3. I don't know why

190 18 1
                                    

   Harry obudził się z ogromnym bólem głowy. W obcym mieszkaniu. W samych bokserkach. Ginny go zabije! Zwlókł się z łóżka i rozejrzał się po pokoju. No tak. Spał u Malfoya w sypialni. Był wczoraj tak pijany, że każda próba teleportacji mogłaby skończyć się tragicznie. Jego ubrania leżały idealnie złożone na krześle. Pachniały świeżością. Ktoś je wyprał? Obok łóżka na stoliku leżała tabletka i szklanka wody. Obok tego była karteczka z tekstem napisanym ładnym, eleganckim krojem pisma.

Wybacz, ale eliksir się skończył. To podobno pomaga.

   Uśmiechnął się. Ubrał się i założył okulary. Wziął tabletkę i ruszył do salonu, mając nadzieję kogoś spotkać. W myślach dziękował sobie za to, że ma dziś wolne. A potem sobie uświadomił, że będzie musiał użerać się z wyrzutami Ginny. Z deszczu pod rynnę.

***

Blaise zaśmiał się głośno, gdy Pansy zaczęła mu opowiadać o tym, jak pijany Draco mało nie zabił się o jej łóżko.

— Daj spokój, myślałam, że znów będę musiała wam skaleczenia leczyć! Moi nieporadni chłopcy. – uszczypnęła policzek swojego współlokatora.

— My na ciebie nie zasługujemy. Ten omlet jest świetny! – westchnął Zabini z pełnymi ustami.

— Jak pies je, to nie szcz... Dzień dobry, Potter. Masz ochotę na śniadanie, pijaku? – zaśmiała się, widząc Harry'ego w takim stanie.

— W sumie to... umieram z głodu. I dzięki za ubrania, tabletkę i w ogóle... – Zaczął nerwowo drapać się po karku. Wiedział, że to jej sprawka.

— Nie ma sprawy. Nienawidzę syfu. A wy mi zostawiliście taki chlew... – Zabrała się do robienia Potterowi jedzenia. — Draco, zrób gościowi kawę, kapsułki masz w szuf...

— Pansy. Mieszkam tu. Wiem, gdzie co jest. Czasem nawet to ja ci gotuję! – Wziął się za przygotowywanie napoju.

***

— Dobra, to jaką ustalamy wersję? – wypalił Blaise, a wszyscy spojrzeli na niego dziwnym wzrokiem. – No bo tu nie miało być Pansy, a teraz nam gotuje, halo, ziemia do Pottera! – Harry uderzył się dłonią w czoło. No tak, Ginny.

— Wróciłam szybciej. Zostawiliście mi chlew. Posprzątałam. Wyszłam z domu. Śniadanie zrobił Draco - Parkinson na szybko wymyśliła historię. Harry pomyślał, że ona jest w tym naprawdę niezła. - Pasuje?

— Pasuje - potwierdził Potter. Zaczął przyglądać się kobiecie. Była w ogóle niepodobna do swojej osiemnastoletniej wersji. Po pierwsze dlatego, że minęło dziesięć lat, a po drugie dlatego, że nie rozsiewała wokół siebie przytłaczającej atmosfery smutku. W jej oczach nie walczyła tęsknota z przerażającą pustką. Teraz świeciły rozbawieniem i niesamowitym ciepłem. Ręce nie trzęsły się ze zdenerwowania, były niesamowicie pewne, ale wyglądały na delikatne. Obgryzione do krwi paznokcie zastąpiły dość długie, ale schludne, pomalowane na piękny, szlachetny odcień czerwieni. Ubrania nie zwisały luźno na kościstym ciele. Były idealnie dopasowane, eleganckie i podkreślały status Parkinson. Wszak mimo wszystko nadal była arystokratką. Usłyszał ciche chrząknięcie i wrócił do żywych.

— Smacznego, Potter. Mam nadzieję, że ci zasmakuje. – Pansy postawiła przed nim omlet z masłem orzechowym i bananami. Skąd wiedziała, że to uwielbiał?

Second chances | Potter x ParkinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz