6.

103 18 7
                                    

Blondwłosa piękność w skupieniu przypatrywała się czubkom swoich butów. Nie mówiła nic, ciężko przełykała ślinę. Od kilku dni nie miała pojęcia co powinna robić. W jej umyśle nic nie było jasne, przed sobą miała zbyt wiele dylematów.

Zawsze wiedziała, co powinna zrobić. Każdy z problemów umiała rozwiązać, więc dlaczego akurat teraz nie mogła znaleźć rozwiązania?

- Przyprowadźcie go. - Rozkazała nagle, patrząc na jednego ze swoich sług. - Pośpieszcie się. - Dodała, wzdychając cicho.

Świetlista nie chciała konfrontacji ze swoim synem, według rodzinnej tradycji nie powinna go nawet wzywać. Jednakże sytuacja w rodzie była na tyle niebezpieczna, że już sama nie wiedziała, co tak naprawdę powinna uczynić. Z jednej strony przyspieszenie koronacji najmłodszego z Byunów było najlepszych ze wszystkich pomysłów, z drugiej, mimo braku szczególnej relacji matki i syna, ta martwiła się o jego życie.

Świetliści czystej krwi tworzyli swoiste państwo. Od wieku wieków to właśnie Byunowie przewodzili całemu rodu. I wydawać się mogło, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jednakże... Władze stolicy nie raz i nie dwa próbowały ingerować w strukturę najidealniejszego rodu. A teraz, kiedy ród świętował zbliżającą się koronacje przyszłego władcy, stolica ponownie zaatakowała. Atak nie polegał na wrogich wojskach na obszarach potomków słońca, o nie. Nikt nie mógł pozwolić sobie na otwartą walkę ze Świetlistymi, nikt nie był na tyle silny. Ziemiści i Wodni mieli inny sposób.

Każdy z rodów trzymał się jednego, każdy. I choćby był to najobrzydliwszy sposób na powód do ataku, przebrzydła manipulacja i przyprawiająca o wymioty intryga, prawo jest prawem, śmierć brata możesz pomścić. A wykorzystać można to tylko na jeden sposób.

Tylko na jeden sposób. I Świetliści wiedzieli na jaki.

Ale czy opanują dumę i próżność, nie dopuszczając do tego, czego tak pragnęły inne rody?

***

Baekhyun podniósł głowę, oddychając ciężko. Jego twarz i kark były mokre, pot spływał mu również po piersi. Był przerażony. Sen wydawał się nad wyraz prawdziwy, był taki realny. Świetlisty widział wściekłą twarz matki, znaną tylko z wczesnego dzieciństwa i obrazów. Widział gniew ojca, jego agresję i strach poddanych. Oni już wiedzieli.

Wiedzieli, że go nie ma.

I nie spoczną, dopóki go nie znajdą. Martwego lub żywego, bez różnicy.

Ostatni | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz