Do pokoju wszedł lekarz, przyglądając się papierom.
-Mogę zobaczyć męża?- Spytałam po raz kolejny. Mężczyzna podniósł na mnie wzrok znad okularów. Był wyraźnie zirytowany.
-Ile razy mam pani mówić, że go operują. Poza tym jest pani w ciąży i powinna teraz odpoczywać.- Orzekł zmęczonym głosem. Gdy usłyszałam to ostatnie zdanie, poczułam jak roznieca się we mnie ogień.
-Nie straciłam dziecka?- Spytałam podekscytowana.
-Nic mu nie jest. Krwotok był spowodowany stresem, ale nie wpłynęło to na dziecko.- Odparł. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Powiadomimy panią, kiedy będzie pani mogła odwiedzić męża. Na razie walczymy o jego życie. Z kolei panią wypisałem do domu...-
-Nigdzie nie idę. Muszę tu zostać.- Przerwałam mu.
-Poza kilkoma siniakami i stresem nic pani nie jest, a opieka tu, w szpitalu nie jest darmowa.- Orzekł. Wstałam i podeszłam do lekarza.
-Proszę zrozumieć, ja nie mam gdzie się podziać...- Zaczęłam mówić.
-Z rodziny, zaleźliśmy tylko ojca pani męża. Przyjechał już i zabierze panią do domu.- Odparł wychodząc na korytarz. Stałam jak słup soli. Jeszcze kilka tygodni temu Joe mówił, że ja jestem ostatnią bliską mu osobą, a teraz okazuje się, że jego ojciec żyje. Wyjrzałam przez szparkę od drzwi, na korytarz. Przy recepcji stał mężczyzna. Średni wzrost. Lekko kręcone, brązowe włosy. Czysty, niebieski sweterek i eleganckie spodnie. Ogólnie zadbany. A z twarzy łudząco podobny do Josepha. Może to rzeczywiście jego ojciec. Nagle mężczyzna spojrzał w moim kierunku. Chyba zauważył, że mu się przyglądam bo ruszył do mnie.
-Dzień dobry. Jestem ojcem Josepha. Nazywam się Francisco Pascal, ale mów mi Frank.- Mężczyzna uśmiechnął się do mnie ciepło i wyciągnął w moją stronę rękę.
-Jestem Elena Pascal, miło pana poznać.- Uśmiechnęłam się do niego smutno. Cały czas martwię się o Josepha. W oczach mężczyzny, widać było zaskoczenie.
-Dużo się pozmieniało. Syn dawno się do mnie nie odzywał. Od kiedy jesteście małżeństwem?- Spytał powoli ruszając w stronę wyjścia.
-Mniej więcej dwa tygodnie.- Odparłam cicho. Po chwili wyszliśmy ze szpitala na parking. Stanęłam jak słup soli. Coś kazało mi się cofnąć do szpitala i czekać, aż Joseph się wybudzi. Pan Frank spojrzał na mnie.
-Wiem co czujesz. Joe to mój syn i też się martwię, ale teraz musimy mieć nadzieję, że będzie dobrze i zająć się tobą, lekarz mówił, że jesteś w ciąży.- Stwierdził spokojnie. Frank ma rację. Zamartwianie się i zaniedbywanie siebie, nie jest korzystne dla dziecka.
-Ma pan rację, ale gdy tylko zadzwonią ze szpitala, że Joe się obudził, zawiezie mnie pan do niego.- Powiedziałam.
-Oczywiście. Możemy już iść?-
-Tak.- Następnie wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy. Akurat było same południe. W Nowym Jorku o tej porze są największe korki.
-Gdzie pan mieszka?-Spytałam przyglądając się powoli mijanym budynkom.
-W zachodniej części Queens.- Odparł skręcając w jakąś uliczkę. Po kwadransie dojechaliśmy pod zwykły, murowany dom z dużą werandą na przodzie. Gdy wysiedliśmy z auta, z domu wyszła kobieta w średnim wieku, a za nią dziewczyna, która wyglądała na mniej więcej 10 lat. Frank uściskał kobietę i chwycił dziewczynkę za rękę.
-Eleno poznaj moją żonę Elizabeth i naszą córkę Amy.- Stwierdził mężczyzna.
-Elena Pascal. Miło panią poznać.- Powiedziałam wyciągając dłoń w stronę kobiety.
-Mów mi Liz.- Żona Franka uścisnęła moją dłoń.
A gdy spojrzałam na dziewczynkę, ta zawstydziła się i schowała za rodzicami.
-Zapraszam do środka. Zrobiłam kurczaka.- Stwierdziła Liz uśmiechając się do mnie ciepło. Następnie zasiedliśmy przy dużym, drewnianym stole. Choć nie miałam apetytu, musiałam coś zjeść.
-Joseph mówił, że nikt z jego rodziny nie żyje.- Powiedziałam spoglądając na Franka. Mężczyzna westchnął ciężko.
-Kupę lat temu, kiedy Joe był młody pokłóciłem się mocno z jego matką. Nasze drogi się rozeszły i do dziś nie wiem gdzie ona jest. Z kolei Joe, kiedy skończył college uciekł z domu do Los Angeles i nie chciał utrzymywać ze mną kontaktu. Liz to moja druga żona. W końcu mam rodzine.- Orzekł. W jego oczach widziałam ból, którego doświadczył wcześniej.
-Rozumiem, ja też straciłam całą rodzinę... zabił ich kartel. Joe zdążył uratować tylko mnie.- Odparłam spuszczając wzrok. Zapanowała niezręczna cisza.
-Od kiedy jesteś w ciąży?- Spytał nagle Frank.
-Dopiero kilka dni.- Uśmiechnęłam się szeroko.
-Moje gratulacje! Będziemy dziadkami, a Amy zostanie ciocią.- Siedząca obok mnie Liz uścisnęła mnie. Może wcale nie będzie tak źle? Tylko żeby Joe wyzdrowiał.
-Dziękuję.- Odparłam. Po kolacji posprzątałam z Liz, a później Amy pokazała mi mój tymczasowy pokój.
-Łazienka jest na wprost. Mój pokój jest obok, a rodziców na dole.- Powiedziała cicho, spojrzała na mnie, lekko zawstydzona i zbiegła na dół. Z kolei ja weszłam do swojego pokoju. Był niewielki, w jasnych kolorach. Na środku, pod oknem stało drewniane łóżko. Na przeciwko łóżka było biurko, a po prawej od biurka duża, zapchana rzeczami szafa. Nagle usłyszałam kroki. Obróciłam się. To była Liz. Brunetka podeszła do mnie.
-Przygotowałam dla ciebie moje stare ubrania.- Stwierdziła kładąc stos rzeczy na łóżko.
-Dziękuje, to miło z twojej strony. W szpitalu dali mi tylko te stare dresy.- Zaśmiałam się, wskazując na ubranie, które miałam na sobie.
-Czuj się jak u siebie.- Powiedziała z uśmiechem Liz i wyszła. Wzięłam ręcznik i czystą piżamę. Następnie skierowałam się do łazienki, aby w końcu porządnie się wykapać. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Ciepła ciecz opływała moje ciało. Cieszę się, że dziecku nic nie jest, ale gdybym tylko mogła, przyjęłabym całą krzywdę na siebie, która przydarzyła się Josephowi.CDN
Dobry człowieku pamiętaj o gwiazdce 👉🏻⭐️
CZYTASZ
Bodyguard
ActionMłoda Elena jest córka szefa mafii w Los Angeles. Jej ojciec sprzedaje narkotyki i broń. Dla bezpieczeństwa córki ojciec przydziela dla niej ochroniarza, którego z czasem z dziewczyną zaczyna łączyć bliższa więź. Pewnego dnia mafia z którą konkuruje...