, wolnych od wielkich problemów. Układał policzek na kamiennym parapecie i nieobecnie spoglądał na wychowawcę, który akurat coś tłumaczył, zbytnio się w to angażując. Wszyscy wyglądali na bardzo podekscytowanych, a on nawet nie wiedział o czym mówili. Mentalnie wzruszył ramionami, nie mogąc znieść tego, że wszyscy cieszyli się swoimi życiami, jakby były jakieś niesamowicie porywające.
Irytowali go jego najbliżsi. Mama, która po prostu była sobą, a jedyne zajęcie, jakie ją satysfakcjonowało, to wbijanie mu małych szpilek. Tata, który z jakieś powodu wcale nie zachowywał się jak on — bardziej jak ktoś obcy, kto po prostu obserwuje mechaniczne ruchy człowieka, którego stworzył przez lata. Kenma zastanawiał się czy coś się stało, gdy był zajęty innymi sprawami. Wiedział, że już od dawna nie rozwiązują przy nim swoich problemów, jakby myśleli, że sobie z nimi nie poradzi. Przy tym wszystkich jeszcze Oikawa, który nie nosił do szkoły stabilizatora, żeby nie dać po sobie poznać, że naprawdę jest coś nie tak. A blondyn przecież widział, jak krzywi się ukradkiem przy wyskokach, jak coraz mniej potrafi się skupić na tym, żeby wyciągnąć z tańca to, co najlepsze. Patrzył na niego z zawodem, z niemym zarzutem, a on po prostu go ignorował, jakby był poza tym.
Najbardziej jednak denerwował go Kuroo. Kuroo, pieprzony, Tetsurou. Kenma nie mógł przestać myśleć o tamtej nocy, zastanawiał się czy, gdyby się pocałowali, cokolwiek by się zmieniło. Wciąż na nowo odtwarzał tę scenę, jakby była filmowym momentem, do którego zawsze można wrócić. Za każdym razem, gdy ich spojrzenia się spotykały, wpadał w lekkie zakłopotanie i robiło mu się cieplej. Tymczasem chłopak nie wykazywał niezręczności, zdawało się, jakby już o tym zapomniał, wciąż posyłając wszystkim dookoła swoje krzywe uśmiechy. A Kenma chciał być tym wyjątkowym, tym, dla którego powinny być zarezerwowane najpiękniejsze uśmiechy, które połaskotałyby go w jego zarumienione policzki. Chciał, żeby Kuroo znów się nad nim pochylił, spojrzał mu głęboko w oczy, tak, aby mógł zobaczyć, że pragnie go mieć w tej sekundzie tylko dla siebie, jakby świat nie istniał, jakby byli tylko oni. Dlaczego z tego całego czasu, jaki posiadał, nie mógł mu oddać tych najlepszych minut, żeby po prostu na siebie spoglądali nieśmiało, zastanawiając się, co ten drugi myśli?
Przede wszystkim jednak było mu przykro.
Otworzył szafkę, odruchowo poprawiając wiszące w niej zdjęcia. Sięgnął po jeden z podręczników i przekartkował go wolno, jakby czegoś szukał. Wydawał się być przy tym nieobecny. Oikawa stał obok niego, oparty ramieniem o rząd skrytek, mówiąc mu o czymś.
— Mogę go dla ciebie pogonić — powiedział w którymś momencie, zerkając pytająco na Kenmę.
Kenma leniwie zwrócił wzrok na niego.
— Co?
— Mm, tak myślałem, że mnie nie słuchasz — przyznał Oikawa, kiwając wolno głową. — Zakoduj jednak to: Kuroo się na ciebie gapi, ale nie odwracaj się, bo lubię jak się męczy.
![](https://img.wattpad.com/cover/205631917-288-k840958.jpg)
CZYTASZ
Sceniczny blask | kuroken
Fanfictiongdzie kenma próbuje zostawić za sobą przeszłość, a kuroo wciąż nie jest pewny, czy ma jakąś przyszłość jednak wszyscy mają dwie twarze, trochę innych w sobie i siebie w innych. [ 2020/ ??? ]