8. Dancing in the dark

103 16 5
                                    

Ostatni tydzień i dzień roku nadszedł szybciej, niż wszyscy by sobie tego życzyli. Przez ministerstwo nie toczyły się inne rozmowy niż tylko te dotyczące balu wydawane przez, prawdopodobnie, odchodzącego Ministra Magii. Kolory i kroje sukienek, wysokość obcasa, długość paznokci, makijaż. Rozmowy panów były bardziej skierowane w stronę dopasowania swoich szat, bądź już garniturów (zależy od wieku owego dżentelmena) do kreacji partnerek. Atmosfera była lekka i przyjemna.

Nawet Harry to odczuł. Pansy uśmiechała się zdecydowanie częściej, a on do końca oswoił się z byciem singlem. Święta spędził w gronie przyjaciół. Był u Rona i Hermiony – choć na krótko, żeby nie męczyć przyjaciółki. Odwiedził też oczywiście Malfoya i Parkinson. Czuł, że musi tam być. Choć Draco udawał, że nie jest do końca zadowolony z jego wizyty – wiedział, że jest inaczej. Pojawił się też Blaise. Wszyscy – oprócz Pansy – pili wino przy kominku i śmiali się z najbardziej nieprzemyślanych i durnych żartów. Jedyna kobieta z ich grona po prostu obserwowała przyjaciół i rozmyślała nad swoim życiem. Na drugi dzień obudził się w jej łóżku. Ubrany. Ona była w kuchni i piła kawę.

— Musisz coś zjeść – przypomniał jej cicho.

— Wiem.

I tak mu minął czas do 31 grudnia.

***

— Bardziej stereotypowego koloru sukienki nie mogłaś wybrać – zaśmiał się Draco, gdy zobaczył swoją przyjaciółkę prawie przygotowaną na bal.

— Biżuterię mam złotą – uśmiechnęła się. — Ale podoba ci się? Wyglądam dobrze? – w jej głosie było słychać niepewność.

— Doskonale na tobie leży. Jest piękna. Ty jesteś piękna – spojrzał jej w oczy. Widział w nich zaufanie i radość, choć pod nimi skrywał się strach i brak pewności siebie. — Podbijesz dziś niejedno serce.

***

Był zestresowany. Stał na korytarzu sam. Czekał na swoich znajomych. Ron i Hermiona mieli się nie pojawić, więc wypatrywał głównie tych „nowszych" przyjaciół. Co rusz ktoś go zagadywał, zaczepiał, uśmiechał się do niego. Nie był w stanie ich słuchać, po prostu wypuszczał drugim uchem to, co wpadło do pierwszego. Był w trakcie rozmowy z jakimś starym czarodziejem, kiedy zastygł. Aż mu w gardle zaschło.

Przyszła. Z nim. Piękniejsza niż kiedykolwiek. W butelkowozielonej sukni z grubego materiału. Nie miała rękawów, dekolt wykrojony był w szpic. Delikatne pasy materiału okalały ramiona, lekko powyżej łokcia. Opięty gorset, rozkloszowany dół z rozcięciem odsłaniającym nogę. Tkanina na podstawie była matowa – pokrywały ją kwieciste wzory, które mieniły się na miliony kolorów. Włosy upięte w finezyjny kok składający się z loków, z którego luźno opadały kosmyki. Delikatny złoty naszyjnik – sam łańcuszek w zasadzie, błyszczące złote kolczyki. Paznokcie idealnie wypielęgnowane i w kolorze czerwieni, który idealnie współgrał z odcieniem jej ust. Jej ust, które wykrzywione były w szerokim uśmiechu.

Skinął głową na przywitanie, a potem uciekł. Schował się za swoimi obowiązkami. Bardzo przestraszył się natłoku emocji w głowie i...tego nieznośnego, zawiązującego się węzła w brzuchu.

***

Czuła się dobrze. Komfortowo. Na tyle, na ile potrafiła. Czuła na sobie wzrok wielu ludzi. I... wbrew pozorom to nie były spojrzenia pełne pogardy, a podziwu, zrozumienia i nieskrywanej radości. Nie mogła wyjść z szoku, rozmyślając nad tym, jak stosunek magicznego świata się do niej zmienił po jednym, jedynym wydarzeniu.

Zauważyła Pottera. Uśmiechnęła się do niego. Wyglądał tak... dostojnie. Nieprzystająco do niego. Oczywiście, że wybrał smoking. Ułożył włosy. Zapuścił lekki zarost. Stał wyprostowany i dumny. Biła od niego pewność siebie. Zapatrzyła się... a jego już nie było. Zniknął wśród gości.

Second chances | Potter x ParkinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz