𝐭𝐰𝐞𝐧𝐭𝐲 𝐨𝐧𝐞

2.8K 183 73
                                    

Dosłownie wszędzie wokół latały zaklęcia. Harry zdążył zobaczyć już wszystkich swoich znajomych, którzy na szczęście radizli sobie z przeciwnikami, ale oczywiście sam też pomagał jak mógł, gdy ze zdziwieniem zauważył, że żaden Śmierciożerca nie atakuje akurat jego. Nie podobało mu się to, skoro Voldemortowi to akurat o niego chodziło. Z jakiej racji ktoś ma umierać - bo nie oszukujmy się, ofiary na pewno będą - jeśli Czarny Pan chce właśnie jego? Rzucił kolejną drętwotę, expelliarmus, a nawet pokusił się na sectumsemprę za co dostał oszołomionę spojrzenie od Pansy, która akurat była obok, ale nic sobie z tego nie robił, bo bylo to w tym momencie całkowicie nie ważne.

Zauważył również Seamusa Finnigana oraz Deana Thomasa walczących ramię w ramię z jakimś wysokim Śmierciożercom, a nawet Neville'a Longbottoma, pomagającego w walce Lunie Lovegood. Zaatakował od tyłu jednego z rodzeństwa Carrow, a następnie Antonina Dołohow'a.

Po prostu walka toczyła się w najlepsze, a przy samym moście prowadzącym do Hogwartu stał Lord Voldemort, obserwując poczynania swoich popleczników. Jednak niedługo później to wszystko m się znudziło i postanowił ogłosić to po co przyszedł.

Nagle wszyscy usłyszeli jakby świat się wyciszył, przez co nawet Śmierciożercy przestali atakować, a druga strona znieruchomiała zdezorientowana. Po chwili w ich umysłach rozległ się syczący, zimny szept:

- Wydajcie mi Harry'ego Pottera a nikomu nie stanie się krzywda. Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a zostawię szkołę w spokoju. Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a zostaniecie wynagrodzeni...

Po tych słowach ponownie rozpoczęła się walka. Dobra strona owszem, chciała koniec bitwy, to było oczywiste, ale oni mieli trochę rozumu, aby nie wydawać Harry'ego, bo tak naprawdę Voldemort składał tylko puste obietnice. Mając go żywego mieli szansę na przeżycie wydając go, spisywali siebie na klęskę.

Harry złapał się za bliznę, sycząc głośno przez zaciśnięte zęby. Aktualnie toczył wewnętrzną walkę z samym sobą, korzystając z chwili, że nikt go nie atakuje. Domyślał się tego, że kiedy umrze to ludzie mogą stracić nadzieję, a Pansy się załamie. Draco... podejrzewał, że też, mimo kłótni. W tym momencie uświadomił sobie, że nawet się nie pogodzili, a jak któryś z nich umrze bez zgody to sobie tego nie wybaczy. Chciał pobiec w celu poszukania go, ale zatrzymała go ręka na ramieniu. Odwrócił się lekko przestraszony, że to może być jakiś Śmierciożerca, który ma dziwne zwyczaje i nie atakuje od razu czarem, ale na szczęście okazało się, że to tylko Regulus.

- Mam nadzieję, że nie wybierasz się prosto w ramiona gadziej mordy - powiedział, rzucając kolejne zaklęcie na poplecznika Voldemorta, który biegł w ich stronę.

- Nie, ja... - przerwał im głośny huk z zewnątrz. - Chciałem iść poszukać Draco.

- To nie jest najlepszy pomysł - powiedział Black, przegryzając wargę. - Sam chcialem poszukać was dwóch i nie mogłem go znaleźć.

- To tymbardziej muszę iść go poszukać - zaniepokoił się jeszcze bardziej Harry.

- Wydajcie mi Harry'ego Pottera a nikomu nie stanie się krzywda. Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a zostawię szkołę w spokoju. Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a zostaniecie wynagrodzeni... - słowa Voldemorta ponownie rozległy się w ich umysłach, a Potter ponownie złapał się za bliznę, która zaczynała krwawić.

- Wszystko w porządku? - zapytał Regulus.

- Głupie pytanie - prychnął Harry, odrywając palce od czoła, aby zobaczyć jak bardzo krwawi. Black szybko wywrócił oczami, po czym rozejrzał się wokoło.

- W każdym bądź razie... pamiętaj, że mimo iż wylądowałeś w ,,tej rzeczywistości" przez co tak naprawdę poznawaliśmy się od nowa to tak czy siak pokochałem cię niczym młodszego brata, bo nie jest jednak aż tak stary żebyś mógł mnie nazywać ojcem - uśmiechnął się.

- Ja... dziękuję. Naprawdę. Za to wszystko i że szczerością mogę przyznać, że również xie pokochałem jak brata - zaśmiał się cicho. - Jednak myślę, że musiny zakończyć te jakże wzruszająca chwilę, bo... sectumsempra!... Śmierciożercom chyba znudziło się atakowanie wszystkich po za mną.

- Jasne. Swoją drogą kiedyś mi musisz opwoiedzoec historie skąd znasz to zaklęcie - powiedział Regulus, unosząc jedną brew, a chwilę potem znikł w tłumie.

Harry ponownie zaczął rzucać zaklęciami na popleczników Voldemorta, już otwarcie z nimi włączyć, gdyż ci również zaczęli go atakować i ukrycie zaczął się kierować na plac przed głównym wejściem do Hogwartu, gdzie czekał Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Rzucił kolejną sectumsemprę, którą szczerze polubił, mimo, że była trochę okrutna, po czym schował się za jednym z filarów, oobserwując wolną drogę do wyjścia ze szkoły. Gdy nadarzyła się ta okazja, biegiem rzucił się na dwór, gdzie panowała ciemność, oświetlana tylko przez księżyc i przelatujące wokoło zaklęcia. Z przerażeniem zauważył trupy leżące na ziemii, nie tylko te w czarnych pelerynach, należącym do tak zwanej złej strony. Biegł ile sił w nogach przed siebie, w to jedno, wyznaczone miejsce, aby nikt nie zdążył go zatrzymać, tym samym unikając wszystkich zaklęć, rzucanych w jego stronę. Zatrzymał się kilka metrów przed Lordem Voldemortem, który uśmiechnął się zwycięsko na jego widok i ruchem ręki zatrzymał wszystkie poczynania swoich popleczników, tym samym zwracając na siebie uwagę reszty czarodziei.

- Harry Potter... no kto by pomyślał...

- Harry nie! - usłyszeli krzyk Draco, który wyszedł przed cały tłum, z zaszklonymi oczami.

- Milczcie wszyscy! - zagrzmiał Czarny Pan. Harry spojrzał na Malfoy'a i... po prostu się uśmiechnął, a następnie spowrotem przerzucił wzrok na Sami Wiecie Kogo.

- Oh na czym ja to skończyłem... no tak. Harry Potter... miło, że w końcu się zdecydowałeś. Hmm... Chłopiec, który niegdyś przeżył, umrze teraz - powiedział zimnym głosem. - Avada Kadavra!

Dokładnie w tym samym momencie Harry wypowiedział to samo zaklęcie. Oba zielone promienie zetknęły się, tworząc ogromne widowisko dla stojącego wokół tłumu. Łączenie dwóch zaklęć co chwilę przesuwało się w stronę zarówno Pottera jak i Voldemorta, przez co trudne było określenie wygranej.

Draco wgapiał się w sylwetkę swojego chłopaka, próbując nie myśleć o tym co się stanie, kiedy jednak zaklęcie Czarnego Pana będzie silniejsze. Pansy obserwowała całe wydarzenie nawet bez mrugnięcia okiem, będąc przerażona tym, że może stracić przyjaciela.

Nagle oba zaklęcia jakby zyskały na sile, po czym wyrzuciły obu wrogów do tyłu. Czarodzieje wyglądali jakby nie wiedzieli co się właśnie stało. Voldemort po chwili po prostu przemienił się w proch, co tak zwana jasna strona uznała, za wygraną, a większość Śmierciożerców aportowało się, uznając, że bez swojego Pana nie mają szans.

W całym tym zamieszaniu był również Draco oraz Pansy, którzy po zniszczeniu Voldemorta praktycznie od razu rzucili się się Harry'ego. Malfoy przytulał ciało Pottera, nie zwracając uwagi na łzy lecące po policzkach, a Ślizgonka nadaremno próbowała pocieszyć blondyna...
























Słowa: 1031



new reality // drarry ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz