|SCIN 4|

401 39 33
                                    

Leżałem patrząc w sufit dobre trzydzieści minut. Kaito, Kaede i Maki musieli już pójść, ponieważ zrobiło się późno, a nie mogli siedzieć tu wieczność.

Wujek miał przyjechać około sześć godzin temu. Głupio się przyznać, że przez chwilę miałem nadzieję, że się zjawi. Pewnie zapomniał, lub znów nie mógł urwać się z pracy.

Ale czy rodzina nie jest najważniejsza? Życie jest kruche. Prawda, praca jest nieodłączną częścią naszego życia, ale można odłożyć ją niekiedy na bok, kiedy na szali jest zdrowie ważnej ci osoby.

Niekiedy czułem się, jakbym nie miał prawdziwej rodziny. Czasami myślałem co by było, gdyby rodzice nie wyszli z domu tego feralnego dnia. Gdyby zostali. Cholernie mi ich brakuje. Chciałbym znów z nimi porozmawiać. Ponownie ich zobaczyć.

Zamknąłem mocno oczy, żeby łzy ich nie opuściły.

Ale nie mogę się nad sobą użalać. Zawsze znajdzie się jakaś gorsza część naszego życia, lub taka, której nam brakuje. Którą straciliśmy i już jej nie odzyskamy.

To nieuniknione. Jednocześnie smutne. Jednocześnie interesujące. Jednocześnie przygnębiające

Świadomość o tym, że w każdym momencie ktoś z bliskich mi osób może odejść przeraża mnie, ale nie możemy nic na to poradzić.

Żyjmy w szczęściu i starajmy się robić wszystko, żeby radość nie przeminęła. Cieszmy się z drobnostek, żeby zawsze uśmiechać się. Nie tylko dla siebie, ale i też dla innych. Dla tych, którzy nie będą tu wiecznie. Dla tych, którzy nas kochają i chcą, żeby nasze szczęście nie przeminęło. Niektórzy uznają to za zakładanie maski. Z tego powodu, musimy nauczyć się jak przeżywać wszystko z nadzieją w sercu oraz oddaniem, dla pięknego, niekiedy okrutnego, ale wciąż wspaniałego życia. Tego życia, które może skończyć się w każdym momencie, przez każdy głupi, niedopracowany szczegół.

Ale najważniejsze – dzielmy się naszym ciężko zapracowanym szczęściem z innymi. Z tymi, którzy nie mieli wystarczająco cierpliwości, aby nauczyć się tego wszystkiego.

W końcu stając się prawdziwymi nauczycielami życia, uszczęśliwiamy również i siebie.

Leżąc teraz w szpitalu zacząłem mocniej się nad tym wszystkim zastanawiać.

Są osoby, które mnie kochają. 

Chciałbym znaleźć gdzieś jeszcze kogoś. Jedną osobę, która będzie to czuła. Chcę nauczyć ją tego wszystkiego, czego nauczyli mnie moi przyjaciele i rodzina. Rodzina, która nawet jeśli dawno temu odeszła, nadal była w moim sercu.

Miło wspominam stare czasy, kiedy wszystko było idealne.

Co gdyby znów je przywrócić? Może się to wydawać niemożliwe, ale chcąc, osiągniemy wszystko. Wystarczy wierzyć w swoje siły.

Otworzyłem oczy i ponownie spojrzałem w sufit, tym razem z lekkim uśmiechem goszczącym na mojej twarzy.

Starałem się myśleć tak każdego ranka, lub kiedy czułem się, że nic nie idzie po mojej myśli. Dawało mi to siły i chęci, których tak bardzo potrzebowałem.

Wstałem do siadu i rozejrzałem się po sali w której leżałem. Oprócz mnie były tu jeszcze dwie osoby. Były prawdopodobnie mniej więcej w moim wieku, ewentualnie trochę starsze. Po mojej prawej stronie znajdowały się duże, zrobionego z jasnego drewna drzwi.

Muszę trochę rozprostować nogi. Pomyśleć w spokoju o ostatnich wydarzeniach. Nie wiem, czy mi wolno, ale nikt pewnie nie zwróci na mnie uwagi. Jeśli wujek postanowił mnie olać, to zajmę się sobą sam. Powoli zszedłem ze swojego łóżka i kucnąłem. Pod nim, były moje czarne trampki, które miałem ze sobą wczoraj. Kaede pewnie była też na chwilę w moim domu, aby przynieść mi ubrania, jedzenie i moje rzeczy. Nie myśląc już o tym za wiele, sięgnąłem po buty i szybko założyłem je, zawiązując po tym sznurówki. Położyłem dłoń na materacu i podpierając się o niego powoli wstałem. Musiałem chwilę postać, aby przyzwyczaić się do tej pozycji i nadal lekkiego bólu. Położyłem dłoń przez koszulkę na mojej zszytej już ranie. Lekarz mówił, że jestem szczęściarzem. Żaden ważny organ nie został uszkodzony. Przynajmniej o tyle dobrze. Gdy poczułem się lepiej, od razu ruszyłem trochę pewniej w stronę drzwi. Położyłem na nich dłoń i lekko popchnąłem przed siebie. Wyjrzałem na korytarz. Może nikt nie zwróciłby uwagi, a może jakaś pielęgniarka zapamiętała mnie i kazałaby mi wracać. Musiałem uważać.

 Ostrożnie wyszedłem z sali i starając wtopić się w tłum szedłem wzdłuż korytarza. Nie wiedziałem gdzie idę. Chciałem po prostu w spokojnym miejscu to wszystko przemyśleć. W końcu znalazłem się na skrzyżowaniu dróg. Rozejrzałem się. Intuicja kazała mi iść w lewo. Tak też zrobiłem. Po jakimś czasie wędrówki, zobaczyłem przed sobą schody prowadzące na wyższe piętro. Niewiele myśląc, ruszyłem po nich na górę. Po wejściu, byłem na niedługim korytarzu, na którego końcu umiejscowione były takie same drzwi, jak w mojej sali. Niepewnie popchnąłem je, przez co prawie że od razu poczułem przyjemny powiew jesiennego wiatru we włosach, oraz zapach późnego wieczora. Opuściłem korytarz, znajdując się teraz na obszernym dachu, Jego krawędź otoczona była wysoką, czarną siatką, żeby przypadkiem nikomu nie wpadło nic do głowy. Podobne miejsce znajdowało się w mojej szkole. Rozejrzałem się. Nie było tu nikogo. W sumie co się dziwić, było już dosyć późno. Słońce prawie że zaszło. Nie chcąc stracić okazji, na zobaczenie tego pięknego widoku, podszedłem do krawędzi i położyłem dłoń na siatce, po chwili zaciskając ją na niej. Ciepła kula była w dużej połowie schowana za horyzontem. W każdym razie, cieszyłem się, że chociaż przez chwilę mogłem ją zobaczyć.

Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w dźwięki otaczające mnie. Był to dobry sposób na wyciszenie i zebranie myśli. Właściwie, to po to tutaj przyszedłem.

Brzmiało, jakby mówił o swojej rodzinie lub przyjaciołach. Przynajmniej dla mnie, były to najważniejsze osoby w moim życiu. Ale co dokładnie miał na myśli mówiąc, że ma połowę tego?

Jeden z jego rodziców nie żyje?

Szczerze, nigdy nie widziałem żadnego z nich.

Nigdy nie widziałem nikogo, kto był przy nim. Kto z nim rozmawiał.

Zacisnąłem dłoń mocniej na siatce, przez co drut zaczynał delikatnie ranić moją skórę.

Cholera... Nigdy nikt nie spędzał z nim czasu. Zawsze był sam, ale zachowywał się, jakby nie robiło mu to różnicy. Wyglądało to niekiedy, jakby chciał odstraszyć inne osoby od siebie. Wcześniej robiłem tak samo, gdy starałem się trzymać na sobie swoją maskę.

On na pewno robi to samo. Dlaczego nie mogłem porozmawiać z nim wcześniej? Wysłuchać go? Idioto... Zawsze chciałeś to przełożyć. Teraz sam nawet nie wiem, czy kiedykolwiek się z nim spotkam. Po tym co stało się w parku... Jego ostatnie słowa wyglądały jak pożegnanie.

Opuścił naszą współpracę?

Zaprzepaściłem wszystko. Muszę go znaleźć i z nim porozmawiać. Wszystko nie mogło posypać się tak łatwo w kilka chwil. Pieprzyć morderstwa. Najpierw muszę znaleźć Kokichi'ego. Czuję, że jest on kluczem do tego wszystkiego. Zdejmę jego maskę, a po tym dowiem się tego, co wie.

Westchnąłem i otworzyłem oczy.

Ale jeszcze nie teraz. Muszę zebrać siły i odpocząć po tym wszystkim. Należy mi się to.

Kiedy moja przerwa się skończy, porozmawiam z nim jeszcze raz. Pomogę mu.

Pomogę mu tak, jak Kaito, Maki i Kaede pomogli mi.

Czy właśnie nie tego od zawsze chciałem?

Szlakiem Śmierci 「Saiouma」Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz