6. Cutthroat

116 17 8
                                    

Minął miesiąc, odkąd Harry opuścił szpital. Właśnie wrócił do pracy. Mimo, że był szefem Biura Aurorów, Minister Magii nie pozwolił mu uczestniczyć w akcjach, pod groźbą dyscyplinarki. Zajmował się więc papierkową robotą i nauką przepisów, potrzebnych do awansu, który przez jego wypadek się opóźnił.

Nie było go miesiąc, w związku z czym dokumentów do wypełniania było wiele. Nadrabianie zdawało się nie mieć końca. Zostawał więc zdecydowanie dłużej, niż powinien. Taki stan utrzymywał się następny miesiąc po jego powrocie. Ślub zbliżał się wielkimi krokami. Nie był w stanie się rozdwoić, więc z bólem serca całość organizacji zostawił w dłoniach swojej narzeczonej.

Ginny przestała tolerować nadgodziny partnera. Już przed wypadkiem było źle – wiele razy się kłócili. Nie chciała być tylko panią domu, zabawką do pokazania przed ministerstwem. Dokładnie wiedziała, że Harry jej tak nie traktuje, po prostu ma masę obowiązków – ale nie mogła poradzić nic na to, jak ona to odczuwała. Sama zaczęła wracać później do domu, przestała zostawiać mu karteczki, obiady. Zajęła się poszukiwaniem lokalu na jej wymarzoną kawiarnię. Widok sukni ślubnej, skrytej w najgłębszej części szafy, nie powodował już tej wspaniałej mieszaniny strachu i podekscytowania ukazującej się pod postacią motylków w brzuchu. Nie miała już ochoty chodzić na plotki do Hermiony, pomagając jej wybrać sukienkę. Po prostu miała wszystkiego dosyć.

Tak samo jak Harry. Smoking już nie wyglądał tak dobrze, jak mu się wydawało. Telefony, które dostawał od organizatorki ślubu (choć wyraźnie było zaznaczone, że Ginny miała być pierwszą opcją do kontaktu; po prostu nie odbierała) tylko go irytowały – w końcu, co za różnica, czy tort będzie miał maliny pochodzące ze wschodu czy zachodu Europy? Różnicy między ośmio- i dziesięciocentymetrową świeczką przecież i tak nie zauważy. Miał ochotę rzucić to w cholerę i porozmawiać z Ronem. Ale była jedna przeszkoda. To brat Ginny.

Pewnego zimnego, listopadowego, sobotniego popołudnia Ginny w końcu zebrała się na odwagę.

— Harry, możemy porozmawiać?

***

Pansy wiedziała, że leczenie kogoś poprzez zabieranie części obrażeń (w sensie duchowym) na siebie jest niebezpieczne i powoduje niepożądany u niej stan. Ale nie myślała, że potrwa to aż tyle.

Czuła, że ogarnia ją mrok. Ciemne macki otaczały jej duszę, umysł i serce. Sprowadzały jej myśli do niezidentyfikowanego kłębka, z którego wydobycie pojedynczego, jasnego przemyślenia graniczyło z cudem. Nienawidziła tego stanu. Wyleczenie Pottera wiele ją kosztowało.

Tłumiła w sobie negatywne emocje. Nikt nie zauważył. Musiała sobie ulżyć. Nie mogła znieczulić się alkoholem – umysł musiał być jasny, wszak tego wymagała jej praca. Ale kilka dodatkowych ran dołączających do wieloletnich zabliźnionych przyjaciół na udach nie budziło podejrzeń, a jednocześnie pozwoliło oczyścić się choć chwilowo z tej beznadziei.

Ostatnio więcej siedziała sama. Dyrektor szpitala nie daje jej nadgodzin – choć mnóstwo osób o nią pyta. Po całej historii z Potterem zaczęła być odrobinę popularna. „Córka śmierciożercy, ryzykując własne życie, ratuje życie Wybrańca" – to tytuł jednego z wydań Proroka Codziennego. Dyrektor jednak zbyt szanuje swoich pracowników, by dać się swoim magomedykom przepracowywać. Pansy i tak miała mnóstwo pacjentów. Sprawiało to jednak, że do domu wracała szybciej i na dłużej. Zupełnie inaczej niż Draco. On jako ministerialny prawnik musiał wraz ze współpracownikami ogarnąć burdel, jaki powstał po minięciu terminu zgłaszania się o powojenne odszkodowania. Nie wytłumaczył jej szczegółów, ale wiedziała, że musi to być coś okropnego – Malfoy nigdy nie zostawał na nadgodziny tyle, ile teraz.

Second chances | Potter x ParkinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz