Epilog

100 8 13
                                    

Rozpadało się, a Deidara nie miał parasola.

Krajobraz wokół poszarzał pod wpływem rzęsistego deszczu. Nagrobki, samotne drzewa i sylwetki różnych osób przygnębiająca pogoda objęła równie przygnębiającą mgiełką, a wilgoć wręcz kręciła się w nosie. Zimne krople nie oszczędzały żadnej odkrytej powierzchni w tym głowy artysty i ciała. Szykowne ubranie chłopaka prędko robiło się coraz ciemniejsze, lecz ten nie panikował i nie szukał dachu, ponieważ sądził, iż była to niezwykła strata czasu. Stanie w ścisku z grupką ludzi, których po raz pierwszy zobaczył dopiero dzisiejszego dnia i którzy z pewnością zaczęliby mu truć jak to im przykro czy jak gorąco mu współczują, również nie wydawało mu się przyjemną perspektywą.

– Ale gówno hm – wymamrotał skwaszony, marszcząc wyraźnie brwi, kiedy woda ciurkiem spłynęła mu po twarzy. Chłód już sięgał jego pleców i biednego, zmokniętego artystę przeszły niemiłe ciarki po kręgosłupie, gdy nagle nad jego głową pojawił się znikąd zbawczy parasol.

– Zaiste, drogi Deidaro. Żeby wykazać się taką głupotą i pomimo tego, iż opady wisiały wyraźnie w powietrzu od rana, nie zabrać niczego do osłony przed nimi, to doprawdy nieszczególnie... rozumne działanie. Twoje przysłowiowe gówno.

Deidara rozpoznał ten głos i zwrócił się z krzywym uśmiechem do jego właściciela:

– Nie moja wina hm! Parasol mi zniknął tak kiedyś, a miałem ważniejsze rzeczy do roboty niż szukanie sobie nowego. Wie, sensei, życie prawdziwego artysty wymaga wielu poświęceń. Te wszystkie figurki i wybuchy nie zrobią się same i nie mogę ich zaniedbać. Zresztą, sensei! Wreszcie staram się dostać do prawdziwego plastyka, więc muszę pracować trzy razy więcej niż normalnie.

– Wiem. Słyszałem to od ciebie ze sto razy. Obawiam się, że cała szkoła już nawet o tym wie.

– Dla artysty to dobrze, że będzie popularny! – Deidara rozpostarł gwałtownie ręce, niemalże trafiając przy tym Tobiramę w twarz. – Wtedy większa ilość ludzi będzie mogła ujrzeć prawdziwą sztukę. Nie te wszystkie przereklamowane bazgroły na gnijących kartkach czy tym podobne śmieci. Sztukę! Prawdziwą sztukę! Sztuka to wybuch hm!

– Wydajesz się dzisiaj w dobrym humorze – stwierdził Senju, a Deidara posłał mu już milszy uśmiech, taki jaki lubił posyłać niekiedy swoim przyjaciołom.

Sensei był zobaczyć Hidana? – blondyn przechylił lekko głowę: – Ci ludzie, wie sensei, od przygotowywań zrobili z niego lepsze ciacho niż za życia. Ani trochę nie było widać po nim tego... pływania w rzece. Hidanowi na pewno spodobałoby się, gdyby się zobaczył. Poza tym jego kumple od Jashinizmu zrobią mu prawdziwy rytualny, jashinistyczny pogrzeb hm! Wyobraża sobie, sensei?!

– Nic sobie nie wyobrażam – burknął, chociaż w jego umyśle pojawiła się wizja przedstawiająca emo dzieciaki, odprawiające satanistyczne orgie nad trupem. Mężczyzna potrząsnął głową, otrzymując w ten sposób zdezorientowane spojrzenie od swojego ucznia: – Mam parasol. Jeśli chcesz, mogę odprowadzić cię do domu. Mam dzisiaj wolne i nigdzie się nie spieszę.

– A, sensei, pana chłopak nie będzie zazdrosny, hm...?

– Nie wiem, o czym mówisz – Tobirama zmieszał się nieco.

– Tym razem ubiegłem senseia! – Deidara wypiął dumnie pierś: – Ach, błędem było targanie tu tego kolesia ze sobą! Widziałem jak podczas tego idiotycznego przemówienia dyra, jak bardzo go smuci śmierć podopiecznych... A w ogóle nie powinien się wypowiadać hm! Gówno wiedział o swoich podopiecznych. Nawet nie wspomniał o religii Hidana i... ale wracając do tego, co mówiłem, sensei, wtedy przyuważyłem kto z senseiem stoi! A te takie włosy jak krzaczory trudno przeoczyć. Więc potem obserwowałem krzaczorki i zobaczyłem jak typuś daje senseiowi buzi w policzek. To dopiero was zdradziło hm! Sensei już się nie wywinie z własnej gejozy.

Księżyc Świeci Na Czerwono (T/ObiDei) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz