Rozdział 26

105 8 0
                                    

Cześć :-)

Przez chwilę mnie nie było, kwiecień okazał się dla mnie dość zajętym miesiącem, ale w maju znajdę już więcej czasu na publikowanie rozdziałów. Wracamy więc do poprawiania "Hiroetsu".

*

"Oto Ikar wzlatuje. Kobieta nad balią zanurza ręce.

Oto Ikar upada. Kobieta nad balią napręża kark.

Oto Ikar wzlatuje. Kobieta czuje kręgosłup jak łunę.

Oto Ikar upada. W kobiecie jest ból i spoczynek."

Stanisław Grochowiak

*

Papierkowa robota to była ta ciemna strona bycia Hokage. Ja i Ban babraliśmy się od rana w papierach, z małą przerwą na poinformowanie i wysłanie kilku drużyn na misje. Dwa razy zajrzał do nas Shikamaru, który pisał mi raport z egzaminu, ale jakoś mu nie szło. Nam, szczerze mówiąc, też tu nie szło. Ale myśmy nie mieli zamiaru się do tego przyznawać.

Po południu uporaliśmy się z nagromadzonymi zaległościami. Odetchnąłem, wyciągając się w fotelu i pozwoliłem Banowi odejść, gdy nagle coś przywaliło w moje okno. A konkretnie, we framugę od okna.

Wstałem i wyjrzałem. Pod oknem stał Shan Uchiha, podrzucając w dłoni kamień. Otworzyłem okno, ciesząc się, że celował we framugę i go nie wybił.

- Czego chcesz?! – zawołałem, wychylając się.

- Mintao i Kaju będą walczyć! Chce pan popatrzeć?

- Ooooo... pokłócili się?! – zainteresowałem się.

- Tak, ale nie wiem o co – zakrzyknął. – To idzie pan?

- Jasne, ktoś będzie musiał ich rozdzielić, w razie co.

Wyskoczyłem przez okno i dołączyłem do młodego Uchihy. Ruszyliśmy w stronę pól treningowych. Nie spieszyło się nam... a w każdym razie nie spieszyło się Shanowi, który chyba cieszył się odzyskaną wolnością.

- Odwołali ci szlaban? – zagadnąłem, uśmiechając się.

- Taaa... dzięki za to. Wiem, że to pan namówił Sharonę – rzekł chłopak, szczerząc zęby. Ręce wepchał głęboko do kieszeni. Włosy miał jak zwykle w nieładzie, ale dziś związał je z tyłu rzemykiem. Niektóre tylko kosmyki opadały mu na twarz. Wyglądał na zadowolonego z siebie.

- Uznałem, że jest ci coś winna – powiedziałem, śmiejąc się.

- Eeee... nie przejmuje się pan nią. Pan chyba najlepiej wie, jak ona się ma.

- Nienajlepiej... - mruknąłem cicho, a młody Uchiha pokiwał głową.

- Tak...- przyznał mi rację. Skręciliśmy z głównej ulicy w jedną z bocznych alejek. Zbliżaliśmy się już do celu naszej podróży i w nas obu narastało podniecenie. Nie wiem jak Shan, ale ja lubiłem oglądać walki Mintao i Kaju, choć często zdarzało się, że musiałem interweniować. Zdawałem sobie też sprawę, że Shan ściąga mnie tam właśnie dlatego. Uchiha bał się o Mintao i Kaju. Bał się, że może się to źle skończyć. Nie, żebym sam nie potrafił wyniuchać, gdzie się tłuką... ale lepiej było dmuchać na zimne. Zastanawiałem się tylko nad jednym. Czemu, do licha, wcale nie czułem, żeby ktoś przed nami walczył?

- Eeee... Shan, jesteś pewien, że oni walczą? – zapytałem.

- No, jeszcze nie walczą, ale zanim tam dojdziemy, pojedynek się już zacznie.

- Skąd to wiesz, nie czuję, żeby oni tam...

- Wiem i już – zachichotał. – Dobrze ich znam. Założyłem się nawet o to z Roppą. Biedny, straci kupę kasy!

Hiroetsu | NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz