Rozdział 16

131 10 0
                                    

„dlaczego nie pozwolisz mi

na rozwinięcie skrzydeł

przecież wiesz że

nie dotknę słońca

(zbyt dobrze znam

biografię Ikara)"

Almie Redafas

*

Na brak czasu cierpiałem również rano, biegnąc z tostem od Sakury w zębach do swojej własnej siedziby. Mayę odstawiłem już do szpitala i zajęła się nią Sakura, która tak łaskawie podzieliła się ze mną własnym śniadaniem. Dziewczynka zachowywała się jeszcze dziwniej niż normalnie, była jakaś przygaszona, na pytania odpowiadała krótko i cichutko i wciąż pytała, czy ten strażnik, który ją zabrał, był ważniejszy od niej. Nikt nie rozumiał, o co jej chodziło, nawet ona sama. Chyba naprawdę była zwariowana.

Po drodze musiałem jeszcze zahaczyć o dom Shikamaru i nie byłem z tego zadowolony. Co jak co, ale odwiedzin u niego raczej nie lubiłem.

Wpadłem na podwórko niedużego, parterowego domu, należącego do mojej prawej ręki i już powoli zbliżyłem się do drzwi. Zapukałem grzecznie.

- Czego?! – warknął kobiecy głos, dobywający się z wnętrza domu.

- To ja – odezwałem się. – Eee, mogę wejść?

- Nie, mój mąż śpi, spadaj, Naruto!

- Eee... ale twój mąż jest mi potrzebny. Temari, kochanie, no weź...

Drzwi otworzyły się raptownie i stanęła w nich jasnowłosa, piękna kobieta o gniewnym spojrzeniu. Cofnąłem się o krok. Dla mnie była ona straszna, zresztą, dla Shikamaru też.

- Czego ty znowu chcesz? - zapytała, unosząc wysoko brwi. Próbowałem się uśmiechnąć, ale mi nie wyszło.

- Twojego męża. Ale nie martw się, odstawie go wieczorem całego i zdrowego.

- Aha. Obiecanki-cacanki. Kto mi obiecuje od dłuższego czasu, że da mu wolne, hę? Wiesz, ile już czasu nie byłam w rodzinnej wiosce? – I szturchnęła mnie boleśnie palcem w pierś. Skrzywiłem się. Nie rozumiałem, dlaczego na widok tej całkiem urodziwej, niższej ode mnie istoty pocą mi się dłonie i mam ochotę uciekać.

- Temari, promyczku słońca... na razie nie mogę dać mu wolnego. Poczekaj, egzamin się skończy i się wybierzecie. Na razie jednak...

Zrobiła krok do przodu, a ja ponownie się cofnąłem. W tym momencie do naszych uszu doszedł jakiś gderliwy głos, który uskarżał się na upierdliwość porozrzucanych na podłodze zabawek i po chwili moim oczom ukazał się Shikamaru, w spodniach od piżamy, roztrzepany i najwyraźniej nie w sosie, skaczący na jednej nodze.

- Cholera, ile razy mówiłem, żeby zbierała te przeklęte graty... wlazłem na coś, nie wiem na co, ale się rozleciało... o! – Zdziwił się na mój widok.

- Cześć – jęknąłem słabo, bo jego żona wciąż stała nade mną z niezadowoloną miną.

- Czego chcesz? – Mina Shikamaru zmieniła się z ponurej na jeszcze bardziej ponurą.

- Próbuję wytłumaczyć twojej pięknej żonie dlaczego w tej chwili nie możesz dostać wolnego, oraz próbuję nakłonić ją, by wpuściła mnie do środka. Jesteś mi potrzebny, widzisz, wczoraj...

- Wiem. Sasuke tu wpadł. Później przyjdę.

Podszedł do Temari, objął ją w pasie i zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Jak ja kochałem tych ludzi! Normalnie ubóstwiałem, kiedy każde z nich miało w nosie to, co mówi do nich ich Lord Hokage!

Hiroetsu | NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz