📸 six 📸

711 67 39
                                    

      Kuroo nie zmrużył oka tej nocy. W jego głowie wirowały rozmaite myśli, na przemian obawy, żale, tęsknoty i ciepło białego domu. Gdy nad ranem zamknął na chwilę oczy, otumanił go przeciągły ból głowy i świadomość swojego niewyspania. Z trudem otwierał pulsujące sennie powieki. Zwlekł się z łóżka pół godziny wcześniej niż zawsze, otworzył podręcznik i ledwo przytomnie zaczął sobie przypominać wzory. Szybko jednak tekst zlał się w jedno, a gładkie kartki zaczęły przypominać mu o Kenmie. Spotkali się jeszcze kilka razy, wciąż z inicjatywy Kuroo, ale już nie w domu blondyna. Zazwyczaj zostawali po lekcjach w szkolnej bibliotece — Kenma odrabiał zadania domowe lub czytał książkę, co jakiś czas sprawdzając to, co pisał drugi, a Kuroo posłusznie rozwiązywał równania i nierówności, nie skarżąc się, a wręcz zdając się być w najlepszym miejscu na ziemi. Czuł progres, więc, wspominając korepetycje, powoli uwolnił się z obezwładniającego go stresu. Ostatni raz przejrzał notatki w zeszycie, widząc zgrabne pismo chłopaka, który pisał mu tam różne uwagi długopisem w kocie łapki. 

      Schodził po schodach z plecakiem na ramieniu, gitarą w ręce i otwartą, choć zmęczoną brakiem snu, głową. Słyszał mamę krzątającą się po kuchni, co wydało mu się niecodzienne, gdyż zazwyczaj rano leżała na łóżku, wpatrując się niespokojnie w jakiś punkt. Patrzył się wtedy na nią, stojąc w progu pokoju i chciał coś powiedzieć, ale nigdy nie wiedział co, więc, zostawiając jej miękkie spojrzenie, wychodził cicho z domu. 

— Co robisz? — zapytał, starając się, żeby jego głos nie przypominał pretensjonalnego brzmienia jego ojca. 

      Mimo wszystko, kobieta drgnęła nerwowo, rozlewając mleko. 

— Robię nam śniadanie — odpowiedziała spokojnie, kiwając delikatnie w stronę stołu. 

— Zwykle nie robisz — zauważył obojętnie Kuroo.

      Kobieta nie odpowiedziała, a wzrok chłopaka powędrował w stronę rozłożonego obrusu, na którym ustawione było pokrojone pieczywo, dodatki do kanapek, talerze, parujące kubki z herbatą oraz, co ciekawe, wazon pełen kwiatów. Kuroo zagryzł mocniej wargę, ruszając w stronę wolnego krzesła. 

— Więc twój kochanek przychodzi — mruknął, nie patrząc w jej stronę.

— Tetsu, skarbie, dobrze wiesz, że...

— Nie musisz mi się tłumaczyć — przerwał jej.

      Westchnęła, podając mu cukierniczkę. 

— To tylko znajomy — powiedziała mimo to.

      Kuroo wiedział, że to nieprawda, ale ten facet sprawiał, że jego mama wstawała rano z łóżka, robiła śniadanie, zdobiła dom kwiatami i uśmiechała się jak kiedyś. Pośród nienawiści i niezrozumienia, chłopak znajdywał myśl, że chciałby, żeby była szczęśliwa. Na pewno na to zasługiwała. Może nigdy nie okazywała mu wiele zainteresowania czy troski, nie stawała w jego obronie, nie przejmowała jego problemami, ale pamiętał, że kiedyś była inna. Kiedyś patrzyła na niego z miłością, nie ukrytym strachem, czytała mu bajki tyle razy, że oboje znali je na pamięć i chodziła z nim na długie, wieczorne spacery, podczas których trzymał ją mocno za rękę, wiedząc, że nic złego mu się przy niej nie stanie. Teraz wszystko było inaczej. Przełknął skrywany do niej żal, popijając cytrynową herbatą. 

— W szkole w porządku? — zapytała, patrząc na niego dużymi, brązowymi oczami. 

— Tak. 

— Słyszałam, że piszecie dzisiaj ten comiesięczny test. Jak udały się spotkania z korepetytorem?

— Całkiem — odparł, choć było to spore niedopowiedzenie. 

Sceniczny blask | kurokenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz