Jak długo?

131 14 0
                                    

''Cholera!'' - krzynęłam sama do siebie zeskakując na trawę. Lie delikatnie mnie podniósł i uśmiechnął się mimo dziwnej sytuacji.

-Dziesięć dolców - twardzo rzuciłam. - Pożyczysz?

Spojrzał się na mnie znów zaskoczony a jego uśmiech zniknął z twarzy. 

-Proszę - odparłam smutna. 

Lie sięgnął do kieszeni i wręczył mi to co chciałam. Jego wzrok jasno wskazywał na chęć zadania pytania ''co zamierzasz zrobić?'' . Dlatego pobiegłam na przód domu. Pomachałam ręką wypatrując nadjeżdzającą taksówkę. Dobiegł do mnie.

-Co to jest? - spojrzał na dłoń, w której trzymałam tajemniczy świstek papieru. 

Nie odpowiedziałam na pytanie ani słowanem ani gestem. Odwróciłam się. Lie wiedząc, że go oleję po prostu wsiadł na motor i ruszył za mną. 

*~*~*~*~*

Przełożyłam banknot przez otwarte okienko w ściance dzielącej mnie od brodatego kierowcy w średnim wieku i popchnęłam drzwi samochodu by wyjść. Trzasnęłam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę sznkanego wejścia do budynku.

-Ej, a reszta?! - wyskoczył tak poparzony i machnął ze dwa razy papierem płatniczym.

-Uznajmy że to napiwek! - odkrzyknęłam odwracając się w stronę mężczyzny. 

Wparowałam do pomieszczenia tak szybko jak piorun uderza w ziemię. 

-Sam! -krzyknęłam do kobiety w białym ubraniu, odwróciła się i podeszła.

-Co ty tu robisz?! Chcesz się narazić tej psycholce? - prawie szepnęła rozglądając się za moją psycholog. 

Spojrzałam na napis ''Izba przyjęć'' i wnet przypomniał mi się cel mojej  podróży tutaj. 

-Przyjęliście dziś Jack'a Silvery? - kiwnęła.

-2 piętro - poprawiła słuchawki lekarskie zawieszone na karku, opadające na klatkę piersiową i odeszła. 

Zgniotłam doszczędnie papier, który miętosilam w prawej dłoni od jakiś dwudziestu minut. Był już prawie miekki lecz wciąż pozostawał gruby. Ruszyłam. Coraz szybciej kroczyłam w stronę windy w wąskim dosyć korytarzu. Nacisnęłam palcem klawisz uruchamiający mechanizm urządzenia. Wyświetliła się czerwona strzałka na bordowym ekranie. Zrobiło mi się gorąco, a powietrze coraz ciężej dostawało sie do płuc. Zaczęłam panikować. Sama nie wiem dlaczego. Czy kamień pozostawiony na plaży w kolorze Lazurowego Morza boi się gdy woda wróci do pozostałości oceanu? Albo czy lęka się gorąca wywołanego przez  to właśnie zjawisko. Nie. Panika nie była wynikiem złego samopoczucia. Byla wynikiem lęku o osobę, której nie wiadomo co się stało. 

Lecz jej naturalnie szybkie bicie powróciło do normy a oddech sie uspokoił gdy na ramieniu pojawiła się czyjaś ręka. Uszczęśliwiona i pewna tego, że to Jack odwróciłam się. Ogromny uśmiech i podekscytowanie zniknęło gdy tylko przed moimi oczami stanęła prosta sylwetka Lie'go. 

-Miałeś mnie nie śledzić - odwróciłam się do windy. 

-A ty miałaś jechac na górę - nacisnął klawisz lekko przesówając swoją rękę o mój łokieć. 

Odsunęłam się lecz drzwi do tajemniczej skrzynki przesówającej się w góre i w dół właśnie się otworzyły. Stanęłam na środku, zaraz za mną wszedł Lie. Obydwoje ruszyliśmy ręką by nacisnąć ''2''.

-Dam sobie radę! - wrzasnęłam i pięścią uderzyłam o klawisz wciskając przy okazji ''3'' i ''5''. 

Oparłam się o ścianę uderzając głową o lustro powieszone z tyłu. Łzy zgromadziły sie pod powiekami lecz utrzymywały wciąż pozycję gotowości. Jakby czekały na wydanie rozkazu, by wydostać się na zewnątrz. 

-Nie odzywaj się! - krzyknęłam przeszywając wzrokiem ciało Lie'go.

Winda stanęła. Wyszłam pierwsza. Chłopak nie odstępował mnie na krok. Co bardzo mnie drażniło, ale on przecież jeszcze tego nie wiedział, że jestem troche inna od reszty.

Stanęłam wryta w podłogę z płytek. NIe wiedziałam do kąd miałam iść według rozkazu Sam. Przede mna ukazał się wielki biały napis otoczony czarną wyróżniająca się obwódką - ONKOLOGIA. 

Anioły mają skrzydła...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz