11. Nie płacz kiedy mnie zabraknie.

282 13 0
                                    

Tej samej nocy spaliśmy w aucie, na parkingu pod jakimś sklepem. Okazało się, że wcale nie jest tak źle i szybko zasnęliśmy.

• Następny dzień •

Od samego rana poszliśmy do kościoła.
-Zaczekaj.- Chwyciłam przyjaciela za rękę, przed wejściem.
-Coś się stało?- Spytał podchodząc do mnie.
-Jakby nie było, to mój pierwszy ślub. Chciałabym mieć białą sukienkę.- Stwierdziłam nieśmiało.
-Rozumiem.- Pascal uśmiechnął się.

Wchodziłam do każdego sklepu i oglądałam wszystko. Szkoda, że teraz nie mogę kupować jak kiedyś. Miałam tyle ubrań, że codziennie mogłam nosić coś innego, teraz chodzę tylko w jednym.
-Eleno, staraj wybrać coś do 200 dolarów, bo więcej nie mam.- Orzekł przyjaciel. Nagle ujrzałam białą, krótką sukienkę z gorsetem i szerokimi rękawami, w stylu dzikiego zachodu.

Wzięłam sukienkę i przymierzyłam. Idealnie na mnie leżała i pasowała do kowbojek. Gdy wyszłam spojrzałam na Pascala. Mężczyźnie, aż oczy zaiskrzyły.
-Tak, to ta sukienka.- Stwierdziłam z szerokim uśmiechem.
-Ile kosztuje?- Spytał.
-60 dolarów.- Odparłam.
-Kulujemy!- Orzekł wesoło. Następnie podeszliśmy do kasy i Pascal zapłacił. Ubrałam sukienkę ponownie i skierowaliśmy się w stronę kościoła. Przed wejściem chwyciłam przyjaciela za rękę.
-Będzie dobrze. Obiecuję.- Szepnął ściskając moją dłoń i weszliśmy do środka. W pierwszej kolejności ksiądz dał nam umowę do podpisania, a następnie stanęliśmy przed ołtarzem. Na szczęście kościół był pusty.
-Czy ty Eleno Cabeza, ślubujesz miłość, wierność i wzajemny szacunek Josephowi Pascalowi?- Spytał ksiądz. Pierwszy raz usłyszałam jego imię.
-Tak, ślubuję.- Stwierdziłam wpatrując się w brązowe oczy mojego przyszłego męża.
-A ty Josephie Pascalu, ślubujesz miłość, wierność i wzajemny szacunek Elenie Cabeza?-
-Tak ślubuje.- Powiedział i wyjął z kieszeni złotą obrączkę. Później założył mi na serdeczny palec. Byłam zaskoczona, skąd on ją wziął?
-Ma mocy nadanej mi przez rząd Stanów Zjednoczonych i Boga, mianuje was mężem i żoną. Gratulacje.- Orzekł ksiądz uśmiechając się szeroko. Pocałowałam Pascala w policzek i przytuliłam mocno.
-Widzisz udało się.- Szepnął oddając uścisk i zanurzając twarz w moich włosach.

Następnie udaliśmy się jeszcze do urzędu, aby złożyć papiery zawarcia małżeństwa. Wszystkie moje dane zostały automatycznie zmienione. Później kupiliśmy samochód i ruszyliśmy dalej. Przez Kansas do Missouri. Postanowiliśmy nie zatrzymywać się na noc, wiec starałam zagadywać Pascala żeby nie zasnął.
-Jesteś niemożliwy. Musiałam wziąć z tobą ślub, żeby po tylu latach dowiedzieć się jak masz na imię. Przynajmniej nazwisko masz prawdziwe.- Zaśmiałam się spoglądając na obrączkę, a później na przyjaciela. Mężczyzna był skupiony na jeździe samochodem. Wstyd mi to przyznać, ale im więcej czasu spędzam z Pascalem, tym bardziej mi się podoba. A prawda jest taka, że nie odstępujemy się nawet na krok.
-Joseph, spodziewałaś się?- Spytał nagle.
-Szczerze to nie... Mogę do ciebie mówić Joe?- Spytałam.
-Jak chcesz. W końcu jesteśmy małżeństwem.- Zaśmiał się.
-Zatem Joe. Skąd wziąłeś obrączkę?- Spytałam przyglądając mu się.
-To była pamiątka po siostrze, ale teraz jest twój.- Odparł.
-Nie mogę tego przyjąć.- Stwierdziłam zdejmując pierścionek.
-Należy do ciebie... Matka dała mi go i powiedziała, że Javiera, moja siostra, chciałaby, żebym dał to komuś... kogo pokocham.- Pascal ledwo to wydusił z siebie. Z kolei ja gdy to usłyszałam zakrztusiłam się cukierkiem, którego miałam w buzi. Zaczęłam kaszleć. Dusiłam się. Pascal zjechał na pobocze, wysiadł i wyciągnął mnie z auta. Potem chwycił od tyłu i mocno ścisnął w pasie. Cukierek od razu wyleciał, a ja wzięłam głęboki wdech powietrza.
-Już dobrze?- Spytał chwytając mnie za ramię.
-Tak, dziękuje. Myślałam, że się uduszę.- Powiedziałam obracając się przodem do mężczyzny. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy.
-To co mówiłeś o obrączce... to prawda?- Spytałam opierając dłonie o jego klatkę piersiową.
-Cały czas ryzykuje swoje życie i robię wszystko, żeby cię chronić. Od dawna cię kocham.- Stwierdził pochylając się i przybliżając tym samym swoją twarz do mojej. Nie wytrzymałam i pocałowałam go. Ten pocałunek ukazał wszystkie uczucia, jakie ukrywaliśmy do siebie od początku. Pascal chwycił mnie nisko, za biodra. Z kolei ja owinęłam ręce wokół jego szyi. Nagle przerwał.
-Lepiej ruszajmy. Gdy dojedziemy do Nowego Jorku będę miał więcej czasu dla ciebie.- Powiedział otwierając mi drzwi.
-Obiecujesz, że dotrzemy razem do Nowego Jorku?- Spytałam spoglądając w jego brązowe oczy.
-Obiecuje. Nic tobie się nie stanie.- Odparł i pocałował mnie ostatni raz. Następnie wsiedliśmy do auta.
-A tobie?- Spytałam chwytając go za rękę. Joe spojrzał na mnie przelotnie. Nadal nie mogę się przyzwyczaić to jego imienia, po zwracaniu się do niego przez kilka lat Pascal.
-Tego nie mogę ci obiecać...- Odparł.
-Dlaczego? Dlaczego stawiasz moje życie nad swoje? Tyle dla mnie zrobiłeś, a ja, choć bym chciała nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć.- Stwierdziłam z napływającymi do oczu łzami.
-Uśmiechnij się... I nie płacz, kiedy mnie zabraknie.- Orzekł spoglądając na mnie przelotnie. Na te słowa uśmiechnęłam się delikatnie. Joe znów spojrzał na mnie i również odpowiedział uśmiechem.
-Od razu lepiej, mała.- Westchnął przenosząc wzrok na drogę. Oparłam głowę o jego ramię, podkuliłam nogi i zasnęłam.

CDN

Dobry człowieku pamiętaj o gwiazdce 👉🏻⭐️

BodyguardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz