7. Demons

129 19 9
                                    

— Słucham? Powtórz.

— Potter, ja wiem, że to trudne, ale skup się – powiedział lekko zirytowany Malfoy. — W wakacje, kiedy ty pojechałeś szukać horkruksów, dom Pansy był jedną z siedzib śmierciożerców. Jej ojciec był oddany sprawie, ale ona i matka chciały uciec. Jakoś w połowie sierpnia Pans stanęła pod moimi drzwiami, cała zapłakana. Trzęsła się, a ja nie mogłem jej uspokoić. Ledwo dała się dotknąć. Okazało się, że – wziął głęboki wdech – śmierciożercy chcieli sobie zrobić z niej zabawkę. Tak, w kontekście, o którym dokładnie teraz myślisz. Aportowała się w ostatniej chwili, akurat ściągnęli bariery.

Potter patrzył na niego poważnie, choć oczy nie zdradzały zbyt wielu emocji.

— Kontynuuj, proszę.

— Pomagałem jej, na tyle, na ile się dało, choć u nas nie była też zbyt bezpieczna. Ona musiała wrócić do Hogwartu, ja nie mogłem. Tam miała Blaise'a. Pomagało, choć trauma dawała się we znaki. Co tydzień dostawała list z groźbami od ojca i z troską od matki. W pewnym momencie te drugie przestały przychodzić. Ojciec zakatował matkę, żeby okazać wierność Czarnemu Panu. Napisał jej to. Wtedy też zaczęła się okaleczać. Była przerażona wojną. Dlatego wtedy chciała cię wydać. Po prostu chciała, żeby to wszystko się skończyło.

— I ona obwinia o wojnę mnie?

Draco jednak nie odpowiedział mu na pytanie.

— Jej ojciec trafił do Azkabanu. Tam zmarł wkrótce po wyroku. Ministerstwo na szczęście nie pozbawiło jej pieniędzy, nadal jest dysponentką tego rodu. Ale ona brzydzi się nimi, choć potrzebowała ich do przeżycia. A po wojnie zaczęło być z nią tylko gorzej. Snuła się z kąta w kąt, nie rozmawiała z nami, cięła się. Wszystkie swoje myśli i siły poświęcała na naukę, bo zawsze marzyła o byciu magomedyczką. Punktem kulminacyjnym była przerwa świąteczna. Ja wróciłem do matki, Blaise też. Prosiliśmy, błagaliśmy, żeby pojechała z jednym z nas. Nie chciała.

— Ja wtedy też nie pojechałem do Weasleyów... i spotkałem ją w środku nocy w drodze na wieżę astronomiczną... – rzucił Potter.

— Szła z niej skoczyć. Nie miała już siły na nic. Ale trafiła na ciebie. Przespaliście się ze sobą w pokoju życzeń, a ona jakby zyskała nową energię... zgodziła się na terapię. Zaczęła żyć. Nie wiem, co jej wtedy powiedziałeś, ale... dziękuję – szepnął Draco ze łzami w oczach.

— Ja... wtedy... tylko... – nie wiedział, co odpowiedzieć.

— Nieważne. Leczyła się, uczyła, została lekarką. Zaczęła żyć pełnią życia. Wróciła moja Pansy. I tak znaleźliśmy się tutaj. Dziesięć lat później, kiedy widzisz ją w podobnym stanie. I zastanawiasz się, o co, do diabła chodzi.

— Chciałbym wiedzieć, czy mogę jej pomóc... I dlaczego mnie za to obwinia.

— Znasz pojęcie gravi curatio?

— Nie. Nie mam bladego pojęcia, o co chodzi.

— To kategoria zaklęć medycznych. Wielkie leczenie. Wśród nich jest zaklęcie stosowane w przypadkach krytycznych, praktycznie śmiertelnych. Nie powtórzę ci jego nazwy. Zawsze wykonuje się je w minimum dwie osoby, bo powoduje ono oddanie kawałka duszy osobie leczonej. Tylko inaczej, niż w przypadku horkruksa. Po prostu część jej duszy cię leczy i ucieka. Pansy złamała tę zasadę, lecząc ciebie. Wiedziała, że nie przeżyjesz, jeśli nie zacznie działać. I wtedy się zaczęło. Zemdlała. Nie miała siły na nic. Ostatnio wróciły stany depresyjne, a to, co dziś się wydarzyło... to była kulminacja.

— To dlatego to jest moja wina...

Nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo do mieszkania wpadli Ron i Blaise.

Second chances | Potter x ParkinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz