Rozdział 4

248 21 58
                                    

Kręgosłup jest naprawdę, naprawdę ważny dla ciała człowieka.

Podtrzymuje on przecież cały szkielet, a jeśli zostanie uszkodzony, to może zrujnować ci się całe życie.

To wie każdy. Obito również wiedział.

I dlatego, z łatwością mógł stwierdzić, że po tym, co usłyszał od Deidary, czuł się jakby sobie taki psychiczny kręgosłup połamał. Wprawdzie wciąż mógł myśleć, lecz zwyczajnie był w fatalnym stanie. Przeto nigdy wcześniej nie miał tak bardzo beznadziejnego nastroju, by przez parę następnych dni nie próbować postawić choćby kroku w stronę szkoły.

Z tego wynikało, iż został w domu. Wpierw porządnie się tam wypłakał i wylamentował. Dopiero po paru ciężkich godzinach nie mógł wydusić z siebie już żadnej łzy. Jakby się skończyły. Nie wiedział czy to możliwe, ale specjalnie się nie zastanawiał. Jedyne, co zajmowało jego myśli to Deidara.

Ten blondyn. Artysta. Jakiż on dawniej wydawał mu się doskonały i najlepszy pod słońcem! Istny ideał! Stał wtedy w jego oczach na równi z każdym bóstwem, albo i o wiele wyżej. Gdyby chciał potrafiłby zbudować mu całą świątynię, byleby zdobyć jego serce.

A teraz? To wszystko zniknęło, jak tylko poznał prawdę o swej sympatii. Widział w niej kogoś, kto nie był świadomy swego zepsucia. Jego senpai potrzebował pomocy. I to jak najszybciej. Niezwłocznie. Teraz to stało się priorytetem! Trzeba było za wszelką cenę uświadomić mu, co jest prawe, a co nie. Im więcej o tym myślał, tym bardziej wydawało mu się, że jest to właśnie to, co powinien uczynić.

Tak bardzo zagłębił się w swoich postanowieniach i zwycięskich wizjach, iż bokiem wyleciała mu już reszta obowiązków. Bo, po co miał przejmować się nauką bądź czymkolwiek innym, jeśli póki, co najważniejsza była jego miłość? A z pewnością nie przeszło mu przez głowę, że ktokolwiek będzie się o niego martwił.

Jednak się martwili. Pierwszy do tego palił się Tobirama, którego wkrótce po swoim wyczynie z wyznawaniem miłości całkowicie obsypał się poczuciem winy. Zdał sobie sprawę, że to był istnie koszmarny pomysł. Nawet nie chodziło o różnicę wieku, ale on przecież był z Madarą, prawda? Przeto pod żadnym względem nie chciał go zdradzać. Zaczął zastanawiać się, co on sobie myślał w tamtym momencie... Jeśli w ogóle myślał, a miał do tego wielkie wątpliwości.

Jeszcze większe wyrzuty sumienia dopadły go następnego dnia, gdy spostrzegł, że Obito jest nieobecny na zajęciach. Nie wiedząc o całej tej niefortunnej sytuacji z Deidarą łatwo obwinił się za wszystko.

Oczywiście, z zewnątrz wciąż zdawał się taki sam. No... może trochę łatwiej się irytował, ale jakoś od normy szczególnie to nie odbiegało. Starał się też subtelnie zwracać uwagę na tego całego Kakashiego. Chłopcy często rozmawiali we dwójkę, choćby na jego lekcjach, więc musieli być przynajmniej kolegami. A to już coś. Powoli, powoli Senju chciał dowiedzieć się, co z młodym Uchihą.

Musiałby zrobić się bardzo rozczarowany, gdyby dowiedział się, że jego trudy na nic. Sam Hatake nic zbytnio nie wiedział. Od tamtej rozmowy i zadowolonego skomlenia, że brunet wyzna miłość swemu senpaiowi, siwek nie dostał najmniejszego znaku życia od przyjaciela. Uznawał to za przedziwny omen i domyślał się, że jego kumpel prawdopodobnie dostał kosza, więc nie przyszedł do szkoły. Szczerze mówiąc spodziewał się czegoś podobnego. Nie zamierzał jednak zaczepiać kolegi, póki ten z własnej woli nie będzie miał ochoty rozmawiać. Uważał, iż Obito najpierw sam musiał przeboleć to, co się stało.

Nie miał też serca rozmawiać z nim, po tym jak jemu udało się w kwestii miłości. Jeśli można tak określić to, co czuł to swojej koleżanki.

Księżyc Świeci Na Czerwono (T/ObiDei) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz