9.ᵘᵖˢᵉᵗ

629 57 57
                                    


Biegli przez szpitalny korytarz, trzymając się za dłoń. Nie liczył się dla nich w tym momencie wzrok mijanych osób. Nie myśleli o tym. Yeonjun pragnął dotrzeć na miejsce, a Soobin nie chciał wypuścić z objęć drżącej dłoni starszego.

— Choi Jisoo, Choi Yeonjun syn — Ledwo łapiąc powietrze, dobił do blatu z napisem, recepcja. Soobin natychmiastowo przy nim przystanął. Opierając jedną rękę na kolanie, starając się złapać oddech. Zdecydowanie miał gorszą kondycję.

— Ah, Choi Jisoo, hm... Stan krytyczny, sala operacyjna 304, trzecie piętro. Proszę podpisać — Yeonjun nie dał dokończyć zdania pielęgniarce, a Soobinowi odetchnąć. Pociągnął chłopaka w stronę otwartej windy, wpadając do środka, chwilę przed zamknięciem drzwi. 

Wesoła tandetna melodyjka grająca w środku, jedynie działała na nerwy Yeonjuna, który niespokojnie wciąż patrzył na zmieniające się kolory na przyciskach.

Wzrok Soobina był skupiony na twarzy chłopaka. Choć jego mimika tego nie wyrażała, to młodszy zdawał sobie sprawę, w jakim strachu teraz musi być.

Szybko trafili pod wskazaną salę, jednak nikogo tu nie zastali. Wielki napis 'nieupoważnionym wstęp wzbroniony' oraz czerwona lampka 'operacja trwa', powstrzymało ich od jakichkolwiek poczynań.

Stanęli jak wbici w ziemie. Soobin niepewnie spojrzał na Yeonjuna, zauważając jego zaczerwienione oczy, momentalnie go przytulił.

Starał się jak najdelikatniej pogładzić jego plecy, co tylko wydobyło tłumione emocje z ciała starszego. Blondyn zacisnął dłonie na koszulce drugiego, cicho łkając.

Czas mijał, a sytuacja stawała się coraz bardziej niepewna. Wszystko to się odbijało na chłopcach, zabierając im wszelkie cząstki nadziei. 

— Płacz ile potrzebujesz Junnie, wszystko będzie dobrze — Wyszeptał łagodnym głosem wprost w ucho starszego.

Yeonjun zesztywniał. Słowa przełamującą ciszę obudziły go z transu. Położył dłonie na klatce piersiowej Soobina, odpychając go od siebie, aby móc na niego spojrzeć.

— Idź sobie

— Co? Nie. Yeonjun nie zostawię cię — Zrobił krok w stronę blondyna.

— Głuchy jesteś? Idź sobie. Jesteś zakompleksionym dupkiem, który myśli, że świat się kręci wokół niego, a do tego jeszcze głuchy? Gdybym z nią pojechał, nie miała by wypadku. Gdybym poświęcił ten czas jej, a nie dał się tobie wyciągnąć — Krzyknął, wyrzucając wszelkie negatywne emocje.

Soobin poczuł, jak jego serce zakłuło na ostre słowa Yeonjuna. 

— Nie wiesz co mówisz, Junnie. To wszystko przez te nerwy, nie myślisz racjonalnie. Spokojnie, zostanie z Tobą — Drżącymi dłońmi, spróbował szczelnie objąć rozszalałego chłopaka.

— Przez ciebie moja mama może umrzeć, dlaczego musisz być ciągle taki samolubny, co Choi? Dlaczego nie dasz mi spokoju, już wystarczająco mnie zraniłeś. Wypierdalaj, zanim ci przywalę. Nie zbliżaj się do mnie.

Yeonjun odepchnął od siebie chłopaka, wymachując rękami. Nikt nie miał prawa się do niego zbliżyć. Nikt w tym momencie nie rozumiał jego cierpienia.

Przymknął powieki, a na jego policzkach zalśniły kolejne łzy. To wszystko działo się zbyt szybko.

Otworzył oczy, dopiero gdy usłyszał dźwięki kroków. Soobina już nie było obok niego. W tym momencie stał sam w poczekalni pod salą operacyjną. Nie było już nikogo, kto mógłby go pocieszyć, wesprzeć. Bez zażenowania mógł dać upust emocjom.

𝐌y 𝐬a𝐟e 𝐡o𝐦e || YeonbinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz