Rozdział 25

109 7 0
                                    

"Nie, panie, nie: mam serce, ale chowam je na lepszą okazję. Kto zbyt hojnie szafuje tym bogactwem, tyle go roztrwoni wówczas, gdy trzeba było oszczędzać, że mu go zabraknie w porze, gdy trzeba być rozrzutnym."

Denis Diderot, "Kubuś Fatalista i jego pan"

*

Westchnąłem. Nie, żebym się nudził, ale patrzenie na eliminacje do ostatniego etapu egzaminu na chuunina w tym roku były jakieś takie... nudne? Nie mogłem znaleźć lepszego słowa. Biało-czerwone ciuchy, w które musiałem się ubrać, były strasznie denerwujące. Metka na plecach mnie gryzła i żałowałem, że nie poprosiłem Hinaty, by ją wycięła. W sali było strasznie gorąco. Zdjąłem z głowy czapkę i zacząłem się nią wachlować, opierając się o barierkę.

- Zjadłbym ramen... - szepnąłem do stojącej obok mnie Anko.

- Ja też... - przytaknęła mi, ziewając. Cofnęliśmy się oboje, gdy pomiędzy nami przeleciało kilka shuriken, wycelowanych w chłopaka, który wyskoczył w górę, by uniknąć wcześniejszego ataku dziewczyny, z którą walczył. Shuriken wbiły się w ścianę za nami.

- Dobrze! – zawołałem do walczącej parki, by dodać dzieciakom pewności siebie. Spojrzałem z uśmiechem na trójkę shinobi z Wioski Mgły, którzy akurat stali obok mnie, a tamci popatrzyli na mnie ze zdumieniem.

- Jak nastroje? – zagadnąłem uprzejmie. Lubiłem gadać z dzieciakami.

- Eeee... chyba dobrze, Lordzie Hokage... - powiedział jasnowłosy chłopak, uśmiechając się niepewnie.

- Ja podczas swojego pierwszego egzaminu nie mogłem się doczekać swojej walki! Ach, to były czasy!

Dzieciaki podskoczyły, słysząc huk i wszyscy razem wychyliliśmy się za brierkę, by zobaczyć, jak wielka chmura pyły unosi się ku nam, a z niej wypada, kaszląc, wspomniany już wcześniej chłopak. Po chwili dym opadł i zobaczyliśmy leżącą na potrzaskanej podłodze, nieprzytomną dziewczynę. Shikamaru, którego zagoniłem do sędziowania, oznajmił leniwym głosem wygraną chłopaka z Wioski Słońca.

Na ekranie nad nami wyświetliły się kolejne dwa nazwiska, a chłopak, który ze mną gadał, drgnął nagle. Jego przyjaciele poklepali go po plecach.

- Dasz radę... - szepnęła mu koleżanka z drużyny.

- No jasne, to będzie pryszcz... - powiedział do niego kolega.

Patrzyłem, jak chłopak schodzi na dół, ale myślami byłem daleko. Powodem braku mojej ekscytacji nie było wcale to, że te pojedynki były mało efektowne. Nudziłem się, bo nie znałem tych dzieciaków. Nic mnie z nimi nie łączyło. Dlatego, obserwując te pojedynki, wspominałem sobie walki moich dzieci podczas ich egzaminu. Tak, tamte pojedynki były ekscytujące. Pierwsza walczyła Mei, z kunoichi z Wioski Piasku. Poradziła sobie świetnie, byłem z niej dumny. Dwie walki później walczył Mintao, i oczywiście zwyciężył. Ale gwiazdą tamtego egzaminu, oczywiście, był Shan Uchiha. Nie, wcale nie dlatego, że jego walka była taka niezwykła. Chłopak wygrał bez problemu, po kilku minutach. A potem stanął pośrodku areny i oznajmił, że dla niego, jako członka klanu Uchiha hańbą jest wygrać z tak słabym przeciwnikiem i że ma zamiar się utopić. Oczywiście, wszyscy zaczęli się śmiać, bo uznali to za dowcip. Ja też... zamknąłem oczy, w których zebrały się wesołe łezki, ale już po chwili pożałowałem nieuwagi, gdyż poczułem, że tonę. Tak, Shan nie miał zamiaru tracić czasu na szukanie jeziora, by się utopić. Zrobił sobie z areny akwarium. Tamten egzamin przeszedł oczywiście do historii. Shan został zdyskwalifikowany i trzeba było przerwać eliminacje, by pozbyć się wody, bo Shan zalał całą salę po same brzegi. Młody Uchiha zdawał pół roku później, ale wcale się tym nie przejął. Stwierdził wesoło, że o jego umiejętnościach wcale nie świadczy jakiś tam egzamin. Natomiast Sasuke wściekł się, co łatwo było przewidzieć. Na szczęście pół roku później Shan zdał i Sasuke się uspokoił.

Hiroetsu | NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz