Silvery

177 14 0
                                    

"Błagam, wracajcie..." - pojawiło się na wyswietlaczu w telefonie pana Silvery. Po otworzeniu mozna było odczytać: "Jack chce was widziec." Widząc wyzwanie od kobiety pozostawilśmy niedopite piwo na środku okraglego stolika.

-Steph, zadzwoń do mnie czasem, co? - roześmiał się mężczyzna upuszczając lokal.

Pognaliśmy z powrotem w stronę szpitala. Nie było zimno mimo tego że jesienna pogoda dawała o sobie znać. Było wrecz parno, pogłębione wrecz duszną atmosferą. Mijając kolejne przecznice można bylo usłyszeć wielkie talenty. Gitarzystów. Saksofonistów. I innych wyjatkowych ludzi. Przechadzając sie po takich miejscach dopiero wtedy człowiek rozumiał jak wiele nie umie, jak wiele nie rozumie i wreszcie mógł policzyć ile czasu zmarnował na czekaniu czy użalaniu sie.

*~*~*~*~*

-Słońce! - krzyknął mężczyzna widząc swoją żonę siedzącą na schodach szpitala.

Nie płakała, nie krzyczała. Po prostu siedziala i z napiecia obgryzała paznokcie, mimo tego że wczesniej tego nie robiła.

-Prosze wypelnij wszystkie durne formalności, bo ja juz nie daję - schowała twarz w ręce gdy podeszlismy do niej bliżej.

-Oczywiacie, juz ide sie tym zająć, a ty moze idź kochanie spać do domu.

-Chyba tam nie dotrę - poddała pod wątpliwość prostą czynność. - Zaraz umrę z bezsilnosci.

Mężczyzna zastanowil sie co ma zrobić. Nastepnie poprosił żonę by poczekała na niego. "Pamiętaj że kocham cie nad życie. Jack'a razem z tobą." -w jego ustach zabrzmiało to jak pozegnanie i pasowałoby idealnie do żegnania się przed popełnieniem jakiejś zbrodni. Lecz wszyscy wiedzieliśmy że on po prostu jest romantykiem.

-Co się stało? - zapytałam przysiadając sie do kobiety, lecz ona siedziała cicho. - Jeszcze jakoś sie pani trzyma? - wypływałam delikatnie naciskając na nią.

-Mam odpowiedzieć, że wszystko jest w porzadku? - wzięła ciezki oddech. - Jak tak to po prostu zgrzeszę. Czuję sie jak przemielona.

Uśmiechnęłam się pod nosem na to co usłyszałam. Poczułam się tak blisko niej. Kto by pomyślał, że z matką najlepszego przyjaciela bede bardziej związana niż z jej synem. Włożyłam rękę do torby opartej na schodku. Przysunęłam po całej długości sztywnego dna. Wyciągnęłam dłoń, w ktorej trzymałam nie wielkie pudełeczko zapakowane folią. Rozerwałam ją i otworzyłam górna jego część.

-Chce pani? - spytałam, przerywając wymianę zdań miedzy kobietą a Lie, wyciągnęłam delikatnie jednego papierosa ponad cala ich serię i zachęciła ruchem reki w stronę pani Silvery.

Nie pytając nawet o szczegóły. Skad, jak i dlaczego. Złapała go i wsunęła pomarańczowym końcem do ust.

-Masz może zapalniczkę? - kiwnęłam i zaczęłam szukać po kieszeniach tego właśnie przedmiotu.

Podałam jej czarno-biały "miotacz ognia". Chwyciła i z uporem maniaka próbowała odpalić papieros mimo trzęsących sie niezmiernie dłoni.

*~*~*~*~*

-Przecież wiedzieliśmy od poczatku, ze kiedyś to nastąpi - widziałam przez dziurkę na kluczyk jak pan Silvery przytula placzącą żonę.

-Ale my mielismy już wtedy nie żyć nie widzieć tego. Nie cierpieć tak jak teraz - mówiła niewyraźnie, probujac przebić słowa przez gęstą, lepką ślinę.

Stali przytuleni w bezruchu w korytarzu, pomiedzy łazienką, a pokojem Jack'a. Mimo tak wielkich przeżyć i przezytych ze sobą lat wciąż wyglądali na młodych zakochanych.

-Wyjedziemy stąd- rzucił pan Silvery. - Tam gdzie bedziesz chciała.

Kobieta wyrwała sie z objęć i ruszyla na dół po drewnianych schodach.

Oparłam głowę o biale drzwi. Nie podnosząc sie z ciemnej podłogi w pokoju Jack'a. Pociągnęłam nosem, nie zdając sobie sprawy że to nie mój dom.

-Mama cię szuka - zapukal w drzwi.

Odskoczyłam jakby mnie coś poparzyło. Mężczyzna nacisnął delikatnie metalową klamkę i przedarł się przez szparę pomiedzy uchylonymi drzwiami a futryną. Stałam na środku pokoju z rozmazanym makijażem i ze skrzywioną miną. Pan Silvery zamknął bezglośnie drzwi i usiadł na łóżku należącego do zmarłego chłopca.

-Chciała już wzywać policję - kontynuował rozpoczęte zdanie.

Parsnęłam śmiechem.

-Szkoda by jej było czas marnować na dzwonienie na policję by oni poszukali jej marnotrawnej córki, która i tak za parę dni sie znajdzie sama. Niestety ale zawsze wracam. Niestety bo to dla niej zbyt wygodne nie jest.

-Nie mów tak! Znam twoją mamę. To bardzo dobra kobieta. Wiele razy mi pomogła. Aż ciężko zaliczyć wszystkie. Znamy się w końcu od podstawówki.

Usiadłam obok mężczyzny. Po raz pierwszy od bardzo dawna miałam okazję porozmawiać z kimś bardziej wykształconym niż te półgłówki, których mijam na szkolnym korytarzu, którzy nazywają siebie "mózgami" i mimo że są w stanie rozwiązać każde zadanie matematyczne czy wymienić wszelkie pierwiastki chemiczne na jednym wdechu, tak naprawdę wiedzą bardzo niewiele. Od zawsze bardzo lubiłam ojca Jack'a. Potrafił zadziałać na człowieka. On chyba też dość mnie lubił. Stwierdziłam to gdy rzekł do mnie:

-Tylko nie pal aż tyle i nie pij zbyt dużo, bo musisz jeszcze długo pożyć by przekazać cała swoja wiedzę życiową. A nie tylko jedną dziesiątą tego.

Uśmiechnęłam się i po cichu wyszłam z pokoju. Najbardziej jednak zaskoczyła mnie wieść, że moja mama skrywa dość niezwykłe tajemnice, o których powie mi gdy bedzie czuła sie gotowa. Lecz gdy zapytałam się go czy te tajemnice są gorsze od tajemnic ojca wzruszył tylko ramionami i powiedział, że muszę jej po prostu zaufać.

*~*~*~*~*

Stanęłam przed drzwiami mojego domu. Poszukałam metalowych kluczy w torebce i dzwoniąc przy tym nimi wsunęłam je do dziurki pod klamką. Przekręciłam delikatnie dwa razy w lewo i wyciągnęłam je. Nacisnęłam na klamkę i wślizgnęłam się do korytarza.

-Am? - dobiegł do mnie głos matki siedzącej przy garach w kuchni.

-Kurwa - zaklnęłam pod nosem.

-Gdzie ty sie dziecko podziewałaś? - podbiegła do mnie.

-Cierpiałam - roześmiała się na to pod nosem kobieta. - A co pierdolca dostawałaś bez mojego uprzykrzania twojego nędznego życia, że nagle się mną interesujesz?

Minęła ją zgrabnym ruchem i wkroczyłam na pierwszy stopień schodów na pietro.

-Stój! - zatrzymała mnie głosem.

-Co jeszcze chcesz? - zapytałam zdenerwowana na caly świat.

Zapanowała chwilowa cisza.

-Telefon - wystawiła rękę i czekała na odpowiednią reakcję.

Oddałam jej. Przypomniała mi jeszcze o papierosach. Gdy pozbyłam się juz tych rzeczy, które ona sobie zażyczyła, weszłam na górę i zamknęłam sie w pokoju przyrzekajac pozostać w nim. Przyłożyłam głowę do poduszki. Próbowałam zasnąć lecz okazało się to dość trudne przy rażącym w oczy słońcu. Przyszły mi na myśl różne rzeczy i oryginalne przemyślenia. Najbardziej jednak utknęło mi w pamięci pytanie: "Czemu gdy tylko przekraczam próg cała magia dobra i zmartwienia we mnie po prostu znika, jakby nigdy we mnie jej nie było?"

Anioły mają skrzydła...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz