,,Oh baby take a look around
I'm the only one that hasn't walked out,
I'm right here"- Co lubisz robić? - spytał Theo następnego popołudnia, opierając się o ścianę pokoju blondyna, który kończył odrabiać pracę domową. Młodszy oderwał się od zeszytu i spojrzał na chłopaka. Theo obserwował go od kilku minut czekając na jakąkolwiek uwagę, jednak minuty dłużyły mu się w nieskończoność.
- Pytasz o to co robię jak nie jestem w szkole ani nie zajmuje się sprawami wilkołaków jak rozumiem - odparł blondyn zamykając podręcznik - Zazwyczaj gramy z Masonem na konsoli, jemy pizze i takie tam, wiesz pierdoły. Czemu pytasz?
- Czyli lubisz zupełnie normalne rzeczy, trudno świetnie - odparł brunet zbliżając się do bety. Oparł sie o blat i spojrzał na Liama z góry uśmiechając się przyjaźnie - Jeśli skończyłeś to się zbieraj. Wychodzimy.
- Niby gdzie?
- Na randkę - Theo wzruszył ramionami, a Młodszy zmrużył oczy w zaskoczeniu - No co się tak patrzysz? Jak mamy spędzać razem czas to zróbmy to porządnie.
- Nie zgodziłem się na żadną randkę - warknął, widząc że Theo zadowolony jest z jego zaskoczenia - Poza tym, nie lubię chłopaków. Wolę dziewczyny.
- Doprawdy? - spytał z ustami przy jego ustach, słysząc przyspieszone bicie serca młodszego - Nie pytałem Cię o zdanie, Dunbar - odpowiedział, po czym pochylił się nad nim. Przybliżył się na tyle, aby dosięgnąć do jego ucha i po chwili wyszeptać kilka słów - Nie oszukujmy się. Oboje wiemy że mnie lubisz.
- Jesteś tak irytujący, Boże - Liam uderzył ręką o czoło, nie wierząc że naprawdę Theo to powiedział. Śmiejąc się pod nosem, brunet złapał go za ramię i pociągnął go ku górze._________________
Godzinę później siedzieli w samochodzie pod jedną z kręgielni. Mimi ze Liam tęsknił za graniem, nie był przekonany do tego pomysłu, głównie ze względu na koszty. Uważał że nie powinien pozwalać zabierać się starszemu na takie rozrywki zwłaszcza w jego sytuacji. Dlatego od kilku minut siedzieli, a Liam próbował namówić chłopaka na co innego.
- Przecież mówiłeś że lubisz grać! W czym jest problem? - Chimera chciała tylko żeby chłopak spędził z nim czas tak jak lubił, ale nic nie poradzić na to że Liam był uparty jak osioł.
- Tak, ale mówię Ci że, możemy też iść na zwykły spacer albo kebaba. Nie chcę żebyś wydawał kasy na kręgle, idioto - Liam warknął widząc zirytowanie na twarzy bruneta, który po chwili zrozumiał czym martwi się młodszy.
- Liam, mam pracę. Zarabiam. Nie mam problemu z wydaniem na Ciebie pieniędzy, ale jeśli Ci to przeszkadza to...
- Masz pracę? - Liam otworzył szeroko oczy - Myślałem że...
- To że jestem bezdomny nie znaczy że nie mogę mieć pracy. Mam ją od trzech dni, ale płacą dniówkę... I w ogóle czemu o tym rozmawiamy? - Theo oparł czoło o rękę, czując że zaraz straci cierpliwość. Liam za to siedział z głupkowatym uśmiechem. Cieszył się że chłopak ma jakieś zajęcie i że jest w stanie zarabiać, jakkolwiek to brzmiało.
- Okej, nieważne. Dobrze że masz się jak utrzymać - odpowiedział nie wiedząc czy te słowa były potrzebne, nie chciał urazić Theo, ale nie chciał sprawiać mu problemów finansowych - Theo, ja po prostu...
- Dobra, zamknij się, wiem o co Ci chodzi. Nie ciągnijmy tego. Chciałem żebyśmy spędzili jakoś czas, nie myśląc o niczym specjalnym, jak normalne dzieciaki - westchnął patrząc zza szybe - Martwisz się o mnie czy co?
- To chyba oczywiste - Liam spowazniał w sekundę, widząc jak tamtemu humor zniknął - Nie chcę dokładać Ci się do problemów, zwłaszcza że kilka z nich masz przeze mnie.
- Moje problemy nie powinny Cię interesować, Liam - westchnął cicho, nadal nie patrząc na przyjaciela - Nie jesteś niczemu winien. Moje życie to mój problem. Nigdy nie był twoim.
- Ale jestem częścią twojego życia - warknął Liam, nie chcąc słuchać głupot, które wygadywał Theo - I nawet nie zaprzeczaj. Ty i wszystko co mogłeś zrobić po tym co zrobili doktorzy, byłoby moją winą, ale zaufałem Ci. Dałem Ci szanse, bo uważam że coś się stało, że wybrałeś te drogę; coś co nie musiało być twoją winą. Ufam Ci i chce żebyś wiedział że możesz na mnie liczyć. W każdej chwili Cię wysłucham i pomogę.
Theo obrócił się, a Liam ujrzał w jego oczach dziwny błysk. Jego oddech był szybki, ale równy. Blondyn złapał go za dłoń, uśmiechając się czule. Widział w nim strach i niepewność, co wydawało się absurdalne. Normalnie brunet pełny jest śmiałości, arogancji i sarkazmu, teraz jednak zauważalna była jego delikatność i zwyczajna potrzeba bliskości, którą jedynie Liam był w stanie mu dać. Po tylu miesiącach beta zaczęła pojmować co mogło przyczynić się do tego jak starszy postępował. Tak bardzo chciał go poznać i pomóc mu wyjść na prostą, choć zdawał sobie sprawę z tego że będzie to trudne. Theo nie należał do tych którzy zwierzają się innym czy szukają pomocy; on działał sam, z nadzieją że ze wszystkim sobie poradzi. Jego siła i wyższość były jego słabym punktem. Od zawsze chciał być tym najsilniejszym, najmądrzejszym, tym który byłby samowystarczalny, jednak w głębi duszy wiedział że nigdy taki nie będzie.
Theo brakowało miłości i zrozumienia - teraz Liam to widział.
Chłopcy siedzieli zapatrzeni w siebie przez kolejne długie minuty. Nic więcej nie było im potrzebne, jak obecność drugiego. Wizja konkretnego działania tego wieczoru odeszła na drugi plan. Słońce powoli zachodziło, a im wydawało się jakby mieli całe wieki. Nie spieszyli się z niczym. Czas nie był istotny, podobnie jak inni. To że znajdowali się na zatłumionym parkingu pod pasażem handlowym nie miało znaczenia, kiedy przechodni świdrowali ich krzywymi spojrzeniami. Trzymali się za ręce, co chwilę wymieniając się krótkimi pocałunkami, zapomnieli o świecie i o wszystkim co mogło ich kiedyś dzielić. W pewnym momencie starszy poczuł się jednak niezręcznie; to co robił z Liamem mogło być źle przyjęte przez znajomych młodszego. Odsunął się od zawiedzionego blondyna, posyłając mu niezręczny uśmiech.
- Weźmy pizze i jedźmy gdzieś gdzie będziemy sami - odparł dostrzegając grupkę nastolatków na parkingu. Liam pokiwał głową, domyślając się że chłopak nie chciał aby ktoś im przeszkadzał. Theo miał rację; nie był tutaj lubiany, bowiem niektórzy z mieszkańców wiedzieli co zrobił lub domyślali się. Jego znajomość z betą mogła przysporzyć im kłopotów, a co najmniej niemiłych plotek. Dlatego chciał odjechać i zostawić wszystkie wrogie spojrzenia za sobą.