6. Nie boję się o siebie.

310 17 1
                                    

Następnego dnia, po collegu pojechałam odwiedzić Pascala w szpitalu. Weszłam do sali. Mój wzrok od razu spotkał się z brązowymi oczyma mężczyzny. Uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam w jego kierunku. Miał siniaki na twarzy i wyglądał nie ciekawie.
-Cześć, jak się czujesz?- Spytałam, siadając na krześle obok łóżka.
-A jak wyglądam?- Uśmiechnął się lekko.
-Na pewno lepiej niż wczoraj.- Odparłam. Mężczyzna westchnął nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Okazało się, że nie mam nic złamanego. Tylko poobijane i stłuczone żebra.- Powiedział. Spuściłam wzrok. Było mi przykro, ale również i wstyd za ojca.
-Przepraszam za ojca...- Zaczęłam mówić.
-Daj spokój. Nie przejmuj się tym.- Stwierdził smutno zachrypniętym głosem.
-Jeśli będziesz czegoś potrzebował, cokolwiek, to proszę powiedz mi. Pomogę tobie.- Powiedziałam wstając.
-Lekarze chcą mnie wypisać za trzy dni. Mogłabyś po mnie przyjechać?- Spytał uśmiechając się szerzej.
-Pewnie, że tak.- Również odpowiedziałam uśmiechem.
-Jeszcze jedno.- Mężczyzna chwycił mnie za nadgarstek. Miał dużą i ciepłą dłoń. Spojrzałam na niego.
-Dziękuję, że wczoraj zawiozłaś mnie do szpitala. Nikt oprócz ciebie, nie pomógłby mi.- Powiedział.
-Nie ma sprawy. Niestety muszę już iść bo ojciec będzie zły.- Odparłam delikatnie gładząc kciukiem jego dłoń.
-Do zobaczenia.- Stwierdził puszczając mnie. W odpowiedzi uśmiechnęłam się smutno i odeszłam.

Przez dwa dni przyjeżdżałam na chwilę odwiedzić Pascala. A trzeciego dnia odebrać go ze szpitala. To trochę smutne, że nie ma nikogo bliskiego, kto zajął by się nim w takich sytuacjach, ale tak jest w mafii. Trzeciego dnia przyjechałam po przyjaciela. Siedział w poczekalni.
-W końcu wracasz do domu.- Powiedziałam chwytając mężczyznę pod ramię, aby było mu lżej dojść do samochodu.
-Tutaj przynajmniej mnie odwiedzałaś, a w domu będę tydzień sam, za nim wrócę do pracy.- Westchnął.
-Będę cię odwiedzać, w końcu ktoś musi sprawdzać, czy wszystko z tobą w porządku.- Powiedziałam otwierając przednie drzwi od samochodu przyjacielowi. Następnie sama usiadłam za kierownicą.
-Jeszcze nie upadłem tak nisko, aby kobieta otwierała mi drzwi.- Westchnął przecierając brodę ręka.
-Daj spokój, jeszcze naotwierasz mi się drzwi.- Zaśmiałam się, wyjeżdżając na ulice. Po godzinie instruowania mnie przez Pascala i wjeżdżania w ślepe uliczki dojechaliśmy pod dom mężczyzny. Było dużo roślin, a sam dom był bardzo zarośnięty. Wyglądał na niezamieszkany.
-Trochę się już znamy, a ja nigdy u ciebie nie byłam.- Stwierdziłam do przyjaciela, który otworzył drzwi. Weszliśmy do środka. Wnętrze kompletnie nie pasowało do tego, co jest na zewnątrz. Było czyste, bogate, w południowym stylu.
-W środku wygląda kompletnie inaczej.- Stwierdziłam rozglądając się i siadając na kanapie obok przyjaciela.
-Można nazywać to zasłoną dymną.- Zaśmiał się spoglądając na mnie. Dom i ogród był piękny, duży, ale pusty. Nie mogę pozwolić, aby Pascal siedział tu sam. Musiałam coś wymyślić.
-Mama robi dziś obiad. Może pojedziesz ze mną?- Spytałam.
-Jeśli to nie będzie kłopot...- Zaczął mówić.
-Przestań, u nas jesteś zawsze mile widziany... Jeśli boisz się ojca... nie dopuszczę, aby znów cię skrzywdził.- Orzekłam spoglądając wprost w jego brązowe oczy. Mężczyzna zaśmiał się smutno.
-Nie boje się o siebie.- Stwierdził zachrypniętym głosem.
-To o kogo?- Spytałam.
-O ciebie.- Westchnął wstając. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Mężczyzna odpowiedział uśmiechem i puścił do mnie oczko.
-Przebiorę się i możemy jechać.- Stwierdził i zniknął za drzwiami. Na szafce pod telewizorem zauważyłam jakieś rodzinne zdjęcia. Wstałam i sięgnęłam po jedno. Były na nim dwoje małych chłopców. Na innym była kobieta w średnim wieku. Nie zaprzeczę, poczułam lekkie ukłucie w brzuchu. Jakby zazdrość. Pascal nigdy nie wspominał, że ma rodzinę. Po krótkiej chwili przyszedł do połowy ubrany, z białą koszulą w ręce.
-Pomożesz mi ubrać? Nie mogę się wyginać, mam jeszcze potłuczone żebra.- Stwierdził i podał mi koszule. Następnie obrócił się tyłem i wyciągnął do tyłu ręce. Miał silne ramiona. Naciągnęłam delikatnie koszule na jego ręce, a później na ramiona. Nie mogłam się powstrzymać i pod pretekstem wygładzenia koszuli, dotknęłam jego ramion. Mężczyzna obrócił się do mnie zapinając koszulę.
-Gotowy?- Spytałam.
-Tak.- Odparł. Następnie zamknął dom, wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Wjechałam na podjazd i zaparkowałam pod samymi drzwiami.
-W końcu przyjechaliście, mama robi indyka.- Stwierdziła Alice otwierając nam drzwi. Następnie zasiedliśmy przy stole. Po chwili przyszedł ojciec.
-Eleno to miał być rodzinny obiad.- Stwierdził z sztucznym uśmiechem, spoglądając na mnie, a później na Pascala.
-Pascal jest rodziną... Jesteśmy razem.- Stwierdziłam ze szerokim uśmiechem. W tym samym momencie ojciec się zakrztusił winem, a siostry spojrzały po sobie. Oczywiście to było kłamstwo, ale chciałam choć trochę odegrać się na ojcu.
-Gratuluję, tak się cieszę.- Pisnęła matka.
-Zatem wsze zdrowie.- Powiedział ojciec wznosząc kieliszek z winem. Następnie mama przyniosła kurczaka i zjedliśmy obiad. Po posiłku odwiozłam Pascala do domu.
-Widziałaś jego minę jak powiedziałaś, że jesteśmy razem?- Zaśmiał się przyjaciel.
-Tak.- Odparłam przyspieszając.
-W całej mojej współpracy z nim, nigdy nie widziałem u niego takiej miny.- Powiedział. Po dłuższym czasie dojechaliśmy, pod dom mężczyzny.
-Dziękuje za wszystko. Obiecuje, że jak wyzdrowieje nie będziesz musiała już nigdy mnie wozić.- Stwierdził wysiadając.
-Nie ma za co.- Odparłam.
-Do zobaczenia.- Pożegnał się, zamknął drzwi i odszedł. Z kolei ja ruszyłam w stronę domu.

CDN

Dobry człowieku pamiętaj o gwiazdce 👉🏻⭐️

BodyguardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz