08. something

56 4 0
                                    

   Nie moża było opisać jej uczuć w jednym słowie. Była zła na to, że zamiast Rose zaznała w drzwiach Jisoo, dodatkowo ta wygoniła ją. Czuła też ulgę, bo spaliłaby buraka przy jasnowłosej. Czuła także dość spore zdziwienie faktem, iż dziewczyna ma kogoś. Ukrywała go i tylko mówiła tym swoim głosikiem, który do teraz ją podniecał, aby Lisa nie zbliżała się do niej, a ich stosunki były szefowa - pracownik. To wszystko wyjaśniało. Chciałaby dowiedzieć się jak najwięcej o jej chłopaku, ale znając życie Roseanne nic by nie powiedziała. 

    Miała ochotę zniknąć. Zniknąć z życia Rose, Jisoo, Jimina i Yieren. Wrócić do Paryża, do firmy i Jennie. Do swojej rutyny. Braku Chaeyoung przy boku i jej kawiarni. Tak cholernie się cieszyła z jej sukcesu i tego, jaka po ucieczce Lalisy dziewczyna nadal była silna. Jisoo miała rację, szatynka była słaba i bała się. Bała się miłości.

***

   Siedziała na łóżku i wbiła wzrok w torby, które stały w kącie. Czy powinna wyjeżdżać? Nie. Gdyby wróciła, jej psychiatra i tak zadawałby milion pytań na temat Rose i dlaczego ta nie przeprosiła jej. I miała powiedzieć 'nie umiałam tego zrobić'? Chyba nie wypada. 

Też cię kocham, Lalisa.

Słowa te wypowiedziane przed laty przez starszą jasnowłosą dziewczyne. Zacisnęła pięści, spuściła głowę i zamknęła oczy. Łzy same zaczęły spływać. Była taka głupia i gdyby tylko wiedziała, że Chae ma już kogoś, odpuściłaby.

Ukuło ją poczucie zazdrości. Cieszyła się, że dziewczyna była szczęśliwa, ale to była JEJ Rose. Jej niewinna, mała i kochana Rosie. JEJ i tylko JEJ. Nikt nie miał prawa jej zabrać. Nie miał, a jednak tak się stało. Przybiła sobie piątke w czoło. Byłaś idiotką.

   Czasami nachodziło ją ochota na pocałowanie ust należących do starszej lub też przynajmniej przytulić się do niej. Poczuć bliskość, tylko tyle potrzebowała. Czasami też fobia, jaka z dnia na dzień powoli znikała też wykańczała ją. Po śmierci Seong miała w głowie myśli, które czasami i nam się zdarzały. Po śmierci przewodniczącej szkoły dopadła ją filofobia, a sama szatynka obiecała sobie, że nigdy się nie zakocha. Cóż, kilka lat później stało się to i ponownie miłość ją niszczyła.

A przynajmniej miała takie wrażenie.

***

   - Jak to sobie poszła? - spytała Park z widocznym zdziwieniem na twarzy.

      - Miała być, ale zadzwonił telefon i musiała pojechać.

   - Co się stało?

      - Kot jej uciekł. Tak, dokładnie - wypaliła Jisoo.

   Przyjęcie toczyło się w najlepsze. Jimin trochę posmutniał kiedy dowiedział się, że Manoban jednak nie pojawi się, ale potem mu przeszło. Yieren za to jakoś za specjalnie nie przejęła się tym i popijając wino rozmawiała z szarowłosym, co rozczulało ich szefowe. W czasie gdy Roseanne wyjmowała ciasteczka z szuflady, Jisoo poprosiła ją o rozmowę. I tak oto dowiedziała się, że Lisa najzwyczajniej w świecie sobie poszła.

    - Coś mi tu nie pasuje - myślała Chaeg nad zaistniałą sytuacją. - Przecież jej kot jest już dość duży i gdyby faktycznie uciekł, to by dał sobie radę. On tam mieszka od zawsze i raczej zna okolicę.

    - Może jest chory?

        - Nie wiem, może... - zamyśliła się. - Ale jak się o tym dowiedziała?

     - Ponieważ... Zadzwoniła do niej sąsiadka!

   - Jisoo, nie umiesz kłamać. Co się tak naprawdę stało?

         - Wygoniłam ją. Znaczy... Powiedziałam jej, że masz Sama i już jej nie kochasz.

   - Koniec imprezy. Wynocha.

      - Co?

             - Teraz ty stąd sobie pójdziesz. Wypad.

     - Chciałam cię tylko uchronić, ale najwyraźniej jesteś taka sama jak Lisa.

Odeszła.

    Park była zła na siebie. Przed chwilą wygoniła przyjaciółkę z domu, czego normalnie by nie uczyniła. Teraz się wkurzyła. Fakt, ciemnowłosa trochę ją wkurzała, ale bez przesady. Miała prawo się tu pojawić jak Jimin i Yieren.

   Z uśmiechem na twarzy udała się w stronę swoich podwładnych. Usiadła z nimi. Mimo, iż byli młodsi, to dziewczyna wolała z nimi rozmawiać, niż z Jisoo.

  Hwang przyglądała się Chae. Z jej twarzy zniknął uśmiech. Po postawieniu diagnozy odparła:

    - Weź aspierynę. Jesteś blada. Dobrze się czujesz?

       - Tak, jasne.

   - Weź coś. - Wtrącił się Jimin. - Zresztą, ja muszę już znikać. Mam naukę.

        - Właściwie to ja też - Yieren wstała. - Trzymaj się.

   Nim się obejrzała, studentów już nie było. Nie miała ochoty na sprzątanie. Według zalecań dziewczyny wzięła leki i poszła do sypialni. Gdyby ten Sam faktycznie by istniał...

   Usiadła na łóżku i rozejrzała się po pomieszczeniu. Na komodzie stała torebka, której wcześniej tam nie było. Wstała, zabrała ją i ponownie spoczęła na łóżku. Otworzyła torbę. Znajdowała się w niej kartka i małe pudełko. Wzięła kartkę.

Przepraszam za wszystko, co ci zrobiłam. Byłam samolubna. Kiedyś ci powiem, obiecuję. Kocham cię, Rosie.

   I tak nagle cała nienawiść co do młodszej prysnęła. Ponownie przeczytała list i przytuliła go. Pierwszy raz od dłuższego czasu płakała.

Otworzyła pudełko. Znajdowała się w nim branzoletka, którą ofiarowała Manoban, kiedy ją poznała i drogi naszyjnik z pereł.

  Nie wahała się już. Wzięła do ręki telefon. Zwiesiła palec nad numerem swojej eks. Wzięła głęboki wdech i zadzwoniła.

    - Słucham? - po dwóch sygnałach usłyszała dobrze jej znany głos.

      - Muszę ci coś powiedzieć. Znaczy, musimy się spotkać. Najlepszej jeszcze dzisiaj.











     spokojnie, książka jeszcze się nie kończy. Będzie krótka, ale bez przesady.

❝𝔽𝕃𝕐 𝕋𝕆 𝕄𝕐 ℝ𝕆𝕆𝕄❝ chaelisaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz