ROZDZIAŁ V

19 3 0
                                    

Gdy wróciłam do domu, było jakoś przed piątą. Postanowiłam pomyśleć w co się ubiorę na spotkanie z Dylanem. Po przejrzeniu wszystkich ubrań wybrałam biały top w czarne cienkie paseczki odsłaniający ramiona i brzuch oraz czarne jeansowe spodenki postrzępione z dołu. Z doborem butów też miałam nie mały problem. Chciałam iść w jakichś elegantszych, takich na obcasie bo w sumie zwykle chodzę w trampkach i zawsze na płaskim obcasie. Mam nawet odpowiednie na tę randkę sandałki na koturnie czarno-białe ale co jeśli trzeba będzie uciekać? Chyba jednak tradycyjnie postawię na moje ulubione białe conversy. W razie jakichś nieprzyjemności będę szybciej biegła. Ale chwila. Co ja gadam, jaka randka? To przecież tylko zwykłe spotkanie dwojga ludzi, chłopaka i dziewczyny, którzy kompletnie się nie znają i nie wiadomo czego po sobie oczekują. Oh zaczynam popadać w paranoję. Muszę się uspokoić i pospieszyć z ogarnianiem bo czas ucieka a ja dalej tkwię pod szafą.
Rozłożyłam ubrania na łóżku i poszłam do łazienki umyć zęby. Wzięłam też szybki prysznic, ogoliłam nogi, zmyłam poranny make-up i zrobiłam nowy. Nie wzięłam ze sobą żadnych ubrań ani bielizny z pokoju ale na szczęście w domu nikogo nie ma. Mama w każdy piątek wraca późno bez względu na moje prośby. Niby ma więcej pracy, musi pozamawiać i uzupełnić braki na przyszły tydzień. To samo mogłaby zrobić w sobotę bo nie wiem czy wie, ale ja już wiem, że nawet po zamknięciu siedzi do późna, sprząta i przygotowuje coś tak, żeby po prostu było. Woli siedzieć tam niż w domu czego ja absolutnie nie rozumiem. No ale mniejsza o to. Postanowiłam przejść nago do swojego pokoju. Czułam się swobodnie we własnym domu. Zwłaszcza, że drzwi na dole były zamknięte na klucz i słyszałabym gdyby mama wróciła jednak szybciej.
Idę do swojego pokoju w samych szarych kapciach z uszami kota niosąc w jednej ręce mój ulubiony pomarańczowy balsam by nakremować się na łóżku tak jak zawsze to robię zanim się ubiorę. Wchodzę do pokoju i oczom własnym nie wierzę. Na łóżku siedzi Dylan. Ubrany w niebieskie, jeansowe joggery, czarną koszulkę z jakimś białym napisem i rozpiętą narzuconą granatową koszulę. Siedzi z nogą zahaczoną o drugą nogę, podpiera się jedną ręką a drugą klika w telefonie. Na mój widok robi wielkie oczy i mówi:
- No, no pierwsze granice już przełamaliśmy. Aż jestem ciekawy czym mnie zaskoczysz następnym razem. - Uśmiecha się i rzuca mi koc, który miałam poskładany na poduszce nie przestając mnie obserwować.
Zamurowało mnie na moment bo nie spodziewałam się nikogo tu zastać a tym bardziej jego. Gdy się ocknęłam rzuciłam w niego balsamem, który trzymałam w ręce i szybko okryłam się kocem. Blondyn złapał balsam i zaczął się śmiać. Czuję, że zrobiłam się czerwona jak burak.
- Co ty tu robisz? Miałeś być o ósmej! I jakim prawem wszedłeś do mojego domu bez zaproszenia i mojej wiedzy przecież drzwi były zamknięte! - Krzyczę na niego a on dalej się śmieje.
- Spokojnie mała. Nie pierwszy raz cię tak widzę. - Mówiąc to wskazał na mnie ręką. - Dość często lubisz chodzić przed oknem nago. - Na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek. - A drzwi nie były zamknięte. Swoją drogą powinnaś zamykać na klucz bo nigdy nie wiadomo kto może wejść do środka. - Znowu zaczął się śmiać.
- Po pierwsze, nie mów do mnie mała. Po drugie, zapamiętam sobie, że lubisz podglądać sąsiadów i zamontuję sobie pancerną roletę Dylanoodporną a po trzecie, jestem w stu procentach pewna, że zamykałam drzwi na klucz. - Mówię i od razu orientuję się jak głupio brzmiał drugi punkt. Dylan wybucha śmiechem i razem się śmiejemy.
- Dobra, przyznaję się. - Śmiejąc się unosi obie ręce do góry. - Poddaję się. - Widziałem, jak twoja mama chowa klucz pod doniczkę, więc postanowiłem wykorzystać tę wiedzę. - Przewracam oczami i krzyżuję ręce na piersiach tym samym podtrzymując koc.
- A teraz skoro już i tak tu przylazłeś i przyznałeś się do włamania wyłaź z mojego pokoju. Chcę się w końcu ubrać.
- Przyjdź tu i mnie wygoń. - Ripostuje blondyn przedrzeźniając mnie też krzyżując ręce i pokazując mi język.
- Czy ty właśnie pokazałeś mi język? - Śmieję się niedowierzając z jego dziecinnego gestu. Blondyn również uznał to za zabawne ale nie ruszył się z miejsca tylko spuścił nogę na ziemię i oparł łokcie o kolana.
Podchodzę do niego i próbuję wygonić z mojego łóżka. Ostatecznie postanowiłam złapać go za rękę i pociągnąć w stronę drzwi ale niezbyt mi się to opłaciło. Dylan szybko przyciągnął mnie i wpadłam prosto na niego. Podtrzymując koc by nie spadł, patrzyłam na leżącego pode mną blondyna. Jednak zwinnie i szybko przekręcił mnie na łóżku tak, że to ja teraz leżałam pod nim. Miałam jego lewą nogę między udami, lewą dłonią dotykał mojej tali a prawą opierał na łokciu koło mojej głowy. Odgarnął mi z nosa pasemko włosów i spojrzał głęboko w oczy a mi zrobiło się gorąco.
- I co teraz zrobisz mała? Nadal chcesz mnie wygonić? - Szepnął mi do ucha a po moim ciele przeszedł dreszcz. - Może i jestem typem spokojnego człowieka ale za to bardzo szybko potrafię rozeznać się w sytuacji i zaatakować. - Powiedział i zbliżył twarz do mojej tak, że stykaliśmy się nosami. Poczułam jak jego dłoń mocniej zaciska się na mojej tali i ogromne pragnienie, żeby go pocałować. Rozchyliłam lekko usta.
- Masz piękne oczy. I pięknie pachniesz. - Powiedział, delikatnie muskając ustami moją szyję. - Całujesz też całkiem nieźle. - Szepnął a ja poczułam jego miętowy oddech na swojej twarzy i nie wytrzymałam. Przycisnęłam usta do jego ust a jedyną wolną dłonią złapałam go z tyłu za włosy. Ten pocałunek był jeszcze lepszy niż ten pod szkołą. Dylan całował tak delikatnie, tak namiętnie. Poczułam jak wciska mi język do buzi i odpłynęłam. Nasze języki tańczyły razem, oddechy stały się coraz cięższe i chyba nawet zaczęłam mruczeć gdy nagle naszą pełną pożądania akcję przerwał głos mamy z dołu.
- Alice, kochanie! Jestem już w domu! - Głos mamy był jak kubeł lodowatej wody. W sekundzie zepchnęłam Dylana z siebie i w panice nie wiedziałam co zrobić. Usłyszałam jej kroki na schodach i szybko wpadłam na pomysł ukrycia Dylana w szafie.
- Właź do szafy! - Mówię i wskazuję palcem. Dylan śmieje się ze mnie, że tak panikuję ale posłusznie idzie i zamyka się w szafie. W tym samym momencie, w którym zatrzaskują się drzwi szafy uchylają się drzwi do mojego pokoju i wchodzi mama.
- Mamo, mówiłam ci, żebyś pukała zanim wejdziesz. Ubieram się. - W panice okryłam się szczelniej kocem i usiadłam na łóżku.
- Oh, kochanie przepraszam. Ciągle zapominam, że jesteś już dorosła. - Powiedziała patrząc w stronę ubrań rozłożonych na łóżku. - Wybierasz się gdzieś? - Zapytała. No i co ja mam jej powiedzieć. Nigdy nie kłamałam wobec niej w rządnej sprawie. Ale nie mogę jej powiedzieć, że umówiłam się z chłopakiem, który zadaje się  z mafią, a dodatkowo jest świetnym podglądaczem i włamywaczem. No i nie zapominając o fakcie, że teraz siedzi jak gdyby nigdy nic w mojej szafie. Muszę polemizować.
- Poznałam pewnego chłopaka, jest naszym nowym sąsiadem i zaprosił mnie na spacer. Chyba chce, żebym go oprowadziła po okolicy. - Zdaję sobie sprawę z tego, jak słabo to brzmi ale na ten moment nie jestem w stanie wymyślić nic mądrzejszego.
- No to wspaniałe! Bawcie się dobrze. Tylko kochanie uważaj, bo chłopcy w twoim wieku myślą tylko o jednym. Wiesz o czym mówię, prawda? - Znowu zaczyna ten temat.
- Tak mamo, wiem. Idź już, bo się spóźnię. - Próbuję sprawić, żeby jak najszybciej wyszła z mojego pokoju.
- Dobrze skarbie, już wychodzę. Wyszykuj się na bóstwo a potem go oczaruj. - Powiedziała. - Swoją mądrością oczywiście mam na myśli. - dodała, uśmiechnęła się i wyszła. Odetchnęłam z ulgą. Już miałam podejść do szafy i wypuścić Dylana gdy mama weszła do pokoju jeszcze raz.
- Zapomniałam ci oddać sweterek, który mi pożyczyłaś w zeszłym tygodniu. - Macha do mnie kardiganem w kolorze kawy z mlekiem. - Powieszę ci go do szafy. - Powiedziała podążając w stronę ukrytego blondyna. Nagle poczułam, że płonę.
-Niee! - Krzyknęłam a mama aż podskoczyła. - Wiesz mamo w zasadzie chciałam go dziś ubrać na spacer. Wieczorem jest trochę chłodniej niż za dnia. - Wymyśliłam szybko i modliłam się w duchu, żeby podziałało.
- Dobrze. W takim razie położę ci go na łóżku. - Tak, udało się, pomyślałam.
- Widzę, że rozważasz czy ubrać te śliczne sandałki na koturnie. Ten chłopak musi być kimś wyjątkowym dla ciebie. - Mama zobaczyła pod łóżkiem eleganckie buty i uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Dobry wybór, kochanie. Na pewno będzie tobą zachwycony. - Dodała i wyszła z pokoju, wydaje mi się, że szczęśliwa. Gdy zamknęły się za nią drzwi i usłyszałam oddalające się kroki w dół postanowiłam wypuścić Dylana z szafy.
- Wyłaź. Stań twarzą do ściany i nie podglądaj aż się ubiorę. - Powiedziałam surowo widząc, że blondyn jest nieźle rozbawiony. Może trochę za surowo to zabrzmiało jak na mnie.
- Co rozkażesz o Pani. - Powiedział i ukłonił się do pasa przede mną a zaraz po tym zaczął się śmiać. Ale wykonał moje polecenie. Szybko włożyłam przygotowane ubrania i zagarnęłam włosy w luźny kok. Wybrałam po swojemu białe trampki i nagle naszła mnie myśl. Przecież nie możemy razem zejść na dół jak gdyby nigdy nic. Mama nie może zobaczyć Dylana u mnie. Ogarnęła mnie panika.
- Nie możemy razem zejść na dół. Moja mama tam jest. Nie może cię zobaczyć. - Mówię do blondyna a ten się odwraca do mnie.
- No to mamy problem. - Powiedział i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Ciekawy jestem jak wytłumaczysz, że taki przystojniak siedział u ciebie w pokoju a matka go nie zauważyła. - Drwił ze mnie.
- Okno. - Nagle doznałam olśnienia. - Wyjdziesz przez okno. W filmach tak robią. - Powiedziałam beztrosko.
- Tak tylko, że mała to nie jest film. To prawdziwe życie. A tam nawet nie ma się czego złapać bo cała ściana jest obita panelami. - Wzruszył ramionami. Faktycznie, nawet o tym nie pomyślałam. To wyjście było nie możliwe, więc muszę wymyślić coś innego.
- Dobra to ja pójdę zagadać mamę i dam ci znak, żebyś mógł się po cichu prześliznąć. - Jak powiedziałam tak zrobiłam. Zeszłam na dół i zastałam mamę w kuchni. Nuciła sobie coś pod nosem a gdy mnie zobaczyła, przestała i powiedziała:
- Oh moja mała córeczka. - Ścisnęła dłonie pod swoją brodą a oczy jej się zaszkliły.
- Mamo to tylko spacer. Nie wychodzę przecież za mąż. - Powiedziałam i przewróciłam oczami. A mama dalej popadała w zachwyt. Przeszłam przez kuchnię i obróciłam się tyłem do blatu. - Ał, ała. Mamo coś mi wpadło do oka. Ał, mogłabyś zerknąć. - Zatkałam ręką prawe oko i lekko potarłam. Mama szybko znalazła się obok mnie i zerknęła mi do oka. Ja natomiast dałam znak Dylanowi zerkającemu zza ościeżnic.
- Nic tam nie widzę. Nie ruszaj się. - Mówi mama nadal patrząc w moje oko. Dylanowi udało się przemknąć bezszelestnie i wyjść z domu.
- O, chyba już wszystko dobrze. - Mrugnęłam jeszcze dwa razy, żeby wyszło autentyczniej a w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi i powiedziałam:
- Dzięki mamo, to ja lecę. Kocham cię. Paa. - I pędem ruszyłam do drzwi. Na progu zastałam a kogoż by innego jak nie przystojnego blondyna z sąsiedztwa. Wiedziałam, że mama zerka z kuchni na nas, więc powitalne przedstawienie również musiało się odbyć.
- Część, jesteś w samą porę. To gdzie się wybieramy? - Powiedziałam zamykając za sobą drzwi.
Gdy zeszliśmy z werandy odetchnęłam z ulgą. Widziałam, że mama jeszcze zerka na nas z okna w kuchni i mimo chęci nie udaje jej się być niewidzialną ale przynajmniej teraz nie słyszy o czym mówimy.
- Hmm, to mówisz, że coś ci wpadło do oka? - Blondyn uśmiecha się figlarnie. - Aż pcha się do ust by zapytać: coś czy ktoś? - Zaczął się śmiać.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne. - Powiedziałam i uderzyłam go lekko w ramię. - To nie jest randka tylko normalny, zwyczajny spacer, więc nie wyobrażaj sobie zbyt dużo.
- Ah, no tak, bo chłopcy w twoim wieku myślą tylko o jednym. Wiesz o czym, prawda? - Blondyn zaczął naśladować moją mamę.
- Przestań. - Zaczęłam się śmiać. - To nie jest śmieszne.
- To czemu się śmiejesz? - Zapytał i już razem się śmialiśmy. - To dokąd mnie dziś zabierasz na oprowadzkę? - Dodał po chwili.
- Myślałam, że możemy się przejść do wesołego miasteczka. Kiedyś często tam chodziłam z mamą a później ze Sky. To nie daleko. - Powiedziałam.
- Czyli jednak, jesteśmy na randce. - Powiedział Dylan i przybliżył się do mnie.
- Myśl sobie co chcesz. Ja zamierzam się tylko dobrze bawić. - Gdy skończyłam mówić, chłopak objął mnie w tali i przyciągnął bliżej siebie.
Tak szliśmy razem całą drogę do wesołego miasteczka. Po drodze rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Dylan opowiedział mi, że kiedyś mieszkał w Londynie a przyprowadził się tu z ojcem po tym jak jego matka zmarła gdy był mały.
- Chorowała na raka. Któregoś dnia po prostu się już nie obudziła a ja nawet nie zdążyłem się z nią pożegnać. Znalazła ją wtedy moja niania. Nikogo nie miała przy sobie gdy odchodziła bo ojciec zaczął spędzać całe dnie w pracy. W chorobie też była sama bo tylko tata wiedział jakie są rokowania lekarzy. Postanowili nikomu nic nie mówić, żeby uniknąć litościwych spojrzeń na mamę, bo to by ją dobijało. Ja również nic nie wiedziałem. Ani mama ani tata nie dali po sobie poznać, że coś jest nie tak. Z resztą byłem i tak za mały, żeby zrozumieć. Dowiedziałem się o tym dopiero gdy podrosłem i zacząłem wypytywać ojca, co się z nią stało. - Powiedział i westchnął. Widziałam, że ciężko mu o tym mówić ale z drugiej strony na jego twarzy pojawiła się ulga. Ja również opowiedziałam mu o mojej rodzinie i o tym jak ojciec nas zostawił a mama popadła w pracoholizm. Mieliśmy ze sobą wiele wspólnego a nawet nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy.
Gdy w końcu dotarliśmy do wesołego miasteczka postanowiliśmy, że dziś się wyszalejemy i spróbujemy każdej atrakcji. Jeździliśmy na mini gokartach, kręciliśmy się na wszystkich karuzelach. Byliśmy w kinie i jedliśmy popcorn. Dylan nawet wsiadł do kolejki dla dzieci a gdy zastrajkowałam, chwycił mnie za rękę i tak oto wylądowałam na jego kolanach w wagoniku w kształcie brzydkiego kaczątka. Na koniec został nam diabelski młyn. Ja zaczekałam przy bramkach a Dylan poszedł po bilety. Nim się obejrzałam, wrócił niosąc w jednej ręce dwa bilety a w drugiej dwie ogromne waty cukrowe. Gdy zajęliśmy miejsce, koło ruszyło. Mimo, że jechałam na tym kole już wiele razy to nigdy jeszcze nie było tak pięknie. Do połowy obrotu koła zjedliśmy swoje waty i podziwialiśmy widoki. Niebo było pięknie ugwieżdżone. Cisza i ciepły letni wiatr owiewał nas gdy wjechaliśmy na samą górę. Widok zapierał dech w piersi. Miliony świateł w oddali, gwiazdy jasno świecące nad nami i my. Dylan wziął moją dłoń i położył sobie na kolanie. Popatrzył głęboko w moje oczy i powiedział:
- Już dawno tak dobrze się nie bawiłem. Dziękuję, że zgodziłaś się spędzić ze mną czas. - Po tych słowach dostałam buziaka w czoło i zaraz po nim w nos. Zerknął na mnie, jakby spodziewał się jakiegoś sprzeciwu i jego usta zetknęły się z moimi. Wiele razy jechałam na diabelskim kole ale nigdy z nikim się na nim nie całowałam. Nie rozumiem jeszcze do końca definicji nas dwojga bo znamy się zaledwie kilka dni a całujemy jakbyśmy byli małżeństwem od stu lat. Ale nie narzekam. Blondyn całuje świetnie a do tego jest bardzo delikatny.
Młyn zatrzymał się i trzeba było wysiadać.
- To co. Wracamy do domu? Czy masz ochotę jeszcze coś porobić? - Zapytałam chłopaka gdy oddaliliśmy się trochę od bramek.
- Możemy powoli wracać bo robi się późno. Nie chciałbym sobie nagrabić też u twojej mamy. A co robisz jutro? - Przystanął na chwilę i zapytał. - Chciałabyś może wpaść do mnie? Czy to będzie już przegięcie? - Dodał i wyszczerzył zęby.
- A wiesz, chyba nie mam żadnych planów. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się. - Chętnie przyjdę. - Dodałam i ruszyliśmy powoli do domu.
Po drodze rozmawialiśmy o wakacjach i wspominaliśmy dobre chwile. Gdy byliśmy mniej więcej w połowie trasy, drogę przeciął nam czarny van i stanął w poprze na chodniku. Z środka wysiadło dwóch, wysokich facetów ubranych na czarno. Zastawili nas a jeden z nich powiedział do Dylana:
- Szefowa kazała ci przypomnieć, że czas ucieka. W przeciwnym razie wiesz co się stanie. - Powiedział grubym ostrym głosem po czym kiwnął głową w moim kierunku. Zastanawiałam się o co mu chodzi i dziękowałam swojej mądrości że wzięłam trampki bo całą sobą byłam gotowa do ucieczki. Dylan odwarknął:
- Dobrze wiem, nie musicie za mną jeździć! - W jego oczach zniknęła łagodność i została zastąpiona iskrami ognia, a wściekłość malowała się na twarzy. - Wynoście się stąd, w przeciwnym razie nie dostaniecie ani jednego ani drugiego. - Wysyczał przez zęby.
- Nie ty tu stawiasz warunki. - Zbir wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu i dodał idąc w kierunku vana. - Masz czas do końca przyszłego tygodnia. - Wsiadł do auta razem z drugim facetem i odjechali.
- Co to wszystko miało znaczyć. - Mówię nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Dylan ze zdenerwowania kopnął w jakiś kamień a potem ukrył twarz w dłoniach. Po chwili popatrzył na mnie i powiedział.
- O nic się nie martw. Nie pozwolę cię skrzywdzić.
- W takim razie coś mi grozi? Dlaczego ten typ wskazał na mnie? Co ja mam wspólnego z twoimi problemami? - W nerwach zadawałam coraz więcej pytań nie dostając na nie odpowiedzi.
- Chodź, wracamy do domu. - Powiedział spokojnie i przyspieszył kroku.
- Jak możesz być tak spokojny?! - Już prawie krzyczę ale na nim nie robi to żadnego wrażenia. Nawet nie zaważyłam kiedy znaleźliśmy się pod moim domem. W milczeniu odprowadził mnie pod drzwi i się zatrzymał.
- Alice. Przepraszam. - Spuścił głowę. - Muszę sam sobie poradzić z problemami. Nie chcę cię do tego mieszać. - Po chwili dodał. - Jeżeli jeszcze chcesz, to przyjdź jutro do mnie a właściwie to dzisiaj bo już po północy. - Powiedział zerkając na telefon.
- Prędzej czy później i tak będziesz musiał mi to wszystko wyjaśnić. - Powiedziałam i bez pożegnania poszłam do domu.


W tym rozdziale trochę się rozpisałam ale myślę, że akcja była tego warta. Czekam na wasze opinie. Piszcie w komentarzach co Wam się podoba a co nie. To do następnego :D

Jesteś moją nadziejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz