Rozdział 16

124 10 25
                                    

Hidan wzniósł ręce ku niebu.

– Widziałeś kurwa?! Widziałeś jak rozpierdala te jebiące szczynami gównojady?! Jak się rozpieprzyły majestatycznie po ziemi?! Jashin–sama zakocha się w tym widoku, jak tylko spojrzy na swego najwspanialszego wyznawcę – szarowłosy obrócił głowę w stronę swojego najlepszego przyjaciela i uśmiechnął się głupio, a ręką przesunął po swoich śliniących od żelu kędziorach: – Aż mi chuj się jara. Och, Jashinie–sama daj mi kurwa swoje błogosławieństwo!

– Teraz potraktuję nimi coś większego hm! – zakrzyknął blondyn, spoglądając roziskrzonym wzrokiem na nieperfekcyjnie zlepione ptakopodobne figurki w szeregu poukładane na szafce. Parę z nich było trochę wymemłanych, bowiem w szpitalu Deidara obmacywał je, gdy zaistniało prawdopodobieństwo, że będzie musiał samodzielnie stworzyć sobie przejście do pomieszczenia z Itachim. Teraz jednak…

Blondyn zakręcił się na obrotowym krześle, na co jego mózg zareagował ostrzegawczo. Wzrokiem artysta omiótł pomieszczenie; zagracone łóżko, zakurzone pudła wysunięte na środek podłogi, różne magazyny Jump, o których lubił dyskutować z Hidanem i które zazwyczaj rozstrzygały ich spory związane z anime. Deidara sięgnął teraz po jeden, który niefortunnie został rzucony na ziemię w ten sposób, że okładka zdążyła się już pomiąć. Chciał jeszcze chociaż raz zagłębić się w słodkiej, radosnej przeszłości, kiedy jego największym zmartwieniem było to, czy zdąży kupić nowe wydanie magazynu przed swoim najlepszym przyjacielem. Wiedząc w dodatku, że jeśli jutro zawiedzie, to raczej już sobie niczego nie poczyta… zagłębił się w pierwszym lepszym tekście, na jaki natrafił.
   
    
        
Idioci, idioci byli wszędzie. I oni wszyscy zdawali się bardzo dobrze bawić czy to nieświadomi możliwej obecności mordercy w tym samym budynku, czy to może ucieszeni czymś takim niezwykłym. Tobirama, pomimo że nie widział ich twarzy, ponieważ zakrywały je przeróżne maski, słyszał wesołe rozmowy i zdążył zauważyć, jak świetnie młodzież się bawiła. Czasem tu i ówdzie przewijali się nawet ludzie, którzy zdawali się naśladować wygląd Obito Uchihy, żeby nie nazwać tego cosplayem. Co najmniej jakby Obito był celebrytą w niektórych ugrupowaniach.

Zmieszany, zrezygnowany i rozdrażniony. Taki czuł się albinos tego dnia, snując się udekorowanymi odświętnie i lekko zaciemnionymi korytarzami szkolnymi. Nie wiedział właściwie, dlaczego zgłosił się do pilnowania porządku podczas tego wydarzenia. Prawdziwa tożsamość mordercy była już wszystkim znana, a wcześniej tyle razy tracił sposobność na rozmowę ze swoim uczniem, iż jego intencje w stosunku do niego podupadły i cała sytuacja zdawała mu się sennym i niespełnionym marzeniem z przeszłości; jakby odmówił słodyczy podczas wizyty u swojej babci, a potem tego żałował, ale wstyd byłoby się dopytywać o słodkości po wcześniejszych słowach. Senju już właściwie nawet nie wiedział, co takiego chciał przekazać Obito. Zgubił się kompletnie w swoich dobrych zamiarach w stosunku do niego.

Teraz jednak miał innego swojego ucznia na oku i to w zasięgu ręki, z którym bez problemu mógł podyskutować i dopilnować, aby nie zrobił nic, czego później mógłby żałować. Może to dlatego zgłosił się, aby doglądać dzieciarnię w takie niecodzienne wydarzenie? Ostatecznie był pewny tego, że spotka Deidarę podczas imprezy. Trochę się namęczył, naspacerował i zdążył opierdzielić jakiegoś chłopaka za używanie zapalniczki na terenie szkoły, nim w końcu spostrzegł blondyna.

– Co… Co ty masz na czole? – to było pierwsze, co wydusił z siebie, podchodząc powoli do niego.

– To jest symbol Jashina–samy, sensei – artysta uśmiechnął się tak ni to radośnie, ni to z marnie skrywaną złośliwością. Potem wypiął dumnie pierś i uderzył się w klatkę piersiową: – Będę mieć nad sobą boską opatrzność przez całą noc.

Księżyc Świeci Na Czerwono (T/ObiDei) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz