Rozdział 1

794 36 58
                                    

Evie aktualnie siedziała rozmawiając sobie miło z babcią w ogródku, która jakieś dziesięć minut temu wyrzuciła jej rodziców i siostrę z domu ponieważ wyzywali jej młodszą wnuczkę.

- Babciu... - przerwała gdy Ophelia zaczęła wchodzić w temat o tym jak poznała jej dziadka który niestety umarł na raka.

- Tak kochanie? - zapytała kobieta wnuczki.

- Dlaczego ty mnie właściwie chcesz? Co ty we mnie widzisz? - zapytała.

To było pytanie które dręczyło ją ciągle. Nie potrafiła tego zrozumieć, bo reszta rodziny która wiedziała o tym kim jest, nie potrafiła tego zaakceptować.

- Oj Evie, Evie... - powiedziała staruszka kręcąc głową z niedowierzaniem. Harris nie do końca rozumiała o co jej chodzi lecz nie skomentowała tego. - Reszta jest zazdrosna dlatego że oni też chcą być tacy jak ty - powiedziała jeszcze dla pełnej pewności krukonki wskazując na nią palcem. - Nie pamiętasz jak dostałaś list z tej szkoły i Zoe chciała Ci go zabrać? - zapytała Baker przypominając sobie opowieść dziewczyny, co udzieliło się również jej.

- Pamiętam - odparła cicho dziewczyna. - Ale dlaczego traktują mnie jakbym nie wiadomo co zrobiła? - zapytała, dalej tego nie rozumiejąc.

- Właśnie przed chwilą Ci powiedziałam! - odparła jej kobieta, po czym zapadła cisza.

Dziewczyna nie wiedziała do końca co o tym myśleć, bo z tego co wynikało z tego co mówiła Baker była jedna jedyna opcja którą brunetka widziała, a nie pomyślała by i tym w najśmielszych snach.

- Zazdroszczą mi? - zapytała prawie nie usłyszalnie po dłuższej ciszy.

- Dokładnie! - odparła jej zadowolona staruszka, że wnuczka jednak jej słucha.

- Czego? Że jestem szlamą? Nie ma co zazdrościć - westchnęła krukonka, patrząc na swoje palce, którymi zaczęła się bawić.

- Czym? - zapytała kobieta lecz dziewczyna milczała. - Szimą? Szamą? Szleną? No powtórz to słowo! Wiesz o co mi chodzi! - zbulwersowała się kobieta.

- Szlama - powtórzyła Evie tak jak powiedziała jej babcia.

- Szlama? - zdziwiła się Ophelia. - A co to znaczy? - dopytywała kobieta, na co dziewczyna trochę się zmieszała.

- Szlama... Eee... To coś takiego jak brudna krew. Dzieci mugolaków, które same są czarodziejami, są tak wyzywane - odparła bez emocji.

- Brudna krew... Mugole... Czekaj co? - zapytała zdezorientowana Ophelia, patrząc na krukonkę jak na wariatkę.

- Mugole czyli nie czarodzieje.  Czystokrwiści, czyli Ci w których nie ma mugoli, półkrwi czyli Ci którzy są mieszanką mugola i czarodzieja, a brudnej krwi czyli dzieci tylko mugoli - odparła brunetka. - Rozumiesz? - zapytała babci Evie, lecz kobieta nie odpowiedziała najwyraźniej analizując informacje.

- Ale to bzdura! - krzyknęła po tym jak już wszystko zanalizowała. - Nie istnieje coś takiego jak brudna krew! - wydarła się na cały ogródek.

- Babciu nie krzycz! Jeszcze się dowiedzą kim jestem! - dodała już trochę ciszej dziewczyna, mając na myśli sąsiadów.

- Jejku dobrze, dobrze - mruknęła nieprzekonana Ophelia. - Ja mam rozumieć że ty się nie przejmujesz tym co te tępaki gadają? - zapytała ją kobieta.

Jej babcia nie wiedziała że dziewczyna początkowo miała to gdzieś co nie spodobało się dzieciom czystej krwi a przede wszystkim Darrenowi Sanders. Był on z jakieś trzy razy większy od niej i jeszcze jak by było mało miał - jak ich nazywała - swoich goryli.

Oh stul się Black ~ Regulus BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz