0.5

488 42 31
                                    

- Hej, wstawajcie, ktoś idzie! - Sasha zerwała się na równe nogi od razu mnie budząc. Ja spałam? Nie, nie wiem. Chyba odleciałam trochę - To tytan! Słyszę kroki, są cholernie głośne! - I zaczęła się panika. Oprócz Connie'go nikt z nas nie zabił tytana. Kurwa. Ja ledwo się ruszam, Sasha jest ranna, Connie zdezorientowany, a Jean próbuje pomóc mi wstać.

Kurwa.. co? Tytani.. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi. Naprawdę musiałam odlecieć i to mocno. Przecież nic nie piłam.. ani nie brałam, więc o co chodzi?

Jean pomógł mi wstać i chcieliśmy szybko wsiąść na konie, jednak gdy spojrzeliśmy w dół - nie było ich. Kurwa mać podłe te zwierzęta. A kroki tytana były coraz głośniejsze.

Nikt z nas nie wiedział co robić, zaczęła się panika i płacz. Aż w końcu zobaczyłam tą piekielną bestię. Jego oczy były idealnie na poziomie mojej głowy. Ten tytan był mniej-więcej wielkości drzew w tym lesie.
Mimowolnie zaczęliśmy się cofać. Oczywiście, nie bardzo mieliśmy gdzie, bo tylko do końca gałęzi.

Connie jako jedyny z nas był przytomny i przypomniał sobie, że mamy sprzęt do trójwymiarowego manewru. I w ten sposób Sasha, Jean i Connie zaczęli uciekać. Ja nie, a dlaczego? Bo jestem jebaną niezdarą i oczywiście poślizgnęłam się i spadłam z gałęzi. W ten bardzo genialny sposób, kilkumetrowy potwór złapał mnie w swoje dłonie i powoli wkładał do swoich obrzydliwych ust. Słyszałam tylko pisk w uszach, widziałam oddalające się sylwetki moich przyjaciół. Jean chciał wracać, ale to było zbyt niebezpieczne dla nich.

- N-nie.. wróćcie, błagam.. - powiedziałam przez łzy i wyciągnęłam powoli dłoń w stronę moich przyjaciół.
Już po mnie. Zamknęłam oczy, z których wyleciały ostatnie łzy. Dziękuję wszystkim za tę cudowną przygodę, za to, że poznałam tyle wspaniałych osób.. I przepraszam za to, że nie mogłam się z wami pożegnać.

Co? W pewnej chwili tytan się zatrzymał. Poczułam jak spadam. Upuścił mnie? Czy może ktoś..

- Haha! Pięknie go załatwiłam, co nie? - jedyne co usłyszałam przed zamknięciem oczu był damski głos. Brzmiała jak anioł.. Może jednak trafiłam do nieba..?

___

I wtedy się obudziłam. Co? Przecież miałam zostać zjedzona, dlaczego leżę w łóżku?

- Kurwa.. - przeklnęłam pod nosem i złapałam się za głowę - Co jest.. - chciałam wstać z łóżka, ale od razu się wyjebałam. Świetnie, życie mnie jebie nawet w takich momentach.

Ostatecznie wstałam. Ledwo stałam na nogach, ale ruszyłam w stronę drzwi. Ale wypierdole Jean'owi za to, że mnie nie uratował. Nie, zaraz. Z tego co pamiętam, to on chciał wrócić po mnie.. Kurwa, jebać, wyjebie mu tak po prostu.

Otworzyłam drzwi resztkami moich sił, wyszłam z pokoju i oparłam się o ścianę. Wszystko mnie boli, masakra. Nie wiem co się dzieje. Pamiętam tylko szum i pisk w uszach, dużo łez, krzyk i to, że tytan miał mnie zjeść. Ach, jeszcze był ten anielski głos.. Tylko kto to był? Nie wiem, wolę się w to nie zagłębiać.

Zsunęłam się po ścianie i usiadłam przy niej. Znowu złapałam się za głowę. Nie wytrzymam zaraz, wszystko mnie boli.
Nie chcę znowu płakać, ale chyba tylko to mogę zrobić. Czy ktoś w ogóle jest w tym budynku? I gdzie ja do cholery jestem..? Zamknęłam oczy, a po moich policzkach zaczęły lecieć ciepłe łzy. Gorące wręcz. Zaczęłam je szybko wybierać, myślałam, że zaraz wypali mi skórę. Bezsilność zaczęła przejmować nade mną kontrolę. W pewnym momencie nie mogłam wycierać moich łez, moje dłonie odmawiały mi posłuszeństwa.

Siedziałam tak i płakałam. Nie miałam siły przestać. Dlaczego w ogóle wyszłam z tego pokoju? Ktoś mnie uratował z rąk okropnie bestii, przecież to cud. Powinnam się cieszyć i być wdzięczna osobie, która to zrobiła. Powinnam siedzieć na dupie i tyle, dostałam swój własny pokój z całkiem wygodnym łóżkiem, a stwierdziłam, że z niego wyjdę. No zajebiście.

Usłyszałam kroki. Nie miałam nawet siły podnieść głowy, aby zobaczyć kto to. Wolę nie widzieć kto mnie zabija. Kurwa. Czemu zawsze mam takie pesymistyczne nastawienie. Może to osoba, która mnie uratowała? Powinnam się jej rzucić na szyję, a nie płakać!

- Ach, [Y/N]... Nie powinnaś wstawać z łóżka - poczułam jak osoba, która tu przyszła podchodzi do mnie. Rozpoznaję ten głos, ale nie wiem dokładnie kto to jest. To tak jakby zanikła mi pamięć - Jak się czujesz? - osoba podniosła moją głowę. Wtedy zobaczyłam, że to Armin. No tak, to ten mały, z którym przyjaźnię od dziecka.

Chciałam coś powiedzieć, ale z moich ust wydobył się tylko jakoś niezrozumiały jęk. Kurwa, co to było. Czy ja nie umiem mówić? W sumie, to boli mnie gardło, pewnie od tego krzyczenia. Usłyszałam jak Armin cicho się śmieje. Debil. Przecież ja prawie umarłam, a on się śmieje. No kurwa.

Przytulił mnie. Tak jak to robił od zawsze. On mnie po prostu przytulił. Wiedział, że to uspokoi mnie niezależnie od powagi sytuacji. Chciałabym się teraz w niego wtulić, ale nie jestem w stanie. Boże, ale ze mnie idiotka.

- [Y/N], przepraszam, że mnie nie było wtedy z tobą. Obroniłbym cię, naprawdę.. - co on pierdoli. Najważniejsze, że teraz ze mną jest. To się liczy, a nie to, co było kiedyś.

Znowu usłyszałam kroki. Cholera, nie chcę tu nikogo więcej. Wszyscy wypierdalać, chcę zostać z Arminem i tylko z nim. Przy nim czuję się bardzo bezpiecznie, mimo, że prędzej to ja obronię jego, niż on mnie. Ale i tak, kocham go jako przyjaciela od lat, mogłabym życie za niego oddać.

- Tch. To nie pora na przytulanki. Hanji chce z tobą gadać, [Y/N]. Wstawaj i nie maż się - oczywiście, że od razu poznałam ten głos. Kapral Levi we własnej osobie. Jak zawsze mega kochany i czuły, na nim to dopiero można polegać.

Armin pomógł mi wstać i powoli skierowaliśmy się w stronę gabinetu pułkownik Hanji. Cholera, nie chcę, żeby widziała mnie w takim stanie. Zwłaszcza, jeśli nie wiem jak wyglądam. Kurwa, co robić. Jedyne co wiem, to to, że nie mogę kompletnie mówić, tylko jakieś ciche mruki, mam na sobie o wiele za dużą białą koszulę i jakieś szorty pod spodem.

- A.. rmin.. - wyszeptałam cicho i pociągnęłam lekko rękaw przyjaciela. Cholera, jakim cudem ja dałam się doprowadzić do takiego stanu? Następnym razem muszę się wziąć w garść i ogarnąć. Kurwa. Ale ze mnie debilka. Przeze mnie generał Erwin musiał przerwać misję. Jak ja teraz spojrzę w oczy pułkownik Hanji? Albo Erwinowi? Chyba spalę się ze wstydu. Cóż, czeka mnie szorowanie kibli z kapralem.

- Spokojnie - Arlert uśmiechnął się i poprawił lekko moje włosy. Nie jest debilem, wystarczy, że spojrzy na wyraz mojej twarzy i już wie o co chodzi - Nie wyglądasz najgorzej, naprawdę. Powiem ci, że o wiele gorzej wyglądałaś w twoje dziewiętnaste urodziny, kiedy twój ojciec uczył cię strzelać z łuku i nie spałaś do jakiejś piątej nad ranem. Albo jak na tych samych urodzinach "za dużo" wypiłaś, mimo, że to był tylko jeden kieliszek czerwonego wina - zaśmiał się ciepło - tak na dodatek, koszula jest od Hanji, a szorty ode mnie, papa, też cię kocham - i wrzucił mnie do gabinetu pułkownik Hanji, a sam szybko uciekł. Debil.

Złapałam się szybko ściany, żeby się nie wyjebać. Przetarłam lekko oczy i spojrzałam na Hanji. Siedziała przy biurku z nogami na nim. Czytała gazetę. Wyglądała ślicznie, jak zwykle. Chciałam się ukłonić, albo zasalutować jak to miałam w zwyczaju, ale nie miałam sił na to. Kurwa.

Jednak wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Hanji po prostu podeszła i mnie przytuliła. Ale tak w chuj mocno. Poczułam wtedy jej piękny zapach. Troszkę męskie perfumy, ale jednak pachną bardzo kobieco. Nie wiem jak to opisać, ale pachniała cudownie. Poczułam ciepłe rumieńce na moich policzkach.

- Nie musisz oddawać mi tej koszuli - nagle wypaliła wprost do mojego ucha. Ciepłym, spokojnym głosem. Mówiła powoli i dokładnie. Przeszły mnie ciarki - Cieszę się, że żyjesz..

- H-Hanji....?

___

Dziś dwa rozdziały ze względu na święta bhahahah znowu, wesołych świąt, smacznego jajka czy jakoś tam. Nie umiem w takie rzeczy, nieważne. Spędzicie ten czas jak wam będzie najlepiej ok?? Żebyście się cieszyli z tego wolnego od szkoły

NIE DODALAM TEJ POSTACI, O KTOREJ BYLA MOWA WCZESNIEJ, BO SZCZERZE ZAPOMNIALAM XDDDD

slumber party || hanji zoe x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz