Trochę goryczy, aby później mogło być trochę słodyczy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Bucky?
Powtórzyłam raz jeszcze, niepewnie, lecz mój głos brzmiał zupełnie inaczej; rozdarcie i obco. W przerażeniu i czystej konsternacji obserwowałam, jak brunet przede mną zastyga w bezruchu, po czym lokuje spojrzenie na mojej, pełnej blizn i zadrapań, klatce piersiowej. Jak dzikim wzrokiem lustruje moją szyję, boki, brzuch oraz lewe żebro, na którym rozciągała się podłużna szrama, będąca wspomnieniem tego feralnego dnia w nowojorskiej kawiarni. Widziałam, jak z każdą chwilą rysy Buckiego zmieniają się na coraz to bardziej surowe oraz zimne, kiedy przerażenie wstąpiło na jego twarz, która jeszcze przed momentem była pełna głodu i pożądania. Oczy mężczyzny, prawie, że czarne, teraz zmieniły swą barwę na jasną stal, a metalowa dłoń, oplatająca moje nadgarstki, oderwała się od mojego ciała, zaciskając na drewnianym ramieniu łóżka.
Bucky wyglądał w tej chwili niczym sarna w świetle reflektorów i na ten widok moje serce złamało się na tysiące małych kawałeczków. Ponieważ brunet dawał wrażenie tak bardzo pokonanego, zrezygnowanego, jak i pełnego lęku jednocześnie, że dźwięk, przypominający głuchy szloch, wyrwał się z moich ust, kiedy poczułam, jak moje gardło ściska się w ciasny supeł w taki sposób, że trudno było mi złapać kolejny oddech.
Chcąc wyrwać go więc z tego przemującego stanu letargu, uspokoić i zapewnić, że wszystko jest w porządku, poruszyłam się lekko w przód, nie spuszczając z niego wzroku ani na chwilę. Zdawałam sobie sprawę, że jeśli człowiek tkwił właśnie w takim stanie, w jakim tkwił teraz Bucky, wystarczył jeden fałszywy ruch lub chociażby słowo, aby wszystko posypało się niczym domek z kart. Bardzo łatwo wtedy było o chociażby poważny atak paniki, a to cholerstwo było ostatnią rzeczą, którą chciałam, aby brunet przechodził. Dlatego też, najsubtelniej, jak tylko potrafiłam, podpierając się na prawym łokciu, lewą dłoń wyciągnęłam niepewnie w przód, aby położyć ją na ramieniu mężczyzny, gdyż dotyk, w takich przypadkach naprawdę potrafił zdziałać cuda.
Bucky jednak, widząc, jak przesuwam się powoli w jego stronę, mrugnął kilkanaście razy, po czym potrząsając głową, spojrzał mi prosto w oczy, w których widziałam tyle bólu i tyle cierpienia, że moje serce zamarło w piersi, tym samym gasząc tą małą iskierkę nadziei, która jeszcze gdzieś tliła się w moim wnętrzu. Nie dając nawet szansy na powiedzenie czegokolwiek, brunet syknął coś pod nosem w obcym, niezrozumiałym dla mnie języku, po czym tak błyskawicznie, że przez chwilę miałam problem z ogarnięciem, co się właśnie stało, wstał z łóżka i zaczął kierować się w stronę drzwi sypialni.
I w tamtej właśnie chwili, obserwując, jak James już kolejny raz w ciągu ostatnich tygodni, opuszcza pokój podłamany i zrezygnowany, mogłam zostawić go samego sobie. Mogłam, tak, jak to robiłam zazwyczaj, nie drążyć, dać mu czas na uporanie się z tym samemu i zapewnić przestrzeń, którą myślałam, że potrzebuje. Mogłam zwyczajnie odpuścić.
Jednak mimo wszystko, podświadomie, zdawałam sobie sprawę, że jeśli zrobię to kolejny raz, istnieje duża szansa, że Bucky po prostu przepadnie.
A myśl o tym wywoływała u mnie emocje tak wielkie, tym razem te negatywne, że czerwona lampka zapaliła się w mojej głowie, pchając mnie do natychmiastowego działania.
Dlatego nawet nie rejestrując własnych ruchów, zupełnie tak, jakbym była pod wpływem jakiegoś uroku, podniosłam się z łóżka i podążyłam za mężczyzną, czując się, jakoby otumaniona. Dokładnie tak, jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę, momentalnie przywołując do brutalnej rzeczywistości.
CZYTASZ
Fire And Silk - Bucky Barnes
Fanfiction'Byliśmy popsuci. Byliśmy popsuci, dlatego, że nasza wzajemna nienawiść napędzała nas do działania.' Josie Bennet i Bucky Barnes nienawidzili się od samego początku. Kłócili się na każdym kroku, wyzywali od najgorszych i dokuczali sobie nawzajem kie...