4. Bez ryzyka nie ma zabawy.

348 18 0
                                    

• 3 dni później •

Zamachnęłam się mocno nogami, aby następnie zrobić podwójny obrót wokół rury. Podciągnęłam się, chwyciłam mocno rury i obróciłam do góry nogami. Następnie rozłożyłam nogi, robiąc przy tym szpagat. Niespodziewanie, po mimo muzyki, usłyszałam wolne klaskanie dłońmi. Podniosłam wzrok i w pół mroku dojrzałam Pascala. Przyjście mężczyzny, zaskoczyło mnie. Niechcący puściłam rurę i spadłam na plecy. Zacisnęłam zęby, czując przeszywający ból w klatce piersiowej.
-Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. Szło ci całkiem nieźle.- Brązowooki podszedł do mnie szybkim krokiem i pomógł mi zejść ze sceny. Usiadłam na ziemi.
-Nic się nie stało, dziękuje.- Odparłam ciężko oddychając.
-Zapomniałaś, że dziś jedziemy postrzelać?- Spytał podwijając rękawy od koszuli.
-Tak, kompletnie wypadło mi to z głowy.-Stwierdziłam powoli podnosząc się i następnie wyłączając muzykę.
-Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś. Wiedziałem, że cię tu znajdę.- Zaśmiał się.
-Zatem dobrze mnie znasz.- Odpowiedziałam z uśmiechem. Szybko się przebrałam i wróciliśmy do samochodu.

Po szkole chodziłam nie tylko ćwiczyć taniec, lecz również jeździłam z Pascalem postrzelać, za miasto. Mężczyzna dał mi większy, lepszy pistolet i uczył strzelać.
-Wyprostuj ręce.- Stwierdził oschle. Przewróciłam oczyma, niczym obrażona nastolatka, następnie  spoglądając na niego.
-Nigdy nie trać celu z oczu.- Nagle wtrącił. To był mój trzeci dzień, po mimo tego nadal nie mogłam trafić w cel, a ręce odpadały mi od ciężaru pistoletu. Jakby tego było mało, kalifornijskie słońce parzyło w kark. W pewnym momencie nie wytrzymałam i usiadłam na trawę, rzucając obok pistolet.
-Nie dam rady. To dla facetów. Ręce mi już odpadają. A poza tym jest cholernie gorąco.- Westchnęłam żałośnie, zawiązując bluzkę tak, żeby odkrywała brzuch.
-Na rurze jakoś dawałaś radę się podciągać.- Stwierdził. Spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi.
-Podglądałeś mnie.- Powiedziałam i podniosłam się, stając na przeciwko Pascala.
-Po prostu nie zauważyłaś mnie od razu, jak wszedłem...- Zaśmiał się.
-Powiem ojcu.- Palnęłam, wiele się nie zastanawiając. Mężczyzna spojrzał mi prosto w oczy i podszedł bliżej.
-I co zrobi? Mnie rzuci na pożarcie tygrysom, a ciebie, księżniczkę ochroni przed całym światem? Obchodzisz go tyle o ile. Sprzedałby was wszystkich, byle by ratować swój biznes.- Na jego słowa zaczęłam przecząco skręcić głową, nie dowierzając w to co słyszę.
-I jeśli nie ja, nikt nie nauczy cię jak się chronić. A na pewno nie on. Szanuje twojego ojca, ale to prawda.- Skończył. Westchnęłam i spuściłam wzrok. Obawiam się, że Pascal ma racje. Podniosłam pistolet z ziemi i ponownie spojrzałam prosto w jego czekoladowe oczy.
-Przepraszam.- Szepnęłam, chcąc uspokoić przyjaciela. Mężczyzna westchnął ciężko, chwycił mnie za obie ręce, otulając od tyłu i podniósł minimalnie pistolet. Czułam jego mocny zapach wody kolońskiej i woń papierosów, którymi przesiąkł.
-Musisz mieć go na wysokości oczu.- Powiedział opierając głowę na moim ramieniu. Następnie pociągnął za spust. Hałas odstrzału przestraszył mnie i lekko się cofnęłam, zaciskając oczy.
-Nie bój się. Musisz się przyzwyczajać, nie będziesz nosić nauszników w torebce.- Powiedział kojąco i opuścił pistolet. Otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie. Trafił prosto w kółko namalowane na drzewie. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Teraz spróbuj sama.- Powiedział puszczając mnie i odsuwając się lekko. Podniosłam pistolet. Przymrużyłam oko i strzeliłam. Niestety kula przeleciała daleko za drzewo.
-Skurwysynie, prawie mnie postrzeliłeś!- Ktoś krzyknął w oddali. Spojrzałam na Pascala przerażona, że kogoś zestrzeliłam.
-Lepiej już chodźmy.- Powiedział przyjaciel chwytając mnie za rękę i ciągnąc do auta. W pewnym momencie rozległ się starzał. Mężczyzna przygniótł mnie do drzewa, przejmując ode mnie broń.
-Ktoś myślał, że strzelamy do niego?- Spytałam szeptem. Pascal tylko spojrzał na mnie z góry.
-Chodź.- Odparł, chwycił mnie mocno za rękę i pociągnął do wyjścia z lasu. Biegliśmy ile sił w nogach, a za nami latały kule. Aż wylecieliśmy na łąkę i wpadliśmy w trawę. Nie mogłam przestać się śmiać. Z resztą Pascal też. Podnosiłam się do siadu. Wpatrywaliśmy się z mężczyzną w siebie.
-Boob.- Wydałam z siebie śmieszny odgłos chwytając za krzywy nos przyjaciela. Przypominał mi dziób orła.
-Ty też musisz?- Spytał śmiejąc się i zdjął moją dłoń ze swojego nosa. Następnie wyciągnął w moją stronę pistolet.
-Jest twój.- Stwierdził oddając mi broń.
-No coś ty, ledwo go trzymam.- Zaśmiałam się.
-Nie wiadomo kiedy może się przydać.- Odparł.
-Dziękuje...- Wzięłam od niego pistolet.
-Poza tym, będziemy jeszcze ćwiczyć.- Dodał.
Schowałam broń do plecaka. Pascal wstał i wyciągnął rękę w moja stronę. Gdy chwyciłam jego dłoń pociągnął mnie do do góry. Później wróciliśmy do auta. Brunet odwiózł mnie pod klub, gdzie miałam swój samochód. Niestety przyjaciel nie może mnie odwieźć pod sam dom, bo ojciec by się domyślił, że coś kombinujemy. Podziękowałam Pascalowi i gdy chciałam wyjść, nagle zadzwonił telefon mężczyzny.
-Dzień dobry Señor Cabeza.- Powiedział i spojrzał na mnie. Przełknęłam ciężko ślinę. W jego brązowych oczach widziałam lekki stres.
-Dobrze, już jadę.- Powiedział i rozłączył się.
-Chce, abym po niego przyjechał. Jeśli przyjedziemy w tym samym czasie, to będzie podejrzane.- Stwierdził.
-Ty pojedziesz pierwszy. Ja dojadę, gdy wy zdążycie odjechać.- Powiedziałam wysiadając. Następnie odjechał. Z kolei ja musiałam chwilę odczekać.

CDN

Dobry człowieku pamiętaj o gwiazdce 👉🏻⭐️

BodyguardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz