2. Release

170 20 3
                                    

Pansy kończyła właśnie podlewać ostatni kwiatek. Mieli ich dużo w mieszkaniu, bo dziewczyna zaraziła się miłością do nich od matki. Draco czasem narzekał, ale zdążył się przyzwyczaić i wiedział, że jej nie zmieni. To była jedna z niewielu rzeczy, przy których nie używała magii. Dbanie o rośliny. To ją uspokajało, odprężało i sprawiało, że nocne lęki opuszczały jej roztargniony umysł.

Posprzątała mieszkanie. Draco jak zawsze zostawił bałagan, a wróci na minutę przed przyjściem gości. Czasem nienawidziła z nim mieszkać. A potem patrzyła na swój portfel - to była zdecydowanie lepsza alternatywa, niż mieszkanie samej. Dla zdrowia psychicznego również. Zwariowałaby, gdyby nie miała się do kogo odezwać.

Postanowiła zrobić chłopakom coś do jedzenia, bo wiedziała, że pierwszym, co zrobi Blaise, będzie sprawdzenie ich stanu lodówki. A że lubiła czasem być gospodynią domową, a nie tylko uzdrowicielką ganiającą za swoją karierą, stwierdziła, że ich nakarmi. Po czterdziestu minutach na blacie zaroiło się od przystawek z bruschetty, fety i suszonych pomidorów, zapiekanka w piekarniku już dochodziła, a deser był w fazie przygotowania. Tiramisu im osłodzi wieczór. Sobie kupiła butelkę wina, zamówiła chińskie jedzenie i przygotowała rozbudowaną pielęgnację. Musi się zrelaksować po pracy. Dzieci były w domach, więc zdarzało się mnóstwo wypadków. Trzynastogodzinny dzień pracy był normą we wakacje. Na szczęście teraz wyszarpała sobie wolny weekend. Cały. Skończyła przygotowywać wszystko, co miała zaplanowane i ruszyła do swojej sypialni.

***
— Gdzie ty idziesz? - spytała zdziwiona. Znów opuszczał ją w piątek i nawet nie wyglądał, jakby miał zamiar ją o tym poinformować.

— Mówiłem ci przecież, do Draco. - Wzruszył ramionami.

— Ona też tam będzie? - Wydawała się być zrezygnowana.

— Nie. Przestań być zazdrosna o Parkinson, do cholery! To jakaś obsesja, Ginny. Nie widziałem się z nią od skończenia szkoły. - zakładał buty.

— Przepraszam, skarbie. Muszę po prostu się upewnić. - dała Potterowi buziaka w policzek.

— Jak zawsze. - Przewrócił oczami i opuścił ich dom.

***
— Dlaczego ty jeszcze za nią nie wyszedłeś? - zaśmiał się Zabini, popijając drinka i zajadając się ciastem przygotowanym przez Parkinson.

— Bo moja żona powinna nie być wredną małpą, a nie tylko umieć gotować. Gramy? - zapytał, tasując karty.

Po pasjonującej rozgrywce w pokera, bilans przedstawiał się tak: Draco był bogatszy o 10 sykli i dwa galeony, Harry biedniejszy o 30 sykli, a Blaise nie zarobił ani knuta. Wygłodniali po nadmiarze wrażeń, postanowili odgrzać zapiekankę. Harry wydawał się być nieobecny, choć teoretycznie wszystko było w porządku.

— Nie myśl tak o rudej, bo ci się wielka zmarcha od tego zrobi! - Blaise szturchnął go ramieniem i poszedł pomóc Draco. A Potter został sam. I myślał.

Poza tym jednym wybrykiem, jeszcze w Hogwarcie, nie dał Ginny żadnych powodów do zazdrości. Kochał ją, spełniał wszystkie zachcianki. Informował o wszystkim. Traktował z szacunkiem, powagą. Dbał. Nie umawiał się z innymi kobietami, ba! ostatnio nawet żadna dla niego nie pracowała. Jak widać jej to nie wystarczało. Dlaczego?

— Potter, zanim zacznę cię obrażać, musisz być świadomy, że do ciebie mówię. - Draco machał mu talerzem przed nosem. – Napij się. I przestań wszystko analizować.

— Jak Gin się dowie, że Parkinson tu jest, to mnie zamorduje. - Westchnął.

— Dalej rozdrapuje sprawę ze szkoły? Przecież Pansy od tego czasu nawet się do ciebie nie odzywa - mruknął Zabini. Podziwiał Parkinson za to, że potrafiła tak o usunąć kogoś z życia. Bez najmniejszego oporu.

Second chances | Potter x ParkinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz