Niespodzianka

204 17 2
                                    

Sobota, dzień jak każdy inny, tylko tyle ze wolny. Za oknem było przepięknie, jak na ostatnie dni października. Słoneczko świecilo, światłem koloru jesiennych liści, zachęcało do wczesnego wstania. Pod namową słońca wstałam, wyprostowałam się i ruszyłam w piżamie na śniadanie. Przecierając oczy na omacka przemirzyłam całe drewniane skrzypiące schody. Zatrzymałam się dopiero na samym dole. Spojrzałam się zaspanym, niepewnym wzrokiem na matkę. Grzebała. mieszała, dziubała przypaloną jajecznicę. Wyglądała mało apetycznie i zachecająco. Usiadłam, na wprost. Popatrzyłam chwile na zniesmaczoną mamę. 

-Co się stało? -Zapytałam nie pewnie 

Kobieta rzuciła widelcem na stół rozpryskując przy tym cała jajecznice, która się na nim znajdowała. Gwałtownie wstała i pusząc włosy palcami odeszła ode mnie do salonu. Ptrzyłam się na nią zdziwona, jak małe dziecko gdy po raz pierwszy w życiu widziś biały przypominający pierzynkę śnieg.

-Ty sobie ze mnie żartujesz, czy naprawde jesteś taka głupia? - krzyknęła odrwacając się do mnie.

Spoglądała na mnie z dołu. Wyglądała jakby chciała mnie zabić, a właściwie pożreć wzrokiem. Miałam wrażenie że zaraz się na mnie rzuci. Zacisnęłam mocno wydelec w ręcę, który właśnie zdążyłam podnieść z blatu. Kostki pod tak silnym zaciskiem zbladły. Nawet nie zdawałam sobie do końca sprawy że taką siłe mam w sobie. Matka nacholona nade mna spoklądała raz na mnie, raz na wydelec. Wyprostowała sie, odetchnęła, jakby przestała się mnie bać. Zaśmiała sie podeszła do kuchenki by wstawić wodę. Odłożyłam narzędzie prawie bezgłośnie. Z powrotem uniosłam dłoń w powietrze i obruciłam opuszkami do góry. 


-O cholera - z przyzwyczajenia mama nawet na to nie zareagowała. -Mamo! Co to jest?! 

Nawet nie drgnęła. Przewróciłam krzesło wstając. Podbiegłam do mamy. stała jak zahipnotyzowana sokrawaniem ogórka na kanapkę. Podsunęłam moje ręce pod jej głowe, czekając na reakcję. 

-Co to jest?! - powtórzyłam. 

-A od kiedy tak panicznie boisz się krwi?  - podeśmiała się. 

Krzyknęła. Czułam jakby ogarnęła mnie niemoc, strach a nawet przerażenie. Drżały mi ręce, tylko dlatego że wydziałam krew, która była u mnie czymś innym, zadzwiającym! A teraz ona po prostu sobie była. 

Mama rzuciła mi na dłonie ściereczkę która leżała po jej lewej stronie. Bez żadnego przejęcia powierdziała: 

-Masz. 

Złapałam ja obydwiema rękami i zaczęłam delikatnie wycierać. Kobieta odeszła od zlewu. przeszła przez futrynę drzwi, których od wieków już nie ma. Stęła na środku korytarza wpatrując się w wyjście z domu. Wygladała jakby rozmyślała, marzyła, wspominała. 

-Mamo ... - ruszyłam w jej stronę - ... co się dzeje? 

Stała bokiem do mnie, nawet nie spojrzała w moję stronę. Wskazała tylko ręką na drzwi na wprost jej. Zerknęłam na nie jednym okiem. Bałam się co będzie dalej. W korytarzu panował mrok, poniewaź tylko w tym miejscu nie była żadnych okien. Zamknęłam ze strachu oczy i stanęłam wyprostowana dotykając delikatnie osłonietego ramienia moim. Powoli podniosłam powieki. Nie wydając żadnego odgłosu zasłoniłam usta dwoma palcami lewej ręki. Zagryzłam jeden z nich. Może liczyłam, że przypomni mi się coś, bo po odpowiedzi matki na pytanie ''co sie stało'' wywnioskowała, że to moją załsugą są na wyjątkowo brązowych drzwiach liczne blade kreski, które poprzecinały je we wszystkie strony. Szkło leżało prawie do połowy korytarzu. Nie wiedziałam czy płakać czy się śmiać. Na podłodze rozrzucone były zdjęcia, kwiaty. Ale jednak wygrał śmiech. 

-Co tu sie stało - podniosłam głos - do jasnej cholery?! 

-Naprawde nie pamiętasz? - spojrzała na mnie wyjątkowo zdziwona. - Nie pamiętasz?! - zaczęła się śmiać ze mną. 

Pokręciałam głową, ciągle się uśmiechając. 

-To ci przypomnę - zaczęła kobieta. - Z wielką chęcią - uśmiechnęła się. - Kończyłam właśnie zmywanie po kolacji, dochodziła już prawie 23. Zdążyłam wytrzeć ręcę. Nagle usłyszałam znajomy mi głos, a potem trzaśnięcie drzwiami. 

Zaporwadziła mnie na kanapę, usiasłyśmy, po jej oczach widać było, że nie może się doczekać aż to usłyszę, jak także dziwił ja fakt, że nic nie pamiętam i musi teraz mi opowiadać coś tak dziwnego. 

-Wyszłam na korytarz, tak jak my minutę temu. I zobaczyłam w naszym domu pewną kobietę. Nie znałam jej. Nie była zbyt trzeźwa. Zaraz za nia stał mężczyzna. Z lekkim zarostem, podniesiona do góry grzywką w czarnym kolorze. Trzymał w jednej ręce butlkę z whisky. Śpiewał: ,,Remember you're loved and you always will be. This melody will bring you right back home.'' - zanuciła. - Pamiętasz tą piosenkę?

-,,When life leaves us blind. Love keeps us kind'' - przyspieszyłam kontynuując nucenie. 

Pobiegłam do korytarza. Uknlękłam nie patrząc nawet na szkło. Siegnęłam po pierwsze zdjęcie, drugie, trzecie. Odwróciłam głowę w stronę mamy.

-Kurwa! Ojciec?! - kiwnęła kobieta. - Myślałam że zachlał się na śmierć już dawno. 

Pokręciła głową. Nie była w stanie nic z siebie wydusić, pewnie czuła taką bezsilność. Szkoda mi jej było. Ale nie mogłam się powstrzymać: 

-Wtedy ja wkroczyłam do akcji? - kiwnęła. - A co dalej? 

-Ym - zastanowiła się.  

Rozłożyła bezradnie ręce i rzuciła tylko:

-Chyba gdy zauważyłaś ta kobiete tuż po zejściu ze schodów, a zaraz za nią proszącego mnie o łóżko i jedzenie ojca, zebrała się w tobie taka złość, że zgarnęłaś te trzy ramki co stały kiedyś na szafce - wskazała to miejsce ręką - i rzuciłaś z całych sił w nich. Ale na szczęscie w nich nie trafiłaś. Potem wzięłaś wazon i ... pudełko ze zdjęciami. No i tak to było. 

Podeszła do mnie i mnie przytuliła. Chyba nie dla mnie, raczej dla siebie. No ale ... 

Anioły mają skrzydła...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz