• 1 miesiąc później •
Dzień leciał za dniem, a później tydzień za tygodniem, aż zleciał miesiąc. Brzuszek powoli rósł, a ja się przyzwyczajałam do nowego, zwykłego życia. Frank i Liz jeździli w tygodniu do pracy, więc ja zajmowałam się Amy. Wspólne gotowanie, zabawy i spacery pozwalały mi na chwilę zapomnieć o Josephie w śpiączce. Miałam wrażenie, że jestem jedyną osobą, która się o niego martwi.
-Musisz bardziej rozwałkować ciasto.- Stwierdziłam do dziewczynki. Właśnie robiłyśmy ciasteczka. W pewnym momencie zadzwonił telefon w domu. Podniosłam słuchawkę.
-Tak słucham?- Spytałam.
-Dzień dobry, z tej strony szpital świetego Piotra w Nowym Jorku. Z kim mam przyjemność rozmawiać?- Spytała recepcjonistka ciepłym głosem.
-Elena Pascal.- Odpowiedziałam bez wahania.
-Mam pani przekazać, że pani mąż wybudził się z śpiączki, jego stan jest dobry i stabilny. Proszę po niego przyjechać. W innym wypadku i tak zostanie wypisany ze szpitala po godzinie 20.00.- Orzekła kobieta. Czułam niewyobrażalne szczęście i radość, jak rozpiera moje serce.
-Dziękuje, dowiedzenia.- Powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.
-Kto to?- Podeszła do mnie Amy, przyglądając mi się niepewnie.
-Joe obudził się i wszystko z nim w porządku!- Pisnęłam przytulając dziewczynkę mocno.
-To dobrze. Za chwilę przyjedzie tata z pracy, może nas zawieść.- Stwierdziła z uśmiechem. Zanim przyjechał Frank zdążyłam spakować dla Josepha czyste ubrania. Następnie pojechaliśmy prosto do szpitala.
-Idź beze mnie. Poczekam z Amy w aucie.- Powiedział mężczyzna smętnym głosem.
-Frank, to jest twój syn. Wiem, że mieliście trudne relacje, ale czas leczy rany. Joe na pewno ucieszy się kiedy ciebie zobaczy.- Powiedziałam delikatnie się do niego uśmiechając. Frank wpatrywał się krótką chwilę we mnie, jakby się zastanawiał.
-Dobrze, pójdziemy z tobą.- Westchnął. Następnie wysiedliśmy z auta skąd udaliśmy się do szpitala. Pielęgniarka zaprowadziła nas do sali, gdzie leżał Joseph. Powoli weszliśmy do sali. Joe na mój widok od razu się rozpromienił, lecz gdy ujrzał ojca w jego oczach pojawiło się zaskoczenie. Podeszłam do niego. Poza raną postrzałową i mocno podkrążonymi oczyma wyglądał całkiem nieźle.
-Martwiłam się, że się nie obudzisz.- Szepnęłam delikatnie głaskając go. Następnie pocałowałam go w policzek.
-Już jest lepiej. Przez ten miesiąc rana zdążyła się trochę zagoić.- Stwierdził zachrypniętym głosem.
-Witaj synu.- Frank podszedł do Joea.
-Cześć tato.- Odparł cicho podnosząc na ojca wzrok.
-Dawno się nie widzieliśmy. Chcę tylko, abyś wiedział, że nie ważne co się stanie ty i Elena możecie liczyć na moją pomoc.- Dodał Frank delikatnie chwytając syna za ramię.
-Dzięki.- Joe tylko westchnął, ale czułam, że cieszy się na widok taty.
-Przyniosłam ci czyste rzeczy. W końcu wracasz do domu.- Powiedziałam kładąc torbę z ubraniami na krześle. Następnie Frank pomógł Josephowi wstać. Założyłam mężowi bluzę i spodnie. Później zaprowadziliśmy go do samochodu. Usiadłam z nim z tyłu.
-Tak się cieszę, że wracamy do domu.- Chwyciłam mężczyznę za rękę.
-Ja też, ale jeszcze bardziej, że z małym wszystko w porządku.- Stwierdził zmęczonym głosem kładąc delikatnie dłoń na moim brzuchu.
-Jakby pół roku temu ktoś by mi powiedział, że będę z tobą w ciąży, a ty zostaniesz postrzelony, to bym go wyśmiała.- Stwierdziłam z uśmiechem.
-Życie lubi z nas drwić.- Odparł opierając głowę o moją. Po dłuższym czasie dojechaliśmy do domu. Liz zrobiła pyszny obiad. Razem usiedliśmy do stołu i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Joe wybaczył ojcu, a Frank obiecał mu, że nie zostawi go jak przed laty.• 1 rok i 6 miesięcy później •
-Joe pośpiesz się.- Stwierdziłam w biegu ubierając sukienkę.
-Nie mam dziesięciu par rąk, a zlew się zepsuł!- Krzyknął z kuchni.
-Musimy się w końcu wyprowadzić z tej cholernej kamienicy.- Dodałam podchodząc do Javiera. Wyjęłam chłopca z łóżeczka i zaczęłam go ubierać. Zostaliśmy zaproszeni przez ojca Josepha na kolacje Wigilijną.
-Muszę ubierać krawat?- Spytał mężczyzna wchodząc do sypialni. Odłożyłam Javiera na łóżko i podniosłam wzrok na męża. Miał mokrą koszule od naprawiania zlewu i potargane włosy.
-Masz mokrą koszule. Przebieraj się. Szybko. Zaraz się spóźnimy.- Powiedziałam zdejmując z niego koszule.
-Dawno nie zdzierałaś ze mnie tak koszuli.- Joe chwycił mnie w pasie i przytulił. Zanurzając twarz w moich włosach. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Nie teraz.- Zaśmiałam się wyrywając z jego uścisku. Następnie wyjęłam czystą koszulę i krawat z szafy.
-Ubieraj się. I krawat.- Rzuciłam ubraniami w męża. Z kolei ja dokończyłam się malować. Następnie wzięłam syna, zawiązałam Josephowi krawat i udaliśmy się do samochodu. Dużo roboty z tymi facetami. Mocno padał śnieg i robiło się już ciemno. Po dłuższym czasie dojechaliśmy do domu Franka. Gdy wyjęłam syna z samochodu, od razu podleciała Amy.
-Mogę go na ręce?- Spytała dziewczynka.
-Za chwilę.- Odparłam.
-Już myślałem, że nie przyjedziecie! Chodźcie, kolacja już gotowa!- Krzyknął mężczyzna z ganku. Po wejściu do domu, natychmiast zrobiło mi się ciepło. Przywitaliśmy się i odłożyliśmy prezenty pod choinkę. Chwilę porozmawialiśmy i usiedliśmy do Świątecznej kolacji. Cieszę się, że w końcu mam rodzinę, z którą mogę spędzać Wigilię. Wcześniej rzadko spędzaliśmy Święta razem. Teraz mogę być sobą i czuję, że osoby blisko mnie, zawsze mi pomogą.The End.
CZYTASZ
Bodyguard
AcciónMłoda Elena jest córka szefa mafii w Los Angeles. Jej ojciec sprzedaje narkotyki i broń. Dla bezpieczeństwa córki ojciec przydziela dla niej ochroniarza, którego z czasem z dziewczyną zaczyna łączyć bliższa więź. Pewnego dnia mafia z którą konkuruje...