Kolejny sfrustrowany, zawiedziony trzydziestokilkulatek z manią wielkości postanowił zostać nowym Grindelwaldem czy tam Voldemortem. Biuro Aurorów wpadło na jego trop około dwa miesiące temu, a samą akcję planowali jakiś miesiąc. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Szybka akcja, kilka zaklęć i Azkaban. Tak miało być.
A było tak – wszystko dopięte, ale jeden krok postawiony nie na tym panelu, co trzeba i...
— Sectumsempra! – usłyszał tylko Potter, zanim jego ciało przeszył niesamowity ból i stracił przytomność.
***
Pansy miała bardzo spokojny czas w pracy. Wszystko się układało, żadnych ciężkich przypadków. Może szybciej wróci do domu... Aż nagle zauważyła Blaise'a z jakimś innym mężczyzną, którzy razem trzymali... zakrwawionego Pottera. Przełknęła ślinę i krzyknęła:
— Jasna cholera, Potter! – podbiegła do nich. — Połóżcie go tu – wskazała mężczyznom pierwsze wolne łóżko. — Zawołaj Carmichaela, szybko! – zwróciła się do osoby z personelu, która stała najbliżej.
Podbiegła szybko do łóżka Pottera. Przypatrzyła się i przeklnęła. Przecięcie dotknęło tętnicę udową. Wzięła głęboki wdech, wyciągnęła różdżkę i wyszeptała zaklęcie po łacinie. Jedno z najtrudniejszych i najbardziej wyczerpujących, jakie zna magiczna medycyna. Na szczęście ta rana i każda inna powoli zaczęły się zasklepiać. Odetchnęła z ulgą i poczuła, jak słabnie. Spojrzała przez ramię i zauważyła, że Carmichael przybiegł, a Blaise stoi tuż przy niej. Rany po kilku minutach, które ciągnęły się jak godziny, były już prawie całkowicie zamknięte. Następnie pamiętała tylko czyjeś ręce ratujące ją od upadku.
***
— Obudził się! – usłyszał uradowany głos swojej narzeczonej, kiedy tylko poczuł się przytomny. Nie do końca wiedział, co się stało, a jasne światło cholernie mocno raziło go w oczy. Wszystko go bolało, ledwo mógł się ruszać. Przy jego łóżku była zapłakana Ginny, Hermiona i Ron. Nagle przyszedł magomedyk i wykonał kilka ruchów różdżką, zapewne prostych badań.
— Miał pan mnóstwo szczęścia – powiedział Eddie Carmichael. — Gdyby nie szybka teleportacja i reakcja Parkinson prawdopodobnie byśmy teraz nie rozmawiali. Nie widzę większych uszkodzeń, ale zostanie pan na kilka dni, żebyśmy się upewnili. A państwa proszę o niezamęczanie pacjenta. Potrzebuje dużo spokoju – rzucił oschle i wyszedł.
— Złapaliśmy tego gnoja – powiedział Ron. — Gość jest totalnie świrnięty. Jak się czujesz?
— Wszystko mnie boli. Nawet nie wiem do końca, co się stało. Ktoś jeszcze oberwał?
— Goldstein. Ale go tylko drasnęło. Ciebie od razu odcięło i jak słyszałeś, cud, że żyjesz. Jak zawsze – uśmiechnął się delikatnie.
Ginny cały czas gładziła dłoń Harry'ego. Była szczęśliwa, że w końcu się obudził. Zapomniała mu już wszystko, o co była zła.
***
— Parkinson, czyś ty zgłupiała?! Ile ty masz lat, żeby bawić się w jakąś pieprzoną bohaterkę?! Piętnaście?! Mogłaś trafić w śpiączkę! – szef był wściekły. Pansy wiedziała, że ma rację. Ale... nie mogła inaczej.
— Gdybym nie zaczęła tego tak szybko, wykrwawiłby się – powiedziała cicho. Leżała na kanapie w pokoju lekarskim. Wciąż była bardzo osłabiona. Obok siedział Blaise, który obiecał być grzeczny i się nie odzywać.
— Jeszcze jeden taki numer, a w życiu nie zobaczysz tego oddziału! Teraz – wskazał na nią palcem – idziesz do domu i odpoczywasz, jutro widzę cię z samego rana tutaj – odszedł do drzwi. — A, i Potter zostaje twoim pacjentem – rzucił przez ramię i wyszedł.
CZYTASZ
Second chances | Potter x Parkinson
FanfictionKażdy zasługuje na drugą szansę. Nawet jeśli ta pierwsza została spieprzona koncertowo. I won't break you, I will not let you down