Olivia POV*
- Harper, możesz się pośpieszyć?- Rykłam na dziewczynę ze zdenerwowaniem w głosie. Czy ona chociaż raz może być na czas? Oczywiście, że nie, bo przecież musi brać tysiąc rzeczy na raz.
-Przecież Taxi jeszcze nie ma, to po co mam się spieszyć?- odpowiedziała mi schodząc ze schodów z Uwaga 3 walizkami! Dziewczyna była ubrana w czarne leginsy do połowy ud, biały topik do pępka, który był mój oczywiście, i granatową bluzę, do połowy rozpiętą. Jednak bardziej zadziwiający był jej bardzo duży i wyrazisty makijaż. Czy jej się nudzi?
- Co ty masz na twarzy?- powiedziałam z tak wyczuwalną ironią w głosie.- Masz jechać 670 mi kilometrów, więc gdy dotrzemy na miejsce nie zostanie nic z twojego makijażu.
-Olivia, lecimy do Miami, a ty chcesz się tam pokazać jako menel?- Widziałam ten ironiczny uśmiech wkradający się na jej twarzy. Wiedziałam, że był to przytyk do mojego ubioru, bo miałam na sobie szare dresy i jedynie luźny biały T-shirt.
-Wiesz co taxi już czeka.- Nie miałam zamiaru odpowiadać na jej zaczepki. Zadarłam lekko głowę do góry i ruszyłam w stronę drzwi. Ostatni raz odwróciłam się by pożegnać się ze wszystkimi wspomnieniami. Pociągnęłam nosem i mocno zatrzasnęłam za sobą drzwi.
W drodze na lotnisko nie mogłam pozbierać myśli. Wszystko, co miałam, na co pracowałam i budowałam, właśnie zostało przeze mnie porzucone. Czy to wszystko było tego warte? Nie wiem, ale póki nie zaryzykuje to się tego nie dowiem. Z mojego rozmyślania wyrwał mnie dźwięk gaszonego auta. Spojrzałam przez okno i przeczytałam napis Atlanta Domestic Aiport. To się już dzieje.
Wysiadałam z auta całkiem oszołomiona tym, że już za chwilę mnie tu nie będzie. Podeszłam szybkim krokiem do bagażnika, który był już otwarty. Patrzyłam na mężczyznę wyciągającego ostatnią walizkę.-Ile płace?- ocknęłam się z trwającego transu i popatrzyłam na stojącego przede mną mężczyznę.
- To będzie 25$.- wyciągnęłam portfel z torebki, szybkim ruchem otworzyłam zamek i wyciągnęłam z czarnego portfela pieniądze, które następnie podałam mężczyźnie.
-Do widzenia.- Rzuciłam krótko i odeszłam razem z tlenioną blondynką w stronę wejścia.
Godzinę później*
Razem z Harper byłyśmy już po całej odprawie. Do wejścia na pokład zostało nam około 20 minut, a ja przez ten cały czas nie mogłam pozbyć się tego nurtującego pytania. Czy ja, a tak właściwie czy my robimy dobrze? To wszystko stało się tak szybko. Jeszcze miesiąc temu gdyby ktoś mi powiedział, że wyjadę z Atlanty, wyśmiałabym go. Gdyby nie wypadek rodziców, wciąż mieszkałybyśmy w Atlancie i razem z rodzicami wspólnie jeślibyśmy wspólny obiad ...
W dniu kiedy doszło do wypadku, spędzaliśmy dzień jak co dzień wszystko wydawało się tak normalnie i spokojnie. Rano jak zwykle nie dokończyłam śniadania i odwiozłam Harper do szkoły po czym sama pokierowałam się w stronę mojej uczelni Emory University. W momencie gdy byłam już na miejscu jak zwykle pokierowałam się w stronę moich znajomych, którzy stali już pod wejściem do sali. Przywitałam się z nimi i razem skierowaliśmy się w stronę swoich miejsc, jednak ja nie zdążyłam zrobić jednego małego kroku, a usłyszałam za sobą głos, na który natychmiastowo się odwróciłam. Gdy wysoka kobieta zaprosiła mnie do jednej z sali, która była całkowicie pusta i już w tamtym momencie wiedziałam, że coś nie gra, że coś się stało. Kiedy uświadomiła mi, że moi rodzice mieli śmiertelny wypadek gdy ci jechali do firmy wyjechał na nich tir. Na początku odrzuciłam od siebie tą myśl. Może się pomyliła i to wcale nie chodziło o moich rodziców, albo że to jakieś żarty. Wmawiałam samej sobie, że oni są cali, że bezpiecznie jak zawsze dojechali do pracy. Jednak gdy nagle zadzwonił do mnie nieznany numer natychmiast odebrałam myśląc, że to zbawienie . W słuchawce usłyszałam jedynie bardzo niski głos, który poprosił mnie o szybkie przybycie do Select specialty hospital- Midtown Atlanta. Czułam jak słona ciecz rozmazuje mi cały obraz, nie widząc nic i nie zwracając uwagi na żadne nawoływania czy na krzyki w błyskawicznym tępie znalazłam się przy niebieskim Mercedesie. Odpaliłam auto i jak najszybciej wyjechałam z placówki. Kiedy dotarłam pod szpital nie wiedziałam czy mam tam wejść czy może poczekać, ale w końcu weszłam do środka. Od razu w oczy rzuciła mi się ta oszałamiająca biel. Podeszłam do Rejestracji przedstawiłam się i już miałam mówić o informacji, którą dostałam, ale ktoś mnie uprzedził. Wysoki starszy mężczyzna w biało niebieskich ciuchach znalazł się obok mnie oferując tabletki uspokajające i wodę. Zabrał mnie do szarego gabinetu, w którym opowiedział mi, że rodzice przybyli do nich w bardzo ciężkim stanie i pomimo prób i starań nie udało się ich uratować. Gdy usłyszałam te słowa nie mogłam się otrząsnąć miałam milion myśli na sekundę i tyle pytań. Co teraz będzie? Jak to się stało? Co ze mną i z Harper? I najważniejsze. Kim była osoba, która odebrała im życie?
CZYTASZ
Drive away
Teen Fiction„W życiu nie chodzi o to, aby mieć dobre karty, a o to, aby dobrze grać tymi złymi" I Część trylogii „TORMENT".