10. Karim

70 10 12
                                    


- Zulema. - uśmiechnął się.

- Kto to jest? - zapytał Antonio, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, Karim uciszył go strzałem z pistoletu w górę. Nikt nie krzyknął. Właściwie to czas stanął w miejscu - wszyscy siedzieli na swoich miejscach, bez ruchu.

- Karim,  proszę cię... - szepnęłam, zwracając się do niego w ojczystym języku.

- Widzę, że gustujesz w mężczyznach z zarostem. Jego też zamierzasz zabić?

- Zabił go Ferreiro. Nie ja. - odparłam chłodnym tonem.

- Gdyby nie ty, żyłby dalej. - powiedział.

- Wiem. Przepraszam za to. Żałuję tego. 

Uklękłam i pokłoniłam mu się na znak szacunku i skruchy, jednak nagle pojawiła sięona. Matka Hanbala. Kobieta wyrwała Syryjczykowi broń i skierowała ją w moją stronę. Wtedy usłyszałam czyjś krzyk, ale nie byłam w stanie odgadnąć, czyj. Czas zatrzymał się po raz kolejny - ja na kolanach, a ona na nogach, z Glockiem przy mojej głowie. Trwało to sekundy, a wydawało się, że to była wieczność.

- Nie po to tu przyszedłem, Rana. Nie powinno ciebie tutaj być. - nakazał wuj, a ja wpadłam w jeszcze większą panikę, choć nie okazywałam tego.

- Nic mu nie róbcie. Nie jest niczego winien. 

- Nie zrobię tego. - odpowiedział, a Egipcjanka rzuciła pistolet na ziemię. - To ja wszystkiego cię nauczyłem. Przetrwania, strzelania, opatrywania ran... Całego życia.

- To prawda.

- Nie zamierzam teraz cię zabić. Ani ciebie, ani twojego oblubieńca. Nigdy nie zapomnę tego, co zrobiłaś. Zadałaś nam ogromny cios w samo serce, ale wciąż traktuję cię jak własną córkę. To dlatego, że tego chciał mój siostrzeniec. Dlatego, że do końca cię kochał.

- Ja też, Karimie. Zawsze go kochałam.

- Jak śmiesz! - krzyknęła Rana. - Jak śmiesz mówić, że kochałaś mojego syna?!

- Dalej go kocham. Pojmuję, że to był błąd. Ale życie się toczy... Poznałam kogoś, kto wyleczył moje rany. Zaczekał na mnie sześć lat, kiedy nie mogliśmy się widywać. 

- Nie wiem, dlaczego tutaj jesteś. - tym razem Karim zwrócił się do Sabad. - Ale ja jestem tutaj, żeby jej wybaczyć, tak jak chce tego bóg i tak jak chciałby tego Hanbal. A teraz idź stąd, jeśli nie zamierasz zrobić tego samego.

- Nie wybaczę jej tego. Nigdy. - oznajmiła kobieta, odwracając się i idąc w stronę czarnego samochodu. Po chwili już jej nie było.

- Dziękuję... - szepnęłam, a z moich oczu popłynęły łzy szczęścia.

- Robię, co do mnie należy. - usłyszałam w odpowiedzi. Wstałam z kolan, a on otarł moje policzki. - Niech Allah ma was w opiece. - dodał, wychodząc z posesji i wsiadając do drugiego pojazdu, zaparkowanego tuż przy bramie. Kiedy odjechał, ruszyłam w stronę ławek żeby tam usiąść, ale niemal upadłam. Antonio złapał mnie w ostatniej chwili.

- Co tutaj się stało? - zapytała Nieves. Była zdenerwowana, nie rozumiała co się stało, podobnie jak reszta zgromadzonych.

- To Karim. - wyręczyła mnie Macarena. - Wuj byłego chłopaka Zulemy. 

- Dlaczego tu przyszedł?!

- Chciał pobłogosławić nasze małżeństwo. 

- A ta Arabka?

- Nie chciała mi wybaczyć tego, co zrobiłam. - odparłam krótko, ale pani Hierro oczekiwała dalszych wyjaśnień.

- Mamo, nie dzisiaj, proszę. Już dobrze, Zulemo. Chodźmy. - poprosił, delikatnie łapiąc mnie za rękę. - Już nic ci nie grozi, prawda? Więc świętujmy.

- Masz rację. - uśmiechnęłam się, a moja córka podeszła do mnie i mocno mnie objęła. Po chwili dołączyli do niej wszyscy inni goście, wyglądało to jak scena z jakiegoś filmu. Cholera, film o moim życiu byłby ciekawszy niż Spiderman. 

- Możemy kontynuować? - spytał urzędnik, a ja pokiwałam głową. Stanęliśmy naprzeciw siebie i przysięgliśmy sobie miłość, wierność i uczciwość aż do końca życia. Chyba nigdy nie byłam tak pewna swoich słów. - Ogłaszam was mężem i żoną. - uśmiechnął się Jose, a Antonio mnie pocałował. 

- Kocham cię, wiesz? - szepnął.

- Ja ciebie też. - odparłam, szczęśliwa jak nigdy. - Dobra, drogie panie, czas na rzut bukietem! - krzyknęłam, a dziewczyny ustawiły się w rzędzie. - Dalej, dalej, no już! - zawołałam, a kiedy były już odpowiednio daleko, stanęłam do nich tyłem i rzuciłam kwiaty za siebie. Złapała je... Saray. - Cóż, Maria, teraz się nie wywiniesz. - zaśmiałam się. Z każdą kolejną chwilą było bardziej szalenie, ale ja byłam spokojniejsza, nie myślałam już o swojej przeszłości. Poleciała w siną dal, tak jak róże które jeszcze przed chwilą trzymałam w dłoniach.


Amor Peligroso. Zulema Zahir x Antonio Hierro- v.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz