11. Jesteś zazdrosny, prawda?

916 86 190
                                    

Gdy znaleźli stoisko z lodami, obydwoje byli już roześmiani. Wprawdzie przez większość czasu to Marinette coś mówiła, ale nie przeszkadzało im to. Mówiąc szczerze, nastolatka nawet nie zwróciła na to uwagi. 

-"Ja jestem Andre i każdy wie, że serca łącze dwa. Kto lody me zje, zakocha wnet się. Tak działa lodowa magia."- zanucił swoją melodyjkę sprzedawca, widząc parę.

-Tu już nie potrzeba magii, ta dziewczyna kocha go na zabój.- mruknął pod nosem Felix, zerkając z ukosa na rozanieloną niebieskooką. Właściwie to czuł lekką zazdrość, wiedząc, że tak naprawdę jego nigdy by nie pokochała. Wzdrygnął się, odrzucając te myśli. Teraz BYŁ nim. Miał ją w garści. 

-Co mówiłeś?- zapytała Mari, nie rozumiejąc nic z jego wypowiedzi.

-Nic, nic. Zastanawiałem się jakie smaki dostaniemy, Księżniczko.- zauważył, że nazywanie jej tak powodowało natychmiastowy rumieniec, więc z tego korzystał.

-A to ciekawe. Tyle na was czekałem, różne smaki wymyślałem. Teraz niby znana mi już para, lecz intuicja inne smaki mi podpowiada. Nigdy tak nie miałem.- Andre zmarszczył brwi. Wydawał się zdziwiony. -Ile gałek dla panienki Marinette i pana...?

-Adriena. Cztery.- Felix poczuł lekki stres. Czyżby ten lodziarz zauważył jakieś różnice pomiędzy nim, a kuzynem? To byłoby niemożliwe. Nikt nie jest w stanie ich odróżnić. Ten jednak jak gdyby nigdy nic rozpromienił się, nakładając lody.

-A tak, tak... Wanilia i kwaśne zielone jabłko, jeżyna i jagoda. Teraz pasuje. Proszę bardzo!- zadowolony wręczył rożek dziewczynie, a blondyn zapłacił. Odeszli kawałek, szukając dogodnego miejsca. Znaleźli idealne nad brzegiem Sekwany i usiedli, stykając się nogami. Felix przybliżył się jeszcze trochę, przez co Marinette zadrżała i pacnęła sobie lodami w nos. Chłopak wybuchł śmiechem.

-Poczekaj, ty mała niezdaro.- mruknął, po czym starł palcem zimną masę. Nie wziął jednak ręki z jej twarzy, a zostawił ją na policzku, wpatrując się w jej oczy. Były takie duże i błękitne, kolor przypominał mu niezapominajki. Patrzyły na niego tak ufnie. Przez chwilę świat wokół nich nie istniał. Obserwował, jak jej skóra powoli zalewa się czerwienią. Taka słodka, delikatna. Miał ochotę ją  pocałować. Mógłby naprawdę zakochać się w tej dziewczynie, gdyby tylko nie...

Usłyszeli gwałtowny szelest w krzakach za nimi. Mari podskoczyła.

-Słyszałeś? Co to było?- pisnęła, wystraszona.

Chłopak się skrzywił.

-Pewnie jakieś dzikie zwierze. Jedz, roztopią się.- mruknął. Nie spodziewał się, że taki szczegół może go tak zirytować.

-A ty jesz czy mam cię karmić?- zachichotała. 

***

To on powinien być na jego miejscu.

Ta myśl kołatała mu w głowie cały czas, gdy obserwował parę. Oglądanie tego było niemal fizycznie bolesne. Raz stracił nad sobą panowanie, gdy nad rzeką prawie się pocałowali. Nadepnął na jakąś gałązkę i wystraszył dziewczynę. Dziękował losowi, że nie chciało im się sprawdzać co dokładnie szeleściło, bo byłby spalony.

Teraz od niecałej godziny spacerowali po parku, coś szepcząc, i trzymając się za ręce.

Pocieszał go jedynie fakt, że Marinette myśli że to on. Naprawdę był nie do rozróżnienia, jeśli nie znało się mimiki jego kuzyna. A ona widziała go tylko raz, i to na krótko. Wciąż jednak jego serce rozdzierane było na nowo. Chciał jej szczęścia, ale nie w ten sposób. Czy los mógł zakpić z niego bardziej niż teraz? 

Czarny Kot [Miraculous] [Marichat]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz