7. Co teraz, Pani Miraculów?

1K 121 84
                                    

"Nazwała mnie moim kotkiem!"-pomyślał chłopak, czując, jak po  jego ciele rozlewa się przyjemne ciepło. Wciąż kręciło mu się w głowie od kocimiętki i miał świadomość, że ta kocia zabawa nie zostanie mu zapomniana.  Już widział, jak naśmiewa się z niego Plagg. Ale jeśli miał być szczery,  to nie żałował  tego. Wszystko było warte tej chwili, gdy Mari z taką czułością nazwała go swoim. Chwilę jeszcze siedzieli w  tej pozycji, kot rozkoszując się bliskością dziewczyny, Marinette zaś nurkując w swoich własnych myślach.  Zamyślona, nieświadomie cały czas delikatnie go głaskała. 

-Może dość już czułości? Chyba zapomnieliście o najważniejszym kocie w tym domu. Jestem głooodny.-do rzeczywistości przywrócił ich chrypliwy głos czarnego kwami. 

-Plagg! Nie teraz, nie widziałeś że to był prywatny moment? Masz w sobie tyle wyczucia co zdechła dżdżownica.- prychnęła Tikki. 

Ciemnowłosa zachichotała. Coś w zachowaniu stworków przypominało jej relację Biedronki i Czarnego Kota. 

-Nic nie szkodzi, i tak nie powinnam marnować czasu.- powiedziała, po czym wstała i podeszła do biurka. Zajrzała do kosza z serami i ze zdumieniem zarejestrowała, że był pusty.

-Plagg? Czy ty zjadłeś 3 kilogramy sera w dwa dni?

-Nawet więcej. Znalazłem jeszcze dwa krążki Camemberta w jedej z szafek na dole.- Odparło kwami, dumnie wypinając pierś. 

-Grzebałeś mi w kuchni?!- Dziewczyna zaniemówiła. Tikki nigdy nie przeszukała jej szafek, a mieszkała z nią już długo. Plaggowi zajęło to niecałe  trzy dni.

-No właśnie. Co też głód robi z kwami...Wyzwala najdziksze instynkty! Ale zrozum, byłem bliski śmierci!- Na to zawodzenie Marinette przewróciła oczami. Już wiedziała, po kim Czarny Kot bywa taki melodramatyczny. Przynajmniej apetytu po nim nie odziedziczył, bo by zbankrutowała.

-Trudno.  Zjadłeś, to nie ma. Dopiero jutro dostaniesz ser, dzisiaj zostały ci paszteciki.- ją samą zaskoczyła stanowczość jej słów. Czarna kulka rozpaczy opuściła uszy, klapnęła na talerzu i zaczęła jeść, biorąc bardzo powoli malutkie gryzy i dając jasne oznaki focha. Szybko jednak mu przeszło, ponieważ poczuł niebiański smak wypieków z najlepszej piekarni Paryża. Następne kęsy były już prędkości światła.

Dziewczyna patrzyła na to, kręcąc z niedowierzaniem głową. Chciało jej się śmiać, gdy zobaczyła zdegustowaną minę Tikki. Siedziała na swoim ulubionym  miejscu, czyli ramie łóżka, trzymała w łapce makaronik  i wpatrywała się w Plagga, mordując go wzrokiem. "Oni się albo kochają, albo nienawidzą"- pomyślała Mari, prychając pod nosem. Jej uwagę jednak przyciągnął Kot, wciąż siedzący na dywanie w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Wyglądał na smutnego. Niewiele myśląc, wzięła go na ręce.

-Chodź kotku, czas otworzyć szkatułkę. Bez ciebie się boję. Będziesz moim wsparciem, dobrze?- te słowa, wypowiedziane miękkim i czułym głosem, otuliły serce chłopaka i odgoniły złe myśli. Marinette nawet nie była świadoma, jak kojąco działa na Chata. Usiadła na fotelu i przysunęła się do biurka, sadzając zwierzaka na kolanach. Już przestała się zastanawiać czy jest to właściwe i jak to przełożyć na kontakt międzyludzki. Jej intuicja podpowiadała jej, że on tego potrzebuje, więc po prostu to robiła.

Trzęsącymi się ze stresu rękami sięgnęła po szkatułkę. Nie miała pojęcia co robić. Dłonie zawisły jej nad przedmiotem, zrobiło się jej zimno i zmarszczyła nos. Przez głowę przepływało jej teraz milion myśli, rozważając co może pójść nie tak.

"Cóż, jedno jest pewne. Kwami nie da się zabić, miraculów nie da się zniszczyć. Cokolwiek się stanie, źle nie może być."- pomyślała. Przypomniała sobie jednak, że miraculum pawia jest uszkodzone, więc coś popsuć się da, a jej żołądek zawiązał się w supeł. "No chyba, że jest się Marinette Dupain-Cheng. Wtedy wszystko jest możliwe." Ta myśl zdenerwowała ją jeszcze bardziej.

Czarny Kot [Miraculous] [Marichat]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz