Czyli naprawdę tak miała wyglądać moja śmierć?
W zapyziałym motelu na obrzeżach Washingtonu, będąc zupełnie zdaną na łaskę jakiegoś nieznajomego mężczyzny z bronią w ręku?
Gaz, który zaczął wydobywać się z granatu z każdą chwilą sprawiał, że brakowało mi powietrza. Gardło miałam boleśnie ściśnięte, a do płuc z sekundy na sekundę dostawało się coraz więcej trującej substancji. Moja głowa zaczęła się robić coraz lżejsza, sprawiając, że wizja przed oczami bardzo szybko stawała się niewyraźna. Chciałam coś powiedzieć, cokolwiek, jednak z moich ust nie wydobywał się żaden, nawet najmniejszy dźwięk.
Biorąc łapczywie powietrze, poczułam, jak przez moją klatkę piersiową przechodzi sam ogień, torując sobie drogę przez wszystkie organy, spalając je doszczętnie na węgiel. Okropne pieczenie skumulowało się przy samym mostku, powodując, że zaczęłam się krztusić, a moje oczy momentalnie zaszły łzami. Niczym w zwolnionym tempie widziałam, jak najemnik kładzie palec na spuście swojej broni i zbliża się do mnie o parę kroków, a dźwięk odblokowywania pistoletu donośnie zabrzęczał mi w uszach. Starając się poruszyć, podpałam się rękoma o szorstką wykładzinę, próbując podnieść się chociaż na klęczki. Chciałam walczyć, odebrać mu broń, zabić, zrobić cokolwiek co pomogłoby wyjść nam z tej cholernej sytuacji, jednak moje ciało z każdą sekundą coraz bardziej odmawiało mi posłuszeństwa.
Kaszląc niekontrolowanie, jakoś udało usiąść mi się na piętach, jednak ta czynność wywołała u mnie tak ogromny ból całego ciała, że w tamtej chwili mogłam poczuć, jak gorące łzy ciurkiem zaczęły spływać mi po policzkach. Dolna warga zadrżała niekontrolowanie, kiedy obcy mężczyzna w dwóch susach znalazł się przy mojej osobie, jednoczesnie przystawiając mi broń tuż po samym środku własnego czoła. Zimny metal sprawił, że mała cząstka świadomości gdzieś próbowała przebić się przez masę trującego gazu, jednak ta chwila trwała na tyle krótko, że po sekundzie mój umysł znów powrócił do wcześniejszego stanu. Nie byłam w stanie ruszyć się ani o milimetr, a wszystko, co dookła mnie się działo, bardzo szybko zaczęło blaknąć i słabnąć, pozostawiając mnie w stanie niemej paniki, gdzie tak bardzo chciałam krzyczeć, jednak nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Czułam się, jakbym znów, tak jak parę dni temu, doświadczyła paraliżu sennego, gdzie wiedziałam doskonale, co działo się wokół mnie, jednak nijak nie potrafiłam na to zareagować.
Zamykając oczy, zacisknęłam ręce w pięści, nie będąc gotową na to, co ma się zaraz wydarzyć.
Miałam umrzeć.
Miałam umrzeć poprzez zastrzelenie przez najemnika Hydry, a moje ciało, zgodnie z obietnicą Vasilieva, miało być przetransportowane w czarnych workach do nowojorskiej siedziby.
Moją ostanią myśl więc zajęła cicha prośba do kogoś z góry, aby chociaż Buck'iemu udało się wyjść z tego całego bałaganu cało. Ponieważ w tej chwili, nie liczyło się to, co do niego czułam; czy go lubiłam, czy wręcz przeciwnie; miałam ochotę udusić go, kiedy brunet tylko znalazł się w zasięgu mojego wzroku. W tym momencie na szali były nasze własne życia, a pomimo mojej własnej awersji do Barnesa, brunet nie zasługiwał na taką śmierć. Nie zasługiwał, aby po 70 latach bycia na każde zawołanie Hydry, teraz być przez nią zabitym i to w jeden z najbardziej okrutnych i poniżających sposobów o jakim można było tylko usłyszeć.
Jednak zanim udało mi się dokończyć moją niemą modlitwę i stracić z tym światem kontakt raz, na zawsze, poczułam, jak czyjeś silne ręce mocno oplatają moją klatkę piersiową. Resztki powietrza uszły z moich płuc momentalnie, kiedy ścisk wzmocnił się jeszcze bardziej, aby po chwili doświadczyć przeszywającego bólu po prawej stronie mojego ciała. Słysząc odgłos wystrzału, jednocześnie ignorując rozpaczliwe pieczenie prawego ramienia oraz żeber, momentalnie otworzyłam oczy, jednak zrobiłam to w tak gwatłowny sposób, że natychmiast pojawiły mi się przed nimi czarne mroczki. Moja wizja bardzo mozolnie próbowała dostosować się do tego, co miała przed sobą, jednak przez tak dużą ilość niebezpiecznego gazu, nie do końca mogłam sprawnie ocenić sytuację, rozwijającą się przede mną.

CZYTASZ
Fire And Silk - Bucky Barnes
Fanfiction'Byliśmy popsuci. Byliśmy popsuci, dlatego, że nasza wzajemna nienawiść napędzała nas do działania.' Josie Bennet i Bucky Barnes nienawidzili się od samego początku. Kłócili się na każdym kroku, wyzywali od najgorszych i dokuczali sobie nawzajem kie...