Rozdział 32

4.1K 258 477
                                    

Słodycz jeszcze będzie, tak, jak obiecałam.
Cóż, gorycz też. Ale to dlatego, że nie umiem inaczej.
Plus, nasi bohaterowie są debilami; jak to zwykle zresztą. Jednak miewają swoje momenty.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Leżąc na łóżku, od trzech godzin przewracałam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie wygodnej pozycji, o zaśnięciu już nawet nie mówiąc. Moje oczy były czerwone oraz podpuchnięte, jak nie od szlochu, to od zmęczenia, gardło wyschnięte miałam na wiór, a ciało bolało od ciągłych drgawek spowodowanych tym przeraźliwym chłodem, który panował teraz w sypialni. Na ową dolę nie pomagała nawet gruba kołdra, którą byłam przykryta, jak i dosłowny stos ciochów, opatulający moje ciało, niczym zbity kokon. Ogień w kominku już dawno zgasł i nawet pomimo faktu, że w domku i tak tliło się jeszcze to zbawienne ciepło, ja i tak trzęsłam się i szczękałam zębami tak mocno, że bałam się, iż za chwilę mogę je sobie dosłownie połamać.

Warcząc w czystej frustracji, przewróciłam się na plecy, tępo patrząc w drewniany sufit nade mną. Dzisiejszej nocy widziałam go już tyle razy, że byłam pewna, że jeśli jeszcze raz go zobaczę, chyba dostanę na łeb, tak dotkliwie zdążyłam poznać te cholerne panele. W zasadzie nie tylko dzisiejszej. Od pięciu dni, nie mogąc spać, gapię się w niego niczym sroka w gnat i czekam, aż wzejdzie słońce, śledząc wzrokiem jego wędrówkę po porannym niebie. I dopiero, kiedy czerwony olbrzym zniknie gdzieś za oszronionym oknem, wstaję. Chociaż wstawaniem tego za bardzo nazwać nie można, ponieważ jedyne, co robię, to zsuwam się z łóżka, aby iść do kuchni i zrobić sobie porządną kawę, aby ta jakoś utrzymała mnie na nogach w ciągu dnia. A później, kiedy zrobi się ciemno, znów wracam do tego dużego łóżka sama, kuląc się w kłębek gdzieś na samym brzegu, próbując złapać chociaż odrobinę snu.

I tak w kółko.

Chociaż uznaję to za szczerą ironię, że pomimo, iż leżę w tym gigantycznym i do tego cholernie wygodnym łóżku sama, i tak nie jestem w stanie zmrużyć oczu na chociażby 3 godziny w ciągu nocy.

Sama, ponieważ Bucky, od pamiętnej rozmowy w kuchni, postanowił, że będzie spać w salonie, na mikroskopijnej kanapie i ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu, nie było nic, co mogłam zrobić, aby ten zmienił zdanie. Tak samo, jak nic nie mogłam zrobić, kiedy brunet znikał na całe dnie, a kiedy już w końcu wracał do domu, unikał mnie na każdym możliwym kroku, tym samym będąc dla mnie tak bardzo obojętnym, jak to było tylko możliwe.

Cóż, wiedziałam skąd brało się jego zachowanie. Nie byłam przecież głupia i po tym, co stało się między nami oraz po dość ciężkiej rozmowie, wiedziałam, że Bucky mimo wszystko będzie potrzebował trochę czasu dla siebie, po to, żeby poukładać sobie wszystko w głowie, gdyż przesadzanie w drugą stronę i naciskanie na siłę pewnych tematów też dobre nie było. I wiedziałam również, że nie będzie łatwo, ponieważ cała ta sytuacja była w cholerę skomplikowana, jednak to wszystko...

To wszystko po prostu runęło.

Bucky na tę chwilę był zaledwie cieniem tego człowieka, którym był kiedyś, a ja będąc zupełnie bezsilną, nie miałam zielonego pojęcia, co mogłam zrobić, aby mu pomóc, gdyż próbowałam już dosłownie wszystkiego. Życie z nim, w tym momencie, było jak życie z duchem. Brunet znikał na całe dnie, nie mówiąc zupełnie ani jednego słowa. Wracał albo w środku nocy, albo nie wracał wcale i tylko przypadkiem spotykałam go w kuchni, kiedy bezszelestnie pojawiał się rano w domu. Nie spał, mało co jadł, a jeśli już, to nie robił tego przy mnie, nie rozmawiał ze mną i praktycznie w ogóle nie przebywał w tym samym pomieszczeniu, co ja. Krótko mówiąc, był dokładnie taki sam, jak te parę lat temu, kiedy Steve i Sam uratowali go z rąk Hydry i po tylu rozprawach sądowych, że trudno mi je nawet zliczyć, papierkowej robocie i publicznym wybaczeniu przez prezydenta, w końcu trafił do drużyny. Jego powrót do zdrowia, jak i świadomości był cholernie ciężki i przez to, że Bucky nie był trzymany już dłużej w lodzie, a kod Zimowego Żołnierza przestał być na nim używany, został sam ze swoimi myślami, jak i wspomnieniami.

Fire And Silk - Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz