~29~

529 27 22
                                    


Był już wtorek. Dzisiaj. Już dzisiaj ten cholerny wypad. Będę musiał zostawić Lily na troszkę czasu. Niestety.

pov Lily

Gdy tylko zamknęłam drzwi za Lisą odetchnęłam z ulgą. Chwila dla siebie i jeden wielki spokój.

Wróciłam do pokoju gdzie od razu rzuciłam się na łóżko. Nie długo trwał ten mój spokój, bo usłyszałam wołanie taty z dołu. Westchnęłam i po chwili już zbiegałam po schodach.

- Słucham?

- Słonko, mam do ciebie pytanie. Twoje urodziny są za niecały miesiąc więc wyprawiasz je w tym roku?

- Umm. Nie wiem. Raczej nie. W sensie, po prostu chyba za rok będę robiła dopiero jakieś urodziny, bo to w końcu osiemnastka. Ale w tym roku? Czy ja wiem? Po co? Co roku spędzamy je w domu, nie ma takiej potrzeby, żeby w tym roku robić wyjątek - uśmiechnęłam się i poszłam do pokoju.

Ciekawe co u Alexa? Minęło kilka godzin, a ja... Tęsknię? Nie, to chyba nie to. Po prostu jestem ciekawa co u niego. Chyba za bardzo się do niego przywiązałam przez te kilka nocy. No cóż.

Napisałam do niego wiadomość.

Od Ja:
Hej. Co u ciebie? Co robisz? Jak się czujesz?

Odłożyłam telefon po kilku minutach. Nie odpisywał. Troszkę dziwne, zawsze ma telefon przy sobie. No cóż, najwidoczniej musi być zajęty.

***

Obudziłam się przez dźwięk z mojego telefonu. No tak, budzik. W końcu dzisiaj szkoła. Spojrzałam na wiadomości z Alexem i nic. Nie odpisał.

Ja: Alex, wszystko okej?

Również nie odpisał. Może ma mnie dość? Okej, stop. Za dużo sobie wyobrażasz Lily.

Wstałam i podeszłam do szafy. Zauważyłam obok niej rzucone i samotne ubrania. Była to czarna bluza w jakieś ładne róże i jeansy. To te ciuchy, które wybrał Alex. Odłożyłam je na krzesło przy biurku i poszukałam w szafie ciuchy na dziś.

No cóż padło na najzwyklejsze jeansy i luźną bluzkę.

Gdy się ubrałam, pomalowałam i ogólnie ogarnęłam, zeszłam na dół, gdzie siedziała mama.

- Cześć kochanie, jak się spało?

- A nawet dobrze. - Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.

Wzięłam jakieś jabłko z blatu i wyszłam z domu uprzednio żegnając się z mamą. Rodzice nigdy mnie nie zmuszali do jedzenia śniadania, ani w sumie niczego. Może na początku, ale później przestali, bo przekonałam się, że mój żołądek lubi sobie trochę powariować.

Jak się okazało w szkole Alexa też nie było. Powoli zaczynałam się tym stresować, ale może mu po prostu coś wypadło? Tak, to na pewno to, nie ma mowy, żeby mnie przecież ignorował...

***

Nadeszła sobota. Nie miałam żadnego kontaktu z Alexem. Nic. Ignoruje mnie? Może chciał się tylko ze mną przespać, a potem zostawić, a że ja mu tego nie dałam, to zostawił mnie już po... Po tygodniu. Jebanym tygodniu. Dobra Lily, spokojnie, może jest chory. No ale chyba by mi odpisał, prawda? Chyba...

***

Był już niedzielny wieczór. Alex był nieaktywny od prawie tygodnia na jakichkolwiek kontach społecznościowych, w dodatku mi nie odpisywał. Musiało się coś stać. Łzy automatycznie zaczęły spływać po moich policzkach po raz kolejny dziś. Zaczęłam zanosić się płaczem i trząść. Co jeśli ktoś go.. zabił? Przecież wszytko się mogło stać, jest powiązany z jakąś cholerną mafią.

Dostałam ataku paniki. Nikogo nie było w tym czasie w domu, ale jakoś sobie poradziłam. Położyłam się trochę wcześniej do łóżka. Nie mogłam przez wszystkie emocje zasnąć, ale po jakimś czasie w końcu odpłynęłam. Nie idę jutro do szkoły. Nie ma mowy.

***

Wtorek. Nie ma go tydzień. Pieprzony tydzień. Może uciekł. Może nie żyje. Spodziewam się wszystkiego.

Siedziałam z rodzicami w salonie gdy zadzwonił mój telefon z pokoju. Poszłam tam i odebrałam.

- Halo? - Rzuciłam, bo był to nieznany numer.

- Lily? - Usłyszałam. To.. Victor?!

- Czego?

- Wyślę Ci adres, okej? Musisz tu przyjechać.

- Co?

- Lily.. Nie teraz. Po prostu tu przyjedź.. Alex.. On ma chyba coś nie tak z ręką i powoli się wykrwawia... My też jesteśmy ranni. Zabierz apteczkę.. i tu po prostu przyjedź..

Powiedziałam rodzicom, że muszę się bardzo szybko spotkać z Alexem, nie mówiłam o szczegółach. Nie pytali, więc po co. Pobiegłam po apteczkę i jakąś zwykła wodę. Zadzwoniłam po taksówkę i pojechałam pod wyznaczony adres. Jakiś budynek. Weszłam do środka. Kilku facetów patrzyło się na mnie. Po chwili rozpoznałam Victora na schodach.

- Lily! Chodź tu szybko! Błagam cię.

Pobiegłam w tamtą stronę o mało co nie wywracając się na schodach. Zobaczyłam Alexa, a przy nim jakiegoś jeszcze innego faceta.

- Alex kurwa! Coś ty zrobił.

- Lily? Wracaj do domu. Tu jest niebezpiecznie - powiedział ledwo co. - Victor urwę ci ten łeb jak wstanę.

Podbiegłam do niego. Jego ręka wyglądała koszmarnie. Była cała we krwii i dość sporych ranach. Wyglądały jakby ktoś to zrobił... Nożem? Nie mam pojęcia.

- Victor, z tym trzeba do szpitala, ja... Ja nie poradzę sobie z czymś takim - zaczęłam płakać. Nie Lily, uspokój się, nie możesz się teraz rozkleić, twój atak to najgorsze co może teraz być, to Alex potrzebuje pomocy, a nie ty.

- Kurwa. Mówiłem ci, że trzeba go od razu do szpitala.

- Stary, myślałem, że ona siebie poradzi. Przecież nie wygląda to chyba tak źle.

- Alex tylko mi oczu nie zamykaj, dobra? - Zapytałam powoli oglądając rękę chłopaka.

- Nigdy skarbie. Mógłbym patrzeć na ciebie godzinami. - Uśmiechnął się, a ja przytaknęłam.

Ogromnie się bałam, ale oswoiłam się z myślą, że nie powinnam teraz panikowac. Debile nie wiedzieli co zrobić z ręką, a co dopiero z atakiem paniki.

- Boli cie coś jeszcze? - Zapytałam gdy już mniej więcej ogarnęłam jego rękę.

- Chyba coś tutaj. - Wskazał dłonią na bok, a ja odkryłam jego koszulkę. Dosłownie pisnęłam gdy to zobaczyłam. Miał tak po prostu najzwyklejszą dziurę po nożu. Boże..

Dosłownie się popłakałam, ale wcialam buteleczkę z wodą utlenioną i polałam jego ranę, która znajdowała się pod rzebrem.

- Boli pani doktor. - Powiedział z uśmiechem, a ja tylko cicho prychnęłam.
- Zadzwoniłem po karetkę. Zaraz ktoś przyjedzie. Trzymamy się tego, że ktoś napadł Alexa. Nie jest źle, bo nie jesteśmy w podejrzanym miejscu. Musimy wszyscy zachować spokój. A tobie stary nic nie będzie, nie z takich ran wychodziłeś.

- Wiem, w dodatku mam wspaniałą opiekę - powiedział Alex i spojrzał na mnie, a ja tylko odwróciłam głowę, żeby się nie zarumienić.

Po kilku minutach na miejscu była już karetka. Zabrali Alexa do szpitala. My z Victorem i facetem, który też był w pokoju nieśliśmy jechać tam również.

- Dobra mała, wsiadaj do samochodu, chyba, że nie chcesz zobaczyć swojego przyjaciela - oho, nadal trzyma się wersji "przyjaciele". Rozumiem, nie będę mu nic psuła.

- Dobra - wsiadłam na tylnie siedzenie jakiegoś jeepa. Nie przyglądałam mu się, bo po co.

Na przodzie usiadł Victor z innym typkiem. Po chwili wsiadł obok mnie jeszcze kolejny facet. To było... Dziwne? Nie wiem, siedzieć z jakimiś mafiozami w jednym samochodzie. Trochę jak takie porwanie... Tylko, że bez porwania.

___________________________

Ayo, widzimy się jutro, zobaczycie czy Alex będzie żył 😎😎 sooo uhm miłego wieczoru :>

Odejść w zapomnienie [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz