Rozdział 12

136 13 37
                                    

A więc stali sobie trzej Uchiha w jednym pomieszczeniu.

Pierwsze co przeszło Itachiemu przez myśl to to, że jego ukochany braciszek wcale nie wygląda, jakby był przetrzymywany wbrew swojej woli przez zamachowca. Ten błysk w oku i te wszystkie… Papierowe samolociki? Spojrzał pod swoje nogi. Akurat deptał jeden z ich, więc cofnął się o krok, aby już tego nie robić. Teraz był nieco skołowany. Ale może widocznie przestępcy mają w zwyczaju zajmować się origami.

– Dzień dobry – rzekł po chwili, podnosząc wzrok z papierowych tworów na swojego aktualnego wroga. – Przyszedłem...

– Najpierw ja chcę coś powiedzieć! – przerwał mu Sasuke, na co Obito spojrzał na swojego współudziałowca z nerwem. – Wiesz, dlaczego tu jesteś? Bo naprawdę cię nienawidzę! Ignorujesz mnie i masz wypieprzone na całe moje życie! Więc w takim razie skoro ty mi tak robisz, to ja się zemszczę! Dostaniesz w to samo miejsce co ja zawsze, tylko nożem, a nie palcami ty sukins… –

Obito zdążył wepchnąć mu dłoń na usta, a moment później chłopak zaczął się szarpać. Teraz zamaskowany mężczyzna był po prostu wściekły. Na tyle wściekły, aby zagapił się na swojego wspólnika, zastanawiając się, czy skręcić mu kark. Wiedział, że to nie tak miało być i widział, jak jego mały, głupi towarzysz w ciągu parunastu sekund psuje mu wszystkie plany czy może większość, prawdopodobnie w ogóle nie zastanawiając się, co wyprawia. Wszystko miało być inaczej. Przynajmniej Itachi… Gdzie on się podział?

Teraz Obito porządnie spanikował. Puścił swojego małego podopiecznego i zwierzęcym wzrokiem spojrzał to w prawo to w lewo. Po młodym mężczyźnie nie było śladu, natomiast Sasuke rozcierał sobie twarz, mrucząc coś pod nosem. Po chwili zwrócił wzrok na kompana:

– Uh… Chyba mnie poniosło… – wymamrotał.

– Chyba? – najchętniej starszy Uchiha rzeczywiście wykręciłby młodszemu kark w tej chwili, jednak stwierdził, że teraz ma na celowniku bardziej priorytetowe sprawy. Choćby pozbycie się Itachiego, który żywy mógł całkowicie zrujnować wszystko, co do tej pory udało mu się osiągnąć. Dlatego też jedynie potrząsnął głową, po czym warknął:

– Z resztą nieważne teraz! Itachi nam ucieknie! – wysilił się specjalnie, aby wydobyć z siebie to "nam", a następnie rzucił się szukać Uchihę. Nie było tu raczej gdzie się ukryć, a nieostrożna ucieczka groziła uszczerbkiem na zdrowiu, dlatego Obito sądził, że jego ofiara za daleko na razie zwiać nie mogła. Jeśli oczywiście nie zdążyła już wpaść w jakąś dziurę w podłodze.

I w pierwszej kwestii miał rację. Itachi był świadomy, że ten cały budynek jest w jakimś stopniu jedną wielką rujną. Nie chciał umierać i nie zamierzał samodzielnie się do tego przyczynić przez nieuważne stąpanie. Dlatego też patrzył, na co włazi, nawet jeżeli zajmowało to więcej czasu. Nieustanne nękało go przy tym wrażenie, że ktoś jest tuż za nim. Z tego, co udało mu się wywnioskować ze słów młodszego braciszka, groziło mu wielkie niebezpieczeństwo. I to nie wyłącznie ze strony krewniaka, ale również tego drugiego nieznajomego. Dlatego właśnie najrozsądniej było uciekać. Najlepiej w zaludnione miejsce. Tam może nawet sobie odpuszczą… ostatecznie skoro uparli się na spotkanie w opuszczonej fabryce, prawdopodobnie zależało im na dyskrecji.

Itachi ogólnie rzecz biorąc, był osobą, która szybko potrafiła się rozeznać w sytuacji i myśleć w miarę spokojnie, nawet w takich krytycznych okolicznościach, i wysłuchując zza siebie kroków pościgu, które teraz jego uszy wyraźnie wyłapywały.

Mimo to udało mu się wybyć na zewnątrz. Pozwolił sobie przez krótki moment odetchnąć świeżym powietrzem, a następnie kontynuował bieg. Teraz skierował się w stronę miasta. Wkrótce z fabryki wypadł najpierw Obito, a następnie nieco zdyszany Sasuke.

Księżyc Świeci Na Czerwono (T/ObiDei) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz