Kamienne serce

490 19 0
                                    

Wracalysmy w wyjatkowej ciszy. Kiedys rzadkio kiedy to sie u nas zdarzalo. Teraz to nie bylo niczym nadzwyczajnym. Cala droge patrzylam sie w jej wlosy o odcieniu kasztanowym. Jasniejszy kosmyk opadl na twarz Elli i na ksztalt rzeki przykleil sie do mokrego od lez policzka. Gdy coraz bardziej przesuwal jej sie na oko i zaslanial pole widzenia , odsunela go jednym ruchem reki. Zerknela na mnie swoimi zmeczonymi oczami. Patrzyla chwile na moj bezuczuciowy wzrok. Przewrocila oczami.

Zdecydowanie bardziej wolala szara rzeczywistosc nowojorczykow , od widoku swojej corki-psychopatk​i. 

Przyspieszylam krok. Wyprzedzilam zdenerwowana meme. Po chwili poczulam jej pretensjonalny wzrok na plecach. Przeszly mnie dreszcze.

Jedyna osoba dla ktorej chcialam zyc, wlasnie mnie znienawidzila. Jedyna osoba ktora z perspektywiczneg​o punktu widzenia powinna mnie kochac zawsze i bez granicznie wlasnie mnie znienawidzila. 
Bieglam! W bezgranicznej ciszy tego swiata, slychac bylo tylko stukanie moich drewnianych nie wielkich obcasikow oraz moj ciezki oddech ledwo jeszcze dzialajacych pluc. Mijalam kolejne zakrety niewielkich uliczek. Przebiegalam przez kolejne pasy nawet nie zwracajac uwagi czy cos jade. Ze wsciekloscia mknelam przed siebie bez celu. 

Organizm odmowil mi posluszenstwa. Serce, pluca, nogi, rece wysiadly. Jedyne na co bylo mnie stac to rozlozyc sie na płasko i swoja cala czerwona i goraca twarz polozyc na zimnym kamieniu kostki lezacej na podjezdzie jednym z domow. 

Los chyba chcial zebym ta noc przebiegla w spokoju, dlategotez po niedlugim czasie okazalo sie ze podjazd nalezy do Lie'ego. 

Twarz mi zbladla, lezalam tam prawie nie zywa. Na odkrytej dloni poczułam zimny mokry nos jakiegos duzego psa-owczarka niemieckiego, jak sie potem okazalo. 

Poczulam ze sie unosze, nogi i rece wisaly bezwladnie, glowa oparta byla o klatke piersiowa chlopaka. Delikatna won jego perfum polaczonych z nutka plynu o zapachu lilji pachniala tak kojaco.

Odplynelam. Po nie okreslonym blisko czasie obudzilam sie w obcym pokoju, bez kurtki, szala i czapki. W rogu po lewej przy drzwich lezal Lie. Podnioslam glowe by przygotowac sie do wstania. Juz prawie siedzialam gdy nagle z calych sil uderzylam sie czolem o wytapetowane misto na spuszczonym suficie. 

-Chlera! - krzyknelam upadajac spowrotem na poduszke. 

Lie zerwal sie z ogromnego pufa w ksztalcie pilki i podbiegl do biurka, otworzyl szafke po lewej stronie i wyjal jakis woreczek. Po chwili na moim czole lezalo cos zimnego, a moja chlodnawa dlon zostala lekko musnieta przez gorace dlonie chlopaka. 

-Wszystko w porzadku?-zapyta​l.

Obudzilam sie z tak wspanialego snu. 

-Tak - zsunelam reka lod z mojej glowy, usiadlam i minelam Lie'a by wziac kurtke. 
Zalozylam jesienny stroj i ruszylam ku drzwi wyjsciowych z pokoju. Unioslam reke nad klamke. Cos mnie zatrzymalo. Obrucilam sie na piecie i mijajac obserujacego mnie bez slowa chlopaka siedzacego na wykladzinie podeszlam do szafki po lewo. Otworzylam.

-Po co Ci lodowko-zamrazar​ka...tutaj?-spyt​alam

-By nie latac co chwile na dol.

-Aha-odpowiedzia​lam oschle-czesc... dzieki za uratowanie, nie trzebabylo- nacisnelam klamke.

-Wolalabys umrzec przed moim domem?- zapytal z sargazmem w glosie

-Wolalabym umrzec. 

Wyszlam.

*~*~*~*

Godzina 7:03. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak wcześnie wstałam.  Od ponad 2 tygodni moje życie polegało na spaniu, leżeniu w łóżku, czytaniu  tej samej jednej książki pt. ‘’Notatki samobójcy’’.  A dziś pierwszy raz od tego czasu idę do szkoły. Do tej cholernej szkoły gdzie jest 400 nie znośnych ludzi w różnym wieku.

-Trzymaj – powiedziała Ella podając mi złożoną na pół kartkę A5.

-Co to? – zapytałam.

-Zwolnienie – przystopowała – chyba nie chcesz nie zdać?

Popatrzyłam na nią nie do końca obudzonymi oczami i wyszłam.

Droga do szkoły nie była długa ale bardzo pragnęłam być jedną z pierwszych w szkole, by ominą wszelkich nie wygodnych dla mnie pytań. Wszystkie sale każdego ranka są otwierane by były ogólnodostępne.

Na palcach przeszłam do ostatniej sali na 1 piętrze i delikatnie otworzyłam skrzypiące drzwi. Usiadłam w ostatniej ławce od strony ściany, by wchodzący na raz tłum i pani nie wypatrzyła.
Lekcja minęła szybko, szybciej niż się spodziewałam, ponieważ zazwyczaj tak poważny przedmiot jak matematyka [przemija wolno.

Zrobiłam krok poza próg klasy.

-Ami! – krzyknął dziwnie znajomy głos.

Zatrzymałam się w jednej pozycji i wzrok podniosłam znad podłogi na wysokość mojej twarzy.

-Hej – odpowiedziałam po chwili zastanowienia.

-Jak dobrze że jesteś – prawie krzyknęłam i rzuciła się mi na szyję.

Poczułam specyficzny zapach jej ubrań. Zapach jej strychu wspomnienia nie zatrzymywanie przeleciały przez głowę .

-Muszę ci coś powiedzieć…- zaczęła.

-A ja muszę iść … - rzuciłam.

Wiedziałam ze jeśli ktoś prosi o rozmowę zdesperowaną i zdeprecjonowaną osobę o rozmowę szczególnie z takim bólem w oczach to oznacza coś ważnego.

Ruszyłam przed siebie. Poprawiłam grzywkę rzucając ją bardziej na lewo prawą ręką.

-Am! – usłyszałam przerwane krzyknięcie przyjaciółki.

Zamknęłam z całych sił oczy, zaciskając zęby, włożyłam obie słuchawki do uszu i zarzuciłam delikatnie luźny kaptur na czubek głowy.

Poczułam  wiatr, który okalał moje ciało. Otworzyłam oczy i krocząc w rytm piosenki mijałam korytarz pełen osób  biegnących w przeciwną do mnie stronę.

-Am…! Cho-lera…! – krzyknęła głośniej.

Nie wytrzymałam. Odwróciłam się. Zobaczyłam przeraźliwy widok. Emilly konająca z bólu, skulona siedziała na kolanach, mocno ściskając brzuch.

‘’Am. Wybacz’’- wyczytałam z ruchu warg przyjaciółki. Zanim padła bezwładnie na podłogę. W mojej głowie pojawiła się kolejna perspektywa śmierci.
Zabiłam kolejną osobę! – krzyczałam. Zaciągnęłam kaptur na twarz i padłam na kolana w stronę Em.

-Kurwa! – rozbrzmiało po korytarzu.

Po chwili podniosłam się nie zdanie i prawie  upadając już na pierwszym kroku ruszyłam biegiem przed siebie Taranowałam wszystkich. Chciałam stad wybiec i zgubić tą chorą myśl w murach tego cholernego budynku.


Popchnęłam nie zatrzymując się nawet drzwi wejściowe szkoły. Słuchawki wypadły mi z uszu. 

-Ja pierdole! – krzyknęłam zakrywają dłońmi twarz biegnąc na oślep – Nienawidzę się!

-Nie masz powodu.

I właśnie w tym momencie wpadłam na Jack’a . Mimo zaciśniętych oczu wiedziałam ze to on. Czułam to… Przytulił mnie.  Dłońmi ruszyłam ku włosom by je poprawić. Delikatnie wsunęły mi się pomiędzy palce, a ja mniej delikatnie rzuciłam:

-Kurwa!

I wyplatałam się z gorącego objęcia przyjaciele, by ruszyć ku furtce.

-Gdzie idziesz!? – próbował mnie zatrzymać.

-Do domu! – skłamałam, nawet się nie odwracając by nie widzieć jego spojrzenia.  

Minęłam parę przecznic. I lekkim truchtem ruszyłam na ostatnią prostą ku drzwi wieżowca. Wbiegłam na 10 piętro schodami pożarowymi. Przysiadłam na chwilkę na schodku by złapać oddech. Ruszyłam wyżej. Nacisnęłam klamkę od drzwi prowadzących na dach i popchnęłam je z całych sił.

Silny powiew wiatru wpadł do ogrzewanego pomieszczenia unosząc moje włosy. Z ciągnęłam czapkę z głowy by poczuć jesienny chłód. Z zamkniętymi oczami szłam na wprost. Po kilku krokach wyciągnęłam lekko ręce do przodu, by nie uderzyć w zabezpieczający murek.

Dotarłam do niego. Otworzyłam delikatnie oczy i nachyliłam się ku ‘’przepaści’’. Stałam w chmurach, wiec ciężko było cokolwiek wypatrzeć. Ale nie trudno było się domyślić  że po spadnięciu by się było tylko połamanym naleśnikiem.  

Położyłam prawą stopę na murku. Podskoczyłam lewą by po chwili znaleźć się już na górze. 

Mój mózg poddał się wysokości. Usiadłam z nogami przerzuconymi nad ulicą, bezwładnie wisiały po zewnętrznej  części budynku. Patrzyłam się w dół, nie wiedząc co zrobić. Zamknęłam oczy. ‘’Niech się dzieje co chce’’ 



Anioły mają skrzydła...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz