11. Follow you

54 5 10
                                    

Harry przez chwilę stał w osłupieniu.

— Ale jak to... wyjeżdżasz? Gdzie? Dlaczego? Po co? Przecież dopiero zaczęliśmy się spotykać, ja chciałem zacząć tworzyć plany...

— Harry – Pansy złapała go za dłoń. — Harry, uspokój się. Przecież mówiłam ci o tym. Mam gigantyczną konferencję uzdrowicieli w Paryżu. Nie będzie mnie miesiąc. Potem wracam. Nie zostawiłabym ciebie.

— Ale... ty możesz tam jechać? Spleen ci pozwolił? Dopiero wróciłaś do pracy, nie powinnaś się przemęczać, a tam będziesz sama i...

— Harry, usiądź – przerwała mu. Usiedli razem na kanapie. — Muszę jechać. Oni będą tam dla mnie. Wszyscy.

— Słucham?

— Ja... Mogłam odkryć jakiś przełom w magomedycynie przez przypadek – przygryzła wargę. Harry spojrzał na nią gigantycznymi oczami i pogłaskał po dłoni, aby zachęcić ją do mówienia dalej. — Po tym, jak ciebie uratowałam, strasznie wkurwiło mnie to, że ratujesz komuś życie, a potem cierpisz przez konsekwencje. I jak znalazłam siłę to czytałam, myślałam i próbowałam. I chyba wynalazłam sposób, żeby gravi curatio mógł wykonywać tylko jeden medyk. I nie miał skutków ubocznych. Dodatkowo, osoba leczona tym zaklęciem, prawdopodobnie jest w stanie uniknąć skutków zaklęć niewybaczalnych, ale tylko tych, którymi się dostało rykoszetem... – tłumaczyła z wypiekami na twarzy.

— Na Merlina, Pansy... Jak? Ja... Nic nie mówiłaś! Przecież to może być rewolucja w leczeniu... Uratujesz tysiące żyć... Moja mała geniuszka... – miał uśmiech od ucha do ucha. Zbliżył się do niej i pocałował. — Strasznie mnie kręci, jak mówisz o swojej pracy – przygryzł jej wargę. — Załóż okulary jeszcze... Wtedy na pewno nie dotrzesz na czas.

Chwilę później Pansy siedziała na kolanach Pottera i rozpinała mu koszulę. Czuła, jak mężczyzna zaczął związywać jej włosy w kucyk – musiała to zanotować w głowie, bo nie robił tego pierwszy raz.

Nagle usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwiami i przypomnieli sobie, że siedzą w jej salonie – a przecież ona ma współlokatora. Próbowali jakoś szybko się pozbierać, ale nie zdążyli.

— Nie przeszkadzajcie sobie – mruknął Draco. – Niech chociaż ktoś w tym domu nie będzie sfrustrowany seksualnie.

— Co ciebie znowu ugryzło? – spytała Pansy podejrzliwie.

— Theo się stał. Znowu. On jest po prostu kretynem. Robi mi problemy o byle gówno, jeszcze ma problem z tym, żebyśmy byli oficjalnie razem, bo przecież cztery miesiące spania ze sobą i dwadzieścia lat znajomości to za mało, żeby być pewnym, że to nie jest przelotna znajomość – usiadł na fotelu i założył ręce za głowę. — Poza tym, dziś stwierdził, że chce być sam, bo tak. I w ciągu ostatniego tygodnia tak samo. Mam go dość.

— Rzuć go – rzucił Harry, który do tej pory siedział i bawił się włosami Pansy.

— Co?

— Rzuć go. Malfoy, zasługujesz na kogoś lepszego. Na pewno jakaś kobieta czy jakiś mężczyzna na ciebie czeka. A Nott ewidentnie się tobą bawi, chce żebyś wokół niego biegał jak zagubiona owieczka. Nie docenia cię, wystawia. Na balu w sylwestra chyba też miał być, prawda? No właśnie, więc jedyne wyjście to rzucenie go.

— Potter... Ty... masz rację. Zasługuję na kogoś lepszego. Zwłaszcza w łóżku. Dzięki – Draco zaczął wstawać.

— A ty gdzie? – spytała Pansy.

— Idę mu wygarnąć, nie będę czekać do jutra. Nie wiem, o której wrócę, nie czekajcie. Ale przenieście się do sypialni, bo mogę mieć problem, żeby do was nie dołączyć. – Na odchodne tylko puścił im oczko i wyszedł trzaskając, znowu, drzwiami.

Second chances | Potter x ParkinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz