Przede mną ostatni trening. Ostatni przed wyprawą za mury. Boję się, cholernie, na samą myśl o ponownym spotkaniu z tytanami chce mi się płakać.
Od razu gdy przyszłam na zbiórkę, Armin dostał ode mnie w łeb za to, że powiedział Hanji o tym, co przeżyłam. Mam tylko nadzieję, że nie mówił jej zbyt dużo. Nie miałam serca długo się na niego obrażać, dlatego zaraz po tym jak go uderzyłam, przytuliłam go mocno. Jest moim najlepszym przyjacielem, nie chcę go stracić.
Zebraliśmy się wszyscy na zbiórce, zupełnie inni niż wczoraj. Może trochę przestraszeni, ale na pewno bardziej żywi niż po nocy gdy piliśmy.
Trening był męczący. Musieliśmy opracować złapanie nowego tytana, ogarnąć nową broń, a niektórzy, głównie nowi, musieli jeszcze poćwiczyć manewr trójwymiarowy.
Hanji opowiadała nam jak najłatwiej złapać tytana i przeprowadzić go za mury.Następnie walczyliśmy ze sobą wręcz. Nie rozumiem do końca po co, bo z tytanem raczej nie będziemy walczyć w ten sposób. Chociaż, może to dla poprawienia naszej kondycji.
Na dzisiejszym treningu był generał Erwin i kapral Levi. Generał nas tylko obserwował, jednak Levi trenował nas i starał się pokazać nam, jak nie dać się złapać. Łatwo mu mówić, jest świetny w walce z tytanami. Cholera, był tak silny, że ledwo podnosilam się z ziemi jak mną rzucał. Gnój. Nie no, lubię go, zaraz po Hanji jest moim drugim ulubionym człowiekiem, który może na mnie krzyczeć.___
Nadszedł w końcu ten dzień. Cholera, wstałam z łóżka od razu na baczność. Nikt mnie nie obudził, po prostu wstałam sama z siebie. Wstałam tak szybko, że nawet kapral Levi przyszedł później. A to znaczy, że wstałam wcześnie rano. Cholera, a mogłam się wyspać chociaż dziś kurwa mać.
No, ogólnie to jak Levi wszedł do naszego pokoju, spojrzał się na mnie z lekkim zaskoczeniem na twarzy, wymamrotał cicho "huh" i wyszedł zamykając drzwi. A to znaczy, że muszę ruszyć dupe i obudzić resztę dziewczyn. Nie chcę psuć im snu, zwłaszcza wieściami typu "wstawaj szybko idziemy się dać zjeść tytanom".
No ale cóż, obudziłam je w końcu, szybko się ogarnęły i poszłyśmy na śniadanie.Chyba przesadziłam mówiąc "śniadanie", ponieważ każdy z nas dostał połowę chleba i trochę wody. Biedna Sasha, musi być głodna.
Po tym suchym prowiancie poszliśmy po konie. Biedne, niczego nie świadome. Usiadłam na swoim i poprawiłam moje ubranie. Nasze uniformy są świetne i naprawdę wygodne, jeśli chodzi o walkę z tytanami, ale jeśli chodzi o ubieranie się w nie to jest jakiś koszmar. Wszędzie pasy, co chwilę je poprawiasz, zakładasz je jakieś dwie godziny, oczywiście źle. Jak już je założysz to musisz je poprzesuwać żeby było Ci wygodnie. Usiądziesz? Chuja usiądziesz, jak nie poprawisz to nie usiądziesz.No ale dobra, usiadłam na koniu, poprawiłam te kurewskie pasy i czekałam na resztę. W sumie, to reszta już była ze mną, teraz czekaliśmy na generała Erwina.
___
- Sasha! Uważaj! - usłyszałam tylko głos za sobą. Nie mogę się odwrócić, muszę patrzeć przed siebie. Boże, co jeśli jej się coś stało? Kto ją uratował, nie znam tego głosu, albo po prostu nie rozpoznaję. Boję się.
Tytani byli dosłownie wszędzie. Te okropne mordy, patrzące się prosto nas. Tak jak kilka lat temu, tylko że troszkę mniejsze. Ale i tak, przerażające.
Zaczęły napływać mi łzy do oczu, Sasha, trzymaj się tam, nie umieraj, błagam.Do tej pory wszystko było w porządku, biegliśmy jak najszybciej się dało, właściwie nie my, nasze biedne konie. Podzieliliśmy się na kilka frontów, jak kazał generał. Ja byłam we wschodnim, na samym początku. Niby byłam najbardziej narażona, ale jakoś przeżyłam. Kilka tytanów padło, ale żaden człowiek, przynajmniej z mojego frontu. Mam nadzieję, że z Sashą wszystko w porządku.
[Y/N]! Opanuj się! Po co dołączyłaś do zwiadowców? Nie płacz. Musisz walczyć z tymi bestiami, rozumiesz?
Przetarłam oczy rękawem i nagle miałam ochotę poprawić moje pasy. Chuja poprawię, bo jestem w ruchu. Japierdole, moje głupie zachcianki.Zobaczyliśmy nagle zieloną flarę wystrzeloną w powietrze. To znak od generała Erwina, musimy biec do lasu. Nie myśląc zbyt dużo, od razu ja i reszta frontu się tam udaliśmy. Wbiegliśmy do lasu i byliśmy sami. Kurwa, jesteśmy sami w jebanym, wielkim lesie. Poza bezpiecznymi murami. Zatrzymaliśmy się i popatrzyliśmy po sobie. Nie możemy zostać na dole. Kapral Levi mówił, że rzadko w tym lesie są tytani, ale jest możliwość, że tu jednak wejdą.
Rozejrzałam się i zobaczyłam zachód słońca. Zaraz noc, kurwa, co robić? Czy w nocy tytani są bardziej aktywni, czy nie? Zaczęłam momentalnie panikować, mój oddech przyspieszył. Rozglądałam się po wszystkich jak opętana. W końcu ktoś do mnie podszedł i położył dłoń na moim ramieniu. Oczywiście moją reakcją było lekkie uderzenie obcego i szybkie odsunięcie się. Dopiero wtedy zobaczyłam, że to Jean do mnie podszedł. Boże co za debil japierdole.
- [Y/N], spokojnie - Jean zszedł ze swojego konia i popatrzył na mnie - Musimy przywiązać te konie, do jakiś mocniejszych gałęzi tu nisko, a później wejść na drzewa. Wytrzymamy jakoś tę noc.
___
I wiecie jak kurwa skończyłam? Siedząc na drzewie wtulona w tego konio-mordowatego. Jebaniutki. Tylko on i Armin wiedzą jak mnie uspokoić, ale tego drugiego akurat tu nie ma, więc ten debil wziął to na siebie.
- Jebiesz jakimiś tanimi perfumami, ukradłeś je kapralowi? - popatrzyłam na niego, a on tylko spławił mnie cichym śmiechem. Była już noc. W chuj ciemno i straszno. Nikt z nas nie spał, jedynie Sasha była nieprzytomna, ale żyła. Na szczęście. Okazało się, że uratował ją Connie. Szczerze? Nie spodziewałam się tego po nim, myślałam, że przy spotkaniu z tytanami będzie trząsł portkami. A tu proszę, zabił jakiegoś tytana przy okazji ratując Sahsę.
Ale to jest najmniejszy problem teraz. Dlaczego ktoś do cholery wypuścił zieloną flarę do lasu i kto to był? Wróg? Tytani są chyba zbyt dużymi idiotami, aby ogarnąć jak obsługuje się flary. Nie, to musiał być człowiek, tylko kto? Japierodle, wiedziałam, że coś się odjebie, ale nie spodziewałam się, że już na pierwszej wyprawie zostanę zjedzona przez to wielkie coś.
Westchnęłam. Mam nadzieję, że ktoś tu nas jednak znajdzie. Nie chcę tu umierać, a na pewno nie chcę umrzeć wtulona w Jean'a.
___
W końcu słońce wzeszło. W końcu ranek, to chyba była najdłuższa noc w moim życiu. Nikt nie spał, Sahsa odzyskała przytomność, wszyscy się baliśmy i modliliśmy o przeżycie do następnego dnia. O dziwo, ja nie słyszałam żadnych dźwięków, czy kroków, czy czegokolwiek. Było podejrzanie cicho. Jedyne, co słyszałam w nocy to oddech Jean'a. Jest zdecydowanie za blisko, ale nie mogę się odsunąć. Gałąź jest gruba tylko przy pniu, a im dalej, tym bardziej cienka jest. Zapadłaby się pode mną.
Ostatecznie poddałam się. Westchnęłam ciężko i popatrzyłam na tą konią mordę. Nie wiem czemu i kiedy, ale zaczęłam płakać. Nie głośno, nie cicho. Taki zwykły szloch. Jean jak to przystało na "prawdziwego mężczyznę", zaczął panikować.
- Nie chcę tu umierać.. Chcę przeżyć, Jean, kurwa mać, chcę przeżyć i to bardzo... - uderzyłam go lekko w klatkę piersiową - Jean, dlaczego ci tytani istnieją? Dlaczego akurat teraz..? Dlaczego ktoś nas wrobił, nie rozumiem..
Czułam jak wszyscy patrzyli się na mnie. Jean jakoś próbował mnie pocieszać, ale jego słowa totalnie do mnie nie docierały. Widziałam wszystko jakby przez mgłę. Nie słyszałam nic, żadnych słów. Zamknęłam oczy i nagle poczułam cudowną błogość, jakby wszystkie moje zmartwienia zniknęły, tytani nie istniały, a ja żyła w mojej małej chatce z..
_____
Heeeejka, ogólnie to wiem, że postać, którą dodam w następnym rozdziale pojawiła się dopiero w 3 sezonie, ale umówmy się, kogo to obchodzi, nikt go nie lubi<3 buziaki i miłego dnia/wieczorku/nocy
P.S. Wesołych świąt!!!
CZYTASZ
slumber party || hanji zoe x reader
Fanfiction[NIE SPRAWDZANE] Świat, w którym rządzą straszliwe, wielkie potwory, zwane tytanami. Ludzie boją się codziennie o swoje życie, zwłaszcza po straceniu muru Maria. Jednak [Y/N] nie poddała się i walczyła dalej. Miała wielu przyjaciół, starała cieszyć...