📸 zero 📸

2.4K 142 30
                                    

      Kuroo czuł się otumaniony minionymi wydarzeniami, które miały miejsce w jego życiu. Jeszcze trzy miesiące temu nigdy nie pomyślałby, że spotka go coś takiego. Teraz, siedząc na fotelu wyłożonym sztuczną skórą, nie dowierzał temu, co się stało. W głowie, jak mantra, powracała myśl za myślą, mając stworzyć coś w rodzaju stałej konkluzji. Jednak spokój nie nadchodził, a wręcz przeciwnie, szok zdawał się zaostrzać z każdą sekundą. Nie wiedział, co powinien o tym wszystkim myśleć. Poczuł jak przeszedł po nim dreszcz, ni to ekscytacji, ni strachu. Rzucił rozbieganym spojrzeniem po sterylnym, minimalistycznym pomieszczeniu, przełykając ślinę. Może faktycznie bał się tego, co już niebawem miało nastąpić. Wiedział, że nikt mu nie uwierzy, że jedynym logicznym działaniem jest przyznanie się do winy, do czegoś, o czym przecież nie miał pojęcia. Ale o tym nie mógł nikt wiedzieć oraz, prawdopodobnie, nie znajdzie się nikt, kto chciałby się dowiedzieć. Miał tylko dwie możliwości — jedną, której mógłby się uczepić i uratować swoją godność oraz drugą, jakiej dotychczas się po sobie nie spodziewał. Targała nim wściekłość i bezradność, ale wiedział, co musi zrobić. Emocje znów wzięły górę, był o tym przekonany, ale nie umiałby postąpić inaczej. Metoda wagonika na nic mu się przyda, gdy w grę wchodzi życie przeciwko życiu. Wiedział, że nikt nie szuka tu sprawiedliwości i prawdy, wszystko prędko przykryje kurz, a on zniknie pośród innych spraw. Może nawet teraz trwał taki proces — wszyscy starali się zapomnieć, a on jeden wcale tego nie chciał. Zbyt wiele przeżył, minęła dżdżysta jesień i znów został sam ze swoim chłodem. Do tego wszystko się sprowadzało, do samotności, która niewątpliwie go czeka, niezależnie od tego, co wybierze. Cokolwiek powie, nic nie będzie takie samo. Nie wróci do przeszłości, nie będzie żyć dalej, zatrzyma się w pewnym momencie i nikt nie będzie na to zwracał uwagi. Kuroo Tetsurou niebawem zniknie, choć jemu wydawało się, że od dawna go już nie ma. 

      Kobieta weszła do pokoju, rzucając mu mrukliwe spojrzenie i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest rozczarowana. Nie wiedział jednak dlaczego, czego się spodziewała, co zamierzała osiągnąć? Gdyby nie ona, paradoksalnie, nie byłoby go tutaj, a gdyby nawet był, na pewno z innego powodu. Pilnował się, do cholery. Nie musiała mu rzucać wyznania złości, żeby zdawał sobie sprawę, że to naprawdę koniec i to nie z jego winy. Miał do siebie żal, ale z trochę innego powodu. Był rozsierdzony tym, że komuś udało się go złamać, a on nawet tego nie zarejestrował. Też był zawiedziony. Wszystko mogło potoczyć się inaczej. 

      Kobieta usiadła naprzeciwko niego, krzyżując ręce na piersi. Pozycja zamknięta, niedobrze, pomyślał Kuroo, a jego wzrok spoczął na niezadowolonym grymasie swojej przyszłej rozmówczyni. Jej postawa nie zdradzała jednak, kiedy miała zamiar rozpocząć konwersację. I choć darzył ją minimalną sympatią, wątpił, że opowie się na jego korzyść. Takie, jak ona, nienawidziły, gdy ktoś marnował drugie szanse, zwłaszcza te ostateczne. Mimo wszystko Kuroo miał nadzieję, że uda mu się cokolwiek ugrać, że wzbudzi w niej jakieś pozytywne uczucia. Nadzieja rozkwitła bardziej, gdy westchnęła, rozkładając ręce. 

— Kuroo, dlaczego ty mi to robisz? — zaczęła, patrząc na niego z żalem. — Dałam ci szansę, broniłam przed wszelkimi pochopnymi oskarżeniami ze strony innych, a ty... Boże, czy ty wiesz jak on się czuje? 

      Kuroo poruszył się nerwowo na krześle. Oczywiście, że nie wiedział, skąd niby by miał. Ona to doskonale wiedziała, powiedziała to celowo. Jego złość rozpłynęła się w momencie, gdy znów przypomniał sobie tamto wydarzenie. Mina zmarkotniała mu jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Odczuwał silną chęć ucieczki, którą chyba wyczuła, ponieważ jej wyraz twarzy złagodniał. Znów zobaczył w niej dawne oparcie, choć dziś była dla niego bardziej jak brzytwa dla tonącego. Westchnął i wyprostował się, siląc się na okazanie jak najmniejszych emocji. Bał się, że zostaną źle odebrane. A jednak się martwił, po tym wszystkim... chyba nie mógłby inaczej. 

— Co z nim? — powiedział tak cicho, że zmarszczyła brwi.

— Będzie dobrze — szepnęła bardziej do siebie niż do niego, kiwając głową. 

      Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że coś jest nie tak, że wydarzyło się coś jeszcze, o czym nie miał pojęcia. W innym przypadku już dawno zabrałaby głos na dłużej, postawiła się w roli mentora i znawcy, a teraz milczała. 

— Chciałabym usłyszeć twoją wersję — powiedziała wreszcie, patrząc na niego spod przymrużonych oczu. — Wszystko, od a do zet. 

      Kuroo nabrał drżąco powietrza, zbierając się w sobie. Nie mógł przecież wyznać wszystkiego od tak, musiał przedstawić to w nieco inny sposób, pod innym kątem. Na samą myśl o jesiennych wydarzeniach zrobiło mu się ciepło, jakby leżał pod kocem późnym wieczorem i myślał jedynie o nim. Jakby to rzeczywiście było łatwe i możliwe, nie nieosiągalne. Pociągnął nosem, spojrzał miękko na pedagog i zaczął, a słowa układały się w najpiękniejszą melodię, jaką kiedykolwiek słyszał. Stał się kompozytorem, choć w tej opowieści przybrał rolę muzyka, którym należy dyrygować. Wyjrzał zza okno, gdzie panował śnieżny chłód, z lubością wracając do wydarzeń ulewnej jesienni. 

Sceniczny blask | kurokenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz